[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zmarszczyła czoło. Wiedziała, że nikt przecież nie mógł wejść do środka, bo jedne i
drugie drzwi - główne i tylne - były teraz zamknięte od wewnątrz.
Czyżby to morze?
Nie, to jednak głosy. Przybliżały się i oddalały w różnych tonacjach. Szepty, ciche
mamrotanie, od czasu do czasu jakiś wyższy dzwięk. W pewnej chwili rozległ się nawet
przytłumiony śmiech. Odrażający, pusty śmiech.
Niestety, nie zdołała pochwycić ani jednego słowa.
Opuszczony kościół... Na zewnątrz tyle grobów. A może także w środku? W podziemiu
pod posadzkÄ…?
Przypomniała sobie różne historie o zmarłych pojawiających się o północy i podobne
makabryczne opowieści. Przestraszona nie na żarty, ogarnęła wzrokiem kościół u swych
stóp.
Nigdzie żywego ducha.
Ducha...?
31
Szepty ucichły. Maya wolała nie czekać, kiedy rozlegną się znowu, tylko jak najszybciej i
jak najciszej zeszła po stromych schodach.
Przez chwilę stała na dole, nie mogąc się zdecydować: czy ma wyjść czy spróbować
rozwiązać nieoczekiwaną zagadkę.
Po dłuższym wahaniu postanowiła zachować się po bohatersku. Na palcach przemknęła
do ołtarza, a za nim trafiła na drzwi do zakrystii. Duża i ozdobna mosiężna klamka była
zimna jak lód.
Duchy chyba się nie śmieją?
Ale przecież wyraznie słyszała czyjś złowrogi śmiech...
Tak jak myślała, drzwi były zamknięte. Ze środka nie dochodził żaden dzwięk.
A czego się spodziewała?
Pobiegła z powrotem i przez tylne drzwi wydostała się na zewnątrz.
Gdy nagle oślepiło ją światło dnia, miała wrażenie, że znalazła się w innym świecie.
Rozejrzała się szybko wokół siebie, ale nigdzie nie dostrzegła choćby najmniejszego
znaku życia. Ani jeden samochód nie jechał drogą prowadzącą na cypel, ani jedna łódz
nie płynęła po szarej wodzie. Fale obmywały spokojnie zewnętrzną ścianę kościoła;
cmentarny mur dawno już zniknął w morzu, a piasek przysypał leżące najbliżej niego
groby. Maya zawsze gorąco pragnęła, by kiedyś pochowano ją właśnie tutaj, w ciszy,  z
widokiem na morze , jak mówiła jako mała dziewczynka, rozśmieszając tym swoich
rodziców.
Ruszyła szybko drogą w kierunku domostw na Kyrkudden. Drzewa zasłaniały je prawie
całkowicie. Widać było tylko kilka strzelających w niebo wysokich kominów.
Gdy przeszła przez las, jej oczom ukazała się osada - dwanaście - piętnaście domów
nad zatoką, kilka wraków kutrów rybackich i uszkodzony pomost. Już dawno
zaprzestano tu połowów ryb. Woda została zanieczyszczona przez przemysł rozwijający
się w Mark, a rybacy zatrudnili się w tych samych fabrykach, które doprowadziły do
wyginięcia ryb. Mężczyzni wracali teraz po pracy do domu samochodami, każdy swoim, i
skarżyli się na korki na drogach.
Zajmowane przez nią dwa pokoje z kuchenną wnęką leżały na parterze w jednym z
dwóch otynkowanych na ciemno nowych budynków.
Maya nie czuła się dobrze w swoim mieszkaniu, o, nie!
32
Z jego okien widziała swój dawny dom, willę w stylu lat trzydziestych. Mieszkali w niej
teraz zupełnie obcy ludzie. Dlatego Maya wolała się jej wcale nie przyglądać. %7łeby nie
tęsknić. Gdy ojciec poszedł własną drogą, napisał w tym swoim śmiertelnie obojętnym
liście, że matka może zatrzymać dom i wszystko, co tylko chce. On niczego nie żąda -
poza wolnością. Matka jednak nie chciała mieszkać tu nadal, nieustannie narażona na
przejawy współczucia lub radości z powodu nieszczęścia, jakie ją spotkało. Sprzedała
więc dom i kupiła sobie mieszkanie w Oslo. Mieszka tam do dzisiaj, wciąż nie mogąc
zapomnieć doznanych krzywd.
Maya nie miała jeszcze ochoty wracać do siebie. Poszła więc drogą wiodącą od zatoki
do głównej drogi, i dalej aż do Mark. Powietrze było czyste i rześkie, od morza wiał
chłodny, lekki wiatr, który, jak miała nadzieję, filtrował jej płuca, zanieczyszczone
wielkomiejskim smogiem.
Idąc zastanawiała się nad tą zadziwiającą powściągliwością, z jaką przyjęto ją w Mark, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •