[ Pobierz całość w formacie PDF ]

90
- Prawda. I zaczęli rżeć ze śmiechu, cała czwórka! Sven - Arne nie rozebrał się, tylko
wrzucił moje ubranie za sofę i krzyczał:  Patrzcie na tę krowę! Widzieliście kiedyś coś
straszniejszego? Zmierdzi oborÄ…!
- Katju! - szepnął Jonasz i przytulił ją mocniej. - Teraz rozumiem, dlaczego nie chciałaś
przyznać, że dobrowolnie rzuciłaś się w moje ramiona, tam na strychu! I dlaczego
pytałaś o moich kolegów dziś wieczorem. Czy naprawdę sądziłaś, że ja...?
- Nie - łkała - ale nie mogę pozbyć się lęku, on tkwi we mnie tak głęboko. Jonasz,
następne minuty, gdy walczyłam o moje ubranie, gdy ubierałam się pod ich nieustannym
śmiechem... Byłam bliska omdlenia!
- Nie mogę pojąć, jak to zniosłaś!
- Przeszkadzali mi. Rzucali do siebie ubranie. I szydzili. Słowa, które zapadły mi w
pamięć i nie dają się zapomnieć. Przedrzezniali mnie, parodiowali moje słowa o miłości.
- Dlatego tak bardzo boisz się okazywać uczucia!
Jonasz zaczął kląć tak gwałtownie, że Katja nieomal zapomniała o złych wspomnieniach.
- To wszystko - zakończyła. - Zachorowałam, szkoła skończyła się następnego tygodnia,
więc już ich więcej nie zobaczyłam. Zaraz potem przeprowadziłam się do miasta.
- Przeszłaś przez piekło! - szepnął. - Teraz rozumiem, czemu przemieniłaś się w twardą,
samotnÄ… KatjÄ™!
- Tak, mogłam się ukryć pod jej postacią.
Jonasz pogłaskał ją po policzku.
- Trudniej zrozumieć przemianę z brzydkiego kaczątka w łabędzicę - powiedział w
zamyśleniu.
- Nie zaszła tak od razu, o, nie! To był długi proces, chwilami bardzo bolesny. Przez
ostatnie dwa lata dokonywałam ostatecznego retuszu.
- Rozumiem. Jestem pod wrażeniem, chociaż wolałbym brzydkie kaczątko.
- Wątpię, czy w ogóle zwróciłbyś na mnie uwagę. Nie było na co. Chłopcy muszą widzieć
błyszczące opakowanie, dopiero wtedy nabierają ochoty, by sprawdzić, czy w środku jest
jakaś zawartość.
- To surowy sąd, ale chyba masz rację. A skąd wzięłaś ciętość języka?
91
- wiczenie czyni mistrza.
Połaskotał ją po policzku.
- Wiesz, że leżysz w moich ramionach i nie próbujesz się uwolnić? Może już jest po
wszystkim?
- O, nie - odrzekła gorzko. - Traktuję cię raczej jak ojca lub starszego brata. I tak jest
dobrze. Spinam się w sobie dopiero wtedy, gdy ktoś usiłuje dotrzeć do mojego wnętrza. I
nic nie mogę na to poradzić.
Oparła czoło o jego ramię.
- Jonasz, to boli! Czasami chcę zniknąć stąd na zawsze. Nie mam nic przeciwko
małżeństwu, miłości, dzieciom, choć wygaduję na ten temat niestworzone historie. Nie
marnuj czasu, znajdz sobie dziewczynę, która da ci ciepło, na jakie zasługujesz! Ja nie
mogę dać ci nic.
- %7łartujesz! - odpowiedział i pogładził ją łagodnie po włosach. - Właz pod kołdrę i śpij!
Zbudzę w tobie tę iskrę, bądz pewna! Trzeba nam obojgu cierpliwości!
Nie był tego jednak pewien. Ci nędznicy zadali Katarzynie śmiertelny cios. Skąd miała
wziąć wiarę w męską szczerość i odwagę, by wyjść na spotkanie miłości? I dać własną w
zamian?
Starannie otulił ją kołdrą. Kąciki ust opadły mu w wyrazie gorzkiej bezradności.
Pragnął jej. Nigdy wcześniej nie spotkał podobnej kobiety. Chciał dać jej miłość, opiekę i
spokojne życie. Jak miał jednak zburzyć ten mur, który zbudowała wokół siebie?
92
ROZDZIAA XIV
Jonasz stał nad Katją. Jeszcze się nie obudziła. Jasne włosy zakrywały jej twarz, palce
dłoni ginęły w rękawie za dużej piżamy. Nie miał serca jej budzić, bo wiedział, że zasnęła
dopiero nad ranem.
PrzykucnÄ…Å‚ i dotknÄ…Å‚ delikatnie ramienia dziewczyny.
- Katja. Jest pózno.
- Mmm.
- Katja! Obudz się! Szef stoi z zegarkiem w ręku.
Zatrzepotała powiekami
- Gdzie? Boże, on jest tutaj?
Jonasz uśmiechnął się.
- Ależ skąd. Siedzi pewnie zawiany, z jakąś druhną świętej Aucji na kolanach, i wcale nie
myśli o trudach poranka. Jest wpół do dziewiątej. Aazienka wolna, idę kupić coś na
śniadanie. Chcesz kawy?
Tknięta złym przeczuciem spytała:
- Wsypałeś rozpuszczalnej?
- Nie, właśnie mam zamiar to zrobić.
- Sama to zrobię - powiedziała szybko. - Idz!
- Dasz sobie radę? Trzeba wsypać...
- Nic nie trzeba wsypywać - mruknęła. - Idz, muszę wstać!
Kiedy wrócił z zakupami, była już ubrana i nakrywała do stołu. Posiłek przy
zlewozmywaku nie miał dla Katji żadnego uroku.
Nie wiedział, jak tego dokonała, lecz o nocnych przeżyciach świadczyły jedynie
spuchnięte, choć znakomicie przykryte makijażem powieki.
Była niespokojna.
- Jonasz, przez to wszystko zapomniałam o czymś bardzo ważnym.
93
Z entuzjazmem zasiadł przy nakrytym stole, nieczęsto miał po temu okazję.
- O czym?
- Mam egzaminy w szkole! Trzy lata pracy, testy zaczynajÄ… siÄ™ jutro! I jeszcze pojutrze
wieczorem, a trzeciego dnia trwają od rana, nawet na to konto zwolniłam się z pracy. A
teraz o wszystkim zapomniałam!
- Nic dziwnego, po tylu przejściach. Dasz sobie radę, moja miła, pomogę ci.
Katja zagryzła wargi.
- Muszę uczyć się historii sztuki i dokończyć rysunek. Jonasz, nie zdążę.
- Narysuj mnie, wtedy wybaczą ci wszelkie błędy! Dlaczego macie egzamin właśnie
teraz, szkoła przecież kończy się na wiosnę?
- Przez ostatnie półrocze odbywamy praktyki.
- Więc rzucasz pracę u Svantessona?
Spłoszyła się.
- Jeśli zdam egzamin. Pewnie i tak mnie wyleją.
- Zwolnij się, zanim zdążą cię wylać - poradził. - To nie jest miejsce dla ciebie. Zwietna
kawa, co z nią zrobiłaś?
- Nic wielkiego - uśmiechnęła się, zastanawiając się nad jego radą. Byłoby cudownie,
gdyby rzuciła tę firmę...
Chwycił pukiel jej włosów i nawinął sobie na palec.
- Katju, muszę wyjechać. Zobaczymy się wieczorem?
- A chcesz? - spytała zaskoczona. - Nie masz już dość histerycznych bab?
- Nigdy nie mam ich dość. Poważnie mówiąc, musisz iść dzisiaj do szkoły?
- Muszę, skandalicznie się zaniedbałam.
- Więc przyjadę po ciebie.
Zawahała się, potem uśmiechnęła niepewnie.
- To miłe z twojej strony, ale muszę wrócić do domu.
94
- Oczywiście, rozumiem. Odkazić się po gwałtownym zetknięciu z męskimi bakteriami.
Jesteś słodka!
Niemal w tej samej chwili zjawiÅ‚ siÄ™ inspektor Hultén.
- Proszę siadać - powiedziała Katja. - Może kanapkę? Kawę podajemy w kieliszkach.
- Dziękuję, jestem po śniadaniu. Noc minęła spokojnie?
Zapadła cisza.
- Gangsterzy siÄ™ nie pojawili - zaczÄ…Å‚ dyplomatycznie Jonasz. - A co u was?
- No cóż, mamy Stickana, ale on, rzecz jasna, nabrał wody w usta. Zrobiliśmy co innego.
- Co takiego?
- Wezwaliśmy do domu dyrektora Svantessona. Musimy wreszcie poznać całą prawdę.
- Jak do niego dotarliście? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •