[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zastała go w kuchni; wciągał właśnie przez głowę czarny sweter. Na nogach miał czarne
spodnie i wyglądał nieprzyzwoicie seksownie. O mało nie zawołała go z powrotem do
Å‚azienki na szybki numerek.
- Chodzmy. - Złapała kurtkę i pojechała z Ianem windą na parter. - Przygotowywaliśmy
dzisiaj salÄ™ balowÄ… na tÄ™ wielkÄ… imprezÄ™.
Kiwnął głową.
- Phineas powiedział, że nauczy mnie bardziej nowoczesnych tańców, żebym mógł z tobą
zatańczyć. Znam tylko menueta, walca i kilka kontredansów.
Uśmiechnęła się do niego, kiedy wychodzili z windy.
- Chcesz ze mną zatańczyć?
- Tak. Phineas powiedział, że muszę umieć bujać biodrami i jamować.
Roześmiała się.
- Będziesz tańczył hip-hop w kilcie?
- Tak właściwie to będę miał na sobie kostium Mikołaja, podobnie jak dziewięćdziesięciu
dziewięciu pozostałych facetów.
- Po co wam tyle kostiumów? - Wskazała zamknięty pokój naprzeciwko gabinetu
dentystycznego. - O co chodzi z tym tajemniczym Mikołajem?
- Gdybym ci powiedział, przestałoby być tajemniczo.
Pacnęła go w ramię.
- Ja ci zdradziłam moje tajemnice.
- Nie wszystkie. Ciągle nie wiem, jak brzmi twoje pełne imię.
- Nie widzę powodu, by to ujawniać w tej chwili.
- Nie może być aż takie złe. Ja jestem Ian David MacPhie.
- To bardzo ładne imię. Nietrudno się do niego przyznać. - Otworzyła drzwi do sali
konferencyjnej. - No, jesteśmy. Carlos wszystko zaplanował.
- Wolę raczej sam wszystko planować. - Wszedł do środka ze zmarszczonymi brwiami. -
Dobry wieczór, Carlos.
- Cześć, Ian. Fajne spodnie. Uwielbiam skórę. Masz tu swój telefon, Toni.
Wsunęła komórkę do kieszeni spodni, Ian obejrzał plan Shady Oaks.
- To jest trzeci oddział. - Carlos wskazał palcem. - Tutaj trzymają Sabrinę. Przy drzwiach
wejściowych siedzi strażnik, ale zauważyłem, że jest wejście od tyłu, tutaj. Myślisz, że
dasz radę się tam teleportować niezauważony?
Ian spojrzał na niego obojętnie.
- Teleportowałem się do Langley i nie wykryto mnie.
Carlos uniósł brew.
- Więc uznaję to za odpowiedz twierdzącą.
Toni stłumiła uśmiech. Miała nadzieję, że ci dwaj nie zaczną się licytować, kto ma większe
ego. Ian skinął głową.
- Dam radÄ™.
132
- Poczekam na was w samochodzie. Mogę zaparkować tutaj albo tutaj. - Carlos wskazał
parking od frontu i tylną bramę służbową.
- Lepiej na parkingu - powiedział Ian. - Będzie mniej podejrzanie.
- Też prawda.
Ian posłał mu spojrzenie z ukosa.
- Robiłeś już wcześniej takie rzeczy.
Carlos zwinÄ…Å‚ plan.
- Moje badania rzucały mnie w różne dziwne miejsca i sytuacje.
- Jakiego rodzaju badania?
- Pierwotnych kultur, głównie w Ameryce Południowej i południowo-wschodniej Azji. -
Podszedł do laptopa. - Tą trasą zawiozę nas do hotelu. To niepozorny hotelik w Queens,
zapłaciłem z góry gotówką.
Ian przez chwilę przyglądał się mapie.
- Wygląda w porządku. Muszę dopilnować tutaj jeszcze paru rzeczy, więc pojedzcie na
miejsce. Toni zadzwoni do mnie i teleportujÄ™ siÄ™ do was.
- Dobra. - Carlos zamknął laptopa. - Do dzieła.
Pod Shady Oaks Carlos zaparkował jaguara w ciemnym kącie. Toni zadzwoniła do Iana,
który zmaterializował się obok niej na parkingu.
- Idę z tobą - oznajmiła.
- Nie. Nie mogę teleportować dwóch osób jednocześnie.
Co za uparciuch.
- Więc zrobisz dwie rundki.
Carlos wysiadł zza kierownicy.
- Co siÄ™ dzieje?
- Toni chce się narazić na niebezpieczeństwo - mruknął Ian.
- Musisz mnie wziąć ze sobą - nalegała Toni. - Niby jak poznasz Sabrinę?
- Spodziewam się, że może mi się przedstawić.
Toni spojrzała na niego z irytacją.
- Może spać. A jeśli nawet nie, może zacząć krzyczeć i podnieść alarm. Jeśli tam będę,
uspokojÄ™ jÄ….
- Zdaje się, że Toni ma rację - powiedział Carlos. Toni posłała mu uśmiech wdzięczności.
Ian zacisnął szczęki.
- W porzÄ…dku.
- Aatwiej ci będzie podejść od wschodu - zasugerował Carlos.
- PoradzÄ™ sobie - warknÄ…Å‚ Ian. - Chodz, Toni.
Ruszyła obok niego przez parking w stronę wschodniego skrzydła szpitala.
- Carlos tylko chce pomóc. Naprawdę troszczy się o Sabrinę.
- I ciebie.
Zastanawiała się, czy był zazdrosny.
- Jesteśmy po prostu dobrymi przyjaciółmi.
- Nie chciałem być zrzędą - mruknął Ian. - Po prostu przywykłem robić takie rzeczy sam.
- Dlaczego?
Milczał, idąc wzdłuż muru od wschodu. Wreszcie odezwał się:
- Nigdy nie chciałem pracować z resztą chłopaków, bo traktowali mnie jak dziecko.
- Och. Przepraszam. To musiało być strasznie frustrujące, tak długo wyglądać jak
piętnastolatek.
- Prawie pięćset lat. - Spojrzał na nią. - Cieszę się, że nie znałaś mnie w tamtej postaci.
133
Zawsze widziałaś we mnie mężczyznę, którym czułem się przez te wszystkie lata.
- Jesteś wspaniałym mężczyzną, Ian.
Wziął ją za rękę.
- Och, twoje biedne paluszki przemarzły. - Chwycił jej dłoń między swoje dłonie.
- To dąb, na który wspinał się Carlos. - Wskazała drzewo wolną ręką. - Dziedziniec jest za
tym murem.
Puścił jej rękę.
- ZajrzÄ™ tam.
Zamrugała, kiedy zaczął się unosić do szczytu muru.
- W porządku. Chodz. - Wyciągnął do niej lewą rękę.
- Ja nie umiem... - Urwała, kiedy opadł dwa metry w dół. Chwycił ją za rękę i pociągnął w
ramiona, po czym znów uniósł się do szczytu muru.
Zarzuciła mu ręce na szyję.
Jego zęby błysnęły bielą w ciemności.
- Nie musisz mnie dusić, skarbie. Nie upuszczę cię.
- Przepraszam. - Spróbowała się rozluznić. - Nie jestem przyzwyczajona lewitować dwa
metry nad ziemią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •