[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A właśnie to ja pierwsza zobaczyłam, jak się bociany biją o gniazdo.
- A kiedy przecież pan Kłusakowski powiedział przy obiedzie...
- Pan Kłusakowski powiedział, a ja widziałam. On nie mógł widzieć
pierwszy, bo cały ranek był w polu.
- To może z rewolweru też nie on strzelił obcym bocianom na postrach?
- No... on, ale to było pózniej. A ja widziałam, jak się biły jeszcze
przed pierwszem śniadaniem.
- Dobrze już, dobrze...
- A co? Może nie wierzysz? To ci jeszcze powiem...
Ale Mania przerywała dyskusję westchnieniem:
- Szkoda Markowa! Często myślę, że gdybyśmy się wszyscy jeszcze więcej
starali, pracowali jeszcze gorliwiej - uniknęłoby się sprzedaży. Dla mnie
to był cios - dokończyła ciszej. - Z początku nie mogłam wyobrazić sobie
tego życia w mieście. Teraz już trochę przywykłam, ale zawsze... Biedny
tatuś! On cierpiał nad tem jeszcze więcej, niż my. Bo przecież Markowo
nigdy nie było w obcych rękach. Dziadek zostawił je ojcu, a dziadkowi -
nasz pradziad... Tam, w parafjalnym kościółku, do dziś dnia znajdują się
bardzo stare papiery, dokumenty dotyczÄ…ce naszej rodziny. A na cmentarzu sÄ…
bardzo stare groby. I nasza mała siostrzyczka tam leży... I babunia, którą
jeszcze Wandzia musi pamiętać...
- A jakże. Miała tylko jeden ząb, ale za to bardzo wielki i żółty i
strugała o niego rzodkiewkę. A w jej pokoju pachniało zielonym serem, co go
zawsze suszyła na piecu i częstowała każdego, czy chciał, czy nie chciał.
- Fe, Wandziu! Jak można tak mówić o babuni. Zresztą - ty byłaś malutka,
a babunia już bardzo stara. Ja pamiętam czasy, gdy miała więcej zębów i
ubierała się w piękne, staromodne suknie z kaszmiru. Była bardzo pobożna i
codziennie uczyła nas nowego pacierza. Michasia i mnie. A potem, gdy
umarła, zostało po niej takie mnóstwo książek do nabożeństwa i świętych
obrazków, że nie widzieliśmy, co z tem robić.
Tadeusz wysłuchiwał spokojnych opowiadań Mani i czasem myślał: jaka ona
dziecinna pomimo swoich dwudziestu czterech lat. A częściej myślał: jaka
ona musi być dobra! I usiłował przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek
powiedziała o kimś co złego? Nie. Nawet dla Ciszewskiej znajdowała
usprawiedliwienie:
- Zdziera od nas za to mieszkanie, ale potrzebuje pieniędzy. Podobno
gdzieś zagranicą ma syna, który dużo wydaje.,. To nie jest zła kobieta,
tylko bardzo osamotniona i dlatego nieco zgorzkniała.
Wandzia była innego zdania:
- Dokucza Mani, więc jej niecierpię. Znienawidziałabym każdego, ktoby był
zły dla Mani!
Tadeusz miał wielką ochotę uściskać dziewczynę za te słowa.
Wieczorami, gdy już Wandzia była zmęczona, wychodzili do sąsiedniego
pokoju. Tadeusz miał zamiar pożegnać się wkrótce, ale odwlekał tę. chwilę.
Mania zazwyczaj pytała:
- Napije siÄ™ pan herbaty?
I Tadeusz uczuwał raptownie wielki pociąg do, herbaty, choć przed minutą
jeszcze nie doznawał pragnienia. Siadał na kanapie i czekał, aż się woda w
imbryczku zagrzeje. Przez ten czas przypatrywał się Mani; śledził jej ruchy
i zawsze doznawał dziwnie błogiej radości, stwierdzając po raz setny, że
ona ma w każdem spojrzeniu, w każdem pochyleniu głowy i w każdym geście
niewysłowiony wdzięk; miał wrażenie, że od jej palców promienieje ciepło i
dobroć, kładąc swe piętno nawet na martwe przedmioty. Zdawało się, że traci
pospolitość swą i nabierają szlachetniejszych kształtów pod tem
dotknięciem.
- Jaki to ładny kubeczek - myślał wtedy, przypatrując się fajansowej
skorupce, którą właśnie brała ze stołu. - Jaki milutki wazonik! Jak ona to
robi, że nawet naftowa maszynka, zapalona jej dłonią, nie kopci i nie
syczy, jak każda inna maszynka, w każdem innem mieszkaniu?
- Jest już herbata - mówiła panna Lipska, a Tadeusz budził się z zadumy,
zadziwiony intonacją jej głosu, który z tak prostych słów potrafił zrobić
coś, jakby fragment pięknego wiersza.
Często też, gdy Mania czytała głośno dla Wandzi, przymykał oczy i
wsłuchiwał się w rytmikę wierszy. Niektóre znał i pamiętał z dzieciństwa,
inne słyszał pierwszy raz w życiu, ale wszystko, co wybierała do czytania
ze starych, zniszczonych książek, było piękne, było harmonijne, jak jej
ruchy i głos.
Pewnego dnia wszedł do pokoju tak cicho, że obie siostry nie zauważyły
go. Mania siedziała pod oknem, z którego padało światło na książkę otwartą
i czytała półgłosem. Wandzia miała oczy zamknięte i równy, głęboki oddech
śpiącej. Mania czytała:
"Czy dzisiaj świat postarzał, czy w oczach ściemniało?
Bóg to wie. Krew po sercu ślizga się powoli,
Serce wiele wymaga, a wrażeń tak mało...
Dobre niebardzo cieszy, złe niebardzo boli.
Gdy się dusza zbłąkana w niepewnościach miota,
A książka ich objaśnić, zwalczyć nie pomoże,
Zapłaczesz: gdzie jest owa dziecinna prostota?
Gdzie wiara..."
Umilkła, przewracając kartkę i wówczas dopiero dostrzegła Tadeusza.
- Ach, to pan! Nie wiedziałam, kiedy pan wszedł tutaj!
- Widzi pani, jak to niebezpiecznie powierzyć komuś klucz od mieszkania.
Mogłem obrabować dom, a paniby nie usłyszała...
- Cicho - szepnęła - Wandzia śpi. Proszę zaczekać na mnie w tamtym
pokoju. Cały ranek była dziś rozdrażniona i grymasiła, jak trzyletnie
dziecko. Wreszcie - zaczęłam jej czytać po obiedzie, no - i zasnęła.
- Co to za poezje, można wiedzieć? - spytał, gdy Mania zjawiła się po
chwili z tą samą książką w ręku. Słyszałam kilka ostatnich wierszy. Bardzo
piękne.
- Nie zna pan? Niemożliwe. Ta książka była chyba w każdym dworku
polskim...
I poczęła mówić z pamięci:
"Pod niegminną i niepodłą
Urodziliśmy się gwiazdą:
Herb Dęboróg nasze godło,
Stary PoleÅ› nasze gniazdo.
Z dziadów, z ojców w naszym rodzie
Szlachta drobna, lecz zasobna,
Krzywo pisze, prosto orze..."
- Wiem już, wiem! "Urodzony" Jan Dęboróg. Zdaje się, że Kondratowicza,
albo Syrokomli?
- Tak, albo raczej, obu tych panów w jednej osobie - odparła, śmiejąc
się, ale bez cienia złośliwości. - Nic dziwnego, mógł pan zapomnieć.
Czytywało się te rzeczy w szkolnych ławkach i rzadko kto do nich powraca.
Poprostu czasu brak... A szkoda, bo sÄ… tu prawdziwe skarby poezji, a tak
pełne prostoty... Ja osobiście przepadam za Dęborogiem. Nie dlatego, że
"urodzony" ale, że mi tak bardzo przypomina dziecinne lata... W sąsiedztwie
Markowa roiło się od takich Dęborogów. Nawet - nasz tatuś do końca życia
"miał swoje uprzedzenia, miał swoje przywary. Naprzykład wierzył mocno w
katechizm jedyny, że szlachcic stworzon z innej, a chłop z innej gliny"...
Drogi, biedny mój tatuś. Zapłacił za te uprzedzenia drogo... Możeby żył w
zdrowiu do dziÅ› dnia, gdyby nie MichaÅ› i nie utrata Markowa...
Potrząsnęła głową i rzekła już innym tonem:
- Ale ja tu plotę, a pan się pewnie śmiertelnie nudzi. Lepiej zaraz
przygotuję herbatę. To tak zawsze ze mną, gdy zacznę czytać zadużo wierszy.
Roi mi się po głowie Bóg wie co... W każdem słowie, w każdym opisie
przyrody odnajduję wspomnienia z dzieciństwa. Zapominam, że tamto jest
przeszłością umarłą, pogrzebaną i że należy znajdować piękno tu, gdzie żyję
obecnie.
- Czyli w tych murach, w sąsiedztwie madame Ciszewskiej? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •