[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chwili, gdy dowiedziała się nieco więcej.
80
Móri nie chciał dać za wygraną i wyrażał przekonanie, że Theresa powinna go
odszukać.
- Ale gdybyśmy księżnę bardzo prosili? - pytał.
Ona wahała się długo. Policzki jej płonęły, od czasu do czasu na wargach pojawiał się
uśmiech szczęścia, lecz natychmiast gasł.
- Przecież nie mogę z całą paradą, jaka przystoi osobie książęcego rodu, odwiedzać
pokornego sługi Kościoła. To by wzbudziło zbyt wielkie zainteresowanie.
- Ale dlaczego z całą paradą?
Milczeli.
- Mogłabym pojechać konno. W tajemnicy - rzekła Theresa niepewnie. - To niedaleko.
- Słusznie. Z niewielką eskortą - zgodził się Móri.
- O, nie! Niepotrzebna jest żadna eskorta! Nie do niego. Bardzo bym chciała pokazać
mu Tiril, ale z tym trzeba będzie jeszcze poczekać, prawda?
- Jakiś czas tak. Najlepiej będzie przygotować go na wiadomość, że jest ojcem i
dziadkiem - powiedział Móri ze złośliwym uśmiechem.
- O, on taki młody! - zawołała Theresa. - To niepojęte, że został już dziadkiem.
- A kiedy widziała go pani po raz ostatni?
- No, to już będzie ponad dwadzieścia lat.
Móri nie powiedział nic. Kiedy Theresa sama zrozumiała, jak nielogicznie brzmią jej
słowa, wybuchnęła śmiechem.
- Chętnie pojadę i spotkam się z nim - powiedziała z udanym spokojem, ale krew
pulsowała jej na szyi, a oddech miała przyspieszony.
- Ale nie wolno pani jechać samej - stanowczo stwierdził Móri. - Pozwoli pani, że
będę jej towarzyszył? Mogę zaczekać na zewnątrz, rzecz jasna, lecz droga jest zbyt
niebezpieczna dla samotnej kobiety.
- Czy ty myślisz, że ja się wstydzę mego zięcia? Dziękuję ci, chętnie zgodzę się na
eskortę w twojej osobie. I będziesz mi towarzyszył do końca, pójdziesz się przywitać z ojcem
Tiril. Ona sama z naturalnych powodów musi zostać z dzieckiem.
Tiril przyjęła tę decyzję z największą radością.
W toku przygotowań okazało się, że w podróż do Innsbrucku Theresa musi zabrać
różne rzeczy, postanowiono zatem, że pojedzie małym powozem, nie budzącym wielkiego
zainteresowania, Móri natomiast konno, obok niej lub przodem w zależności od tego, jak
szeroka będzie droga.
81
Podróż minęła bez komplikacji, a ponieważ musieli i tak gdzieś zanocować, Theresa
postanowiła, że najlepiej od razu udać się do siedziby kanonika, w której nadal mieszkał
Engelbert. Po wizycie skierują się do jakiejś gospody w Innsbrucku i tam spędzą noc. Policzki
płonęły jej z przejęcia i Móri uważał, że jest tego dnia bardzo ładna i wygląda młodzieńczo.
Siedziba biskupia tutejszej diecezji znajdowała się poza Innsbruckiem, Engelbert
jednak chciał pozostać mieście. Dom kanonika służył mu przez wiele lat, a on był w zasadzie
człowiekiem o dość konserwatywnych poglądach, nie lubił zmian. Inna sprawa, że pałac
biskupi znajdował się w dość opłakanym stanie i Engelbert wydał już polecenia, co i jak
należy przebudować i doprowadzić do porządku, zanim on sam się tam przeniesie.
Móri uważał, że to wszystko nie bardzo się zgadza z opisem Theresy, przedstawiającej
go jako człowieka wielkiej pokory, który zrezygnował z własnych pragnień i poświęcił się
wyłącznie służbie Bogu.
Asceza nie jest cechą charakterystyczną tego człowieka, myślał Móri, kiedy w
bibliotece kanonii czekali na przybycie Engelberta.
Ten człowiek, który w codziennej sutannie katolickiego biskupa szedł im na
spotkanie, był dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażał Móri. Wyglądał zdumiewająco
młodo, o dość pełnej figurze od bardzo smakowitych obiadów, ale w żadnym razie otyły.
Tylko jakby lekko rozmazane linie podbródka i nieco zbyt obszerna talia. Ale za kilka lat..?
Włosy miał płowoblond, jak Tiril w dzieciństwie, po nim też córka odziedziczyła
krępą figurę, poza tym jednak żadne podobieństwo nie rzucało się w oczy.
Biskup Engelbert był wyjątkowo urodziwym mężczyzną. O łagodnych rysach i...
Aagodnych?
Móri musiał przyznać rację cesarzowi Karolowi. To bardzo prawdopodobne, że biskup
był łagodny, lecz gołym okiem widać było również, że to człowiek słaby. I to bardzo.
Rozpostarł ramiona, jakby chciał zamknąć księżnę serdecznym powitalnym uścisku,
którego jednak wcale nie zamierzał wykonać, i szedł przez obszerną bibliotekę.
- Theresa! Przyjaciółka mego dzieciństwa! Jak wspaniale znowu cię widzieć!
Dostałem twój list i czekam na ciebie w domu. Co prawda z tego powodu odwołałem bardzo
ważną konferencję z nuncjuszem apostolskim z Watykanu, ale przecież musiałem się z tobą
spotkać! Przez cały czas podróży towarzyszyłem ci, posyłając błogosławieństwo Boże!
Biskup ujął dłonie księżnej i zamknął je w gorącym, długotrwałym uścisku, patrząc jej
przy tym w oczy tak natarczywie, że Móri poczuł się nieswojo.
Theresa opanowała się po wzruszeniach powitania.
82
- Najdroższy przyjacielu - rzekła. - Chciałabym ci przedstawić mego zięcia. To Móri.
On pochodzi z Islandii.
- Z Islandii? - powtórzył biskup studiując uważnie twarz Móriego spojrzeniem, które
on sam uważał pewnie za przenikliwe. Ale to nieprawda, jego spojrzenie było niepewne i
rozbiegane. - Macie tam dobrych katolików?
- Niewielu - odparł Móri. - Islandia w tysiąc pięćset trzydziestym siódmym roku
przeszła na obrządek luterański.
Biskup Engelbert uczynił znak krzyża.
- Niech Pan ma w opiece te wasze nieszczęsne dusze - mruknął, a potem wymamrotał
jakąś dłuższą modlitwę po łacinie. Następnie zwrócił się znowu do Theresy.
- Ale ty, moja najdroższa siostro w Duchu Zwiętym, ty pozostałaś dobrą katoliczką,
prawda?
- Nie tak dobrą, jak bym pragnęła. - Po czym dodała pospiesznie: - Engelbercie, ja...
On poprawił ją z udanym skrępowaniem:
- Biskupie Engelbercie - uśmiechnął się czarująco.
- Wybacz mi. - Theresa pochyliła głowę. - Mamy poważne kłopoty.
Biskup rzucił pospiesznie okiem w stronę Móriego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •