[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stole talerz i podsunęła Markowi, który chwycił go
obiema rękami. - Obaj jesteście stuknięci. Wypisz,
wymaluj głupi i głupszy.
Wyglądali na idiotów, ale kochała ich obu.
Zamiast usiąść przy stole, wzięła pusty talerz Mar-
ka i włożyła do zlewu, powtarzając sobie, że wybrała
niefortunne określenie. Rzecz jasna, syna kochała nad
życie, a dawno temu darzyła też ogromnym uczuciem
jego ojca, ale ten odmieniony Mark Maxwell nie był
jej ukochanym.
- Pyszne ciastka, mamo - pochwalił Trevor, się-
gajÄ…c po drugie.
- Bardzo smaczne - wtórował Mark.
- PojadÄ™ rowerem do Jacoba, dobra? ChcÄ™ mu po-
wiedzieć, że Mark będzie udawał mojego trenera.
- Czy mogę - poprawiła machinalnie Emily - po-
jechać rowerem do Jacoba?
- Nie masz roweru. Trafiona, zatopiona! - odparł
z uśmiechem Trevor. - Tylko żartowałem. No do-
bra... Mogę jechać?
- Najpierw sprzątnij ze stołu. Dobrze wiesz, że to
twoja działka. Kiedy zapalą się latarnie uliczne, masz
być w domu.
- Spoko, matula - zapewnił Trevor, odgryzając
spory kęs ciastka. - Wezmę... Mogę wziąć parę dla
Jacoba?
- Proszę bardzo, jeśli coś zostało.
58 JOAN ELLIOTT P1CKART
- Sprzątnę za ciebie, Trevor - wtrącił Mark.
- Fajnie. Dzięki - powiedział chłopak. Odsunął
krzesło, wziął z ceramicznego pojemnika czystą ser-
wetkÄ™, zawinÄ…Å‚ w niÄ… kilka ciastek i wsunÄ…Å‚ je do
kieszeni. - To ja spadam.
- Spotykamy się jutro o dziewiątej - przypomniał
Mark.
- Będę gotowy. - Trevor kiwnął głową. - Cześć.
Gdy wyszedł, Emily sięgnęła po naczynie z resztką
ziemniaków, ale Mark chwycił ją za rękę.
- Obiecałem sprzątnąć ze stołu - przypomniał.
- To nie jest zajęcie dla gościa - odparła drżącym
głosem. Zbita z tropu oddychała z trudem.
- Czuję się jak domownik. To zwykła rodzinna
kolacja, a ja się do was wprosiłem. Było fajnie. Pa-
miętam takie miłe posiłki przy kuchennym stole z
czasów, gdy po śmierci ojca mieszkałem u twoich
dziadków. Spędziłem u ciebie bardzo miłe popołu-
dnie. Zwietnie gotujesz. Dzięki... za wszystko.
- To ja dziękuję za miłe słowa. Zwietnie ci idzie
z Trevorem.
Mark puścił w końcu rękę Emily. Wstał od stołu
podszedł bliżej i położył dłonie na jej ramionach.
- Dopiero dziś zdałem sobie sprawę, ile mnie
ominęło. Straciłem kawał jego życia. Szkoda, że
nie widziałem pierwszego uśmiechu ani chwiej-
nych kroczków, nie słyszałem dziecinnie przekrę-
canych słów. Niech to wszyscy diabli... Emily, co
się z nami stało? Dlaczego przestałaś mnie kochać?
Tak wiele nas łączyło i nagle... Trudno
zrozumieć.
MIAOZ Z LAT SZKOLNYCH 59
W głowie się nie mieści, że nagle stałem ci się obo-
jętny. Powiedz coś. Emily pokręciła głową.
- Po co wracać do przeszłości? Byłam zbyt młoda,
niedojrzała... I tak nic by z tego nie wyszło - powie-
działa, unikając jego wzroku. Patrzyła na szarą ko-
szulkę. - Dziecko nie uratuje małżeństwa, gdy rodzice
już nie... gdy miłość się kończy. Mark, przestań.
Bardzo ciÄ™ proszÄ™.
- Popatrz na mnie, Emily.
Niechętnie podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Kiedy wyjeżdżałem do Bostonu na studia, pła-
kałaś, jakby serce pękało ci z żalu, że się rozstajemy.
Raz po raz powtarzałaś, jak bardzo mnie kochasz, że
będziesz tęsknić i czekać, aż dam znak, że możesz do
mnie przyjechać.
- Dosyć - szepnęła Emily, czując łzy pod powie-
kami.
- Kiedy ostatni raz cię pocałowałem, twoje usta
były słone od łez. Przez wiele dni, tygodni, a nawet
miesięcy, czułem ten smak. Serce mi się krajało, bo
płakałaś z mojego powodu. - Wolno pochylił się nad
Emily. - Pamiętasz tamten pocałunek?
- Tak, ale... - Dwie wielkie łzy spłynęły po jej
policzkach. I jeszcze dwie.
- Pocałunek słony od łez. Tak samo jak ten - dodał
Mark głosem schrypniętym z przejęcia.
DotknÄ…Å‚ jej wilgotnych, rozchylonych warg i prze-
sunął po nich językiem. Gdy przyciągnął ją do siebie
i zamknął w objęciach, odruchowo uniosła ramiona
60 JOAN ELLIOTT PICKART
i objęła go za szyję. Nie protestowała, gdy całował ją
coraz zachłanniej. Chłonęła cudowne odczucia, które
porwały ją niczym wezbrana rzeka.
Tak samo jak wówczas, kiedy w salonie Margaret
i Roberta MacAllisterów zobaczyła go po tylu latach,
czas nagle cofnął się dla niej. Oboje znów byli młodzi
i zakochani. Poza nimi nic się teraz nie liczyło.
Mark uniósł głowę, żeby zaczerpnąć powietrza, ale
nim znów pocałował Emily, ta wróciła do rzeczywi-
stości.
- Nie - powiedziała, odpychając go dłońmi przy
ciśniętymi do szerokiego torsu. - Nie, Mark.
Posłusznie rozluznił uścisk. Cofnęła się, obronnym
gestem zaciskając ramiona wokół talii.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]