[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sposób Sabine się tu zadomowi i obejmie willę w posiadanie.
Wiedziała, że powinna dokupić nieco mebli, wygodny materac,
pościel...
Kiedy weszła do sieni, zauważyła na podłodze kopertę. Cie-
kawe, jak się tutaj znalazła... Pewnie zaszło jakieś nieporozu-
mienie, pomyślała. Nie było żadnego adresu lub nazwiska, bra-
kowało też znaczka pocztowego, a zatem gdy Sabine spała, ktoś
przyniósł ten list i wsunął go pod drzwi.
W środku była pojedyncza kartka papieru. W oficjalnej for-
mie baronowa de Rochefort przesyłała pozdrowienia mademo-
iselle Russell, jak również uprzejmie informowała, że byłaby
wielce zobowiązana, gdyby o trzeciej po południu mogła ją go-
ścić w zamku.
To brzmi jak wezwanie od udzielnego władcy, pomyślała zi-
rytowana dziewczyna. Baronowa de Rochefort, czyli madame
Heloise, musiała już dojść do siebie po wypadku i zapewne jest
w bojowym nastroju. Sabine miała jeszcze sporo czasu, by zde-
cydować, czy przyjmie to aroganckie zaproszenie.
Wielkie porządki zaczęła od kuchni. Najpierw dokładnie
46
S
R
umyła kredens i do połysku wyszorowała podłogę. Złość na fa-
milię de Rochefort wyładowała podczas zażartego boju z kurzem
i pajęczynami. W południe zjadła lekki posiłek i znów zabrała
siÄ™ do pracy.
Właśnie myła okna, gdy usłyszała odgłos silnika i na-
tychmiast poczuła, jak odruchowo napina wszystkie mięśnie.
Wymyślając sobie od histeryczek, natychmiast wróciła do pracy.
Postanowiła, że nie będzie sprawdzać, kto przyjechał.
- Mademoiselle Russell? - usłyszała miły, dziewczęcy głos.
Odwróciła się i ujrzała ładną, dość pulchną dziewczynę o pięk-
nych, kasztanowych włosach, która wyglądała na jej rówieśnicz-
kę. Nieznajoma uśmiechnęła się serdecznie i wyciągnęła rękę na
powitanie. Sabine wytarła dłonie w szorty i uścisnęła jej dłoń.
- Czy my się znamy? - zapytała niepewnie. Dziewczyna
znowu się uśmiechnęła i zaprzeczyła ruchem głowy.
- Mieszkam z ciotką na farmie, jesteśmy więc sąsiadkami.
Nazywam siÄ™ Marie-Christine Lavaux.
Zwykła sąsiedzka wizyta, pomyślała z ulgą Sabine i twarz
jej się wypogodziła.
- Czego się pani napije? Może kawy? Albo kieliszek wina?
- Następnym razem - odmówiła grzecznie Marie-Christine i
zmarszczyła nosek, robiąc śmieszną minę. - Niestety, tym ra-
zem, przysłano mnie, abym towarzyszyła pani w drodze do
zamku na spotkanie z baronowÄ….
47
S
R
- Zamilkła na chwilę. - Jestem sekretarką pani de Rochefort.
Mam nadzieję, że znalazła pani list, który zostawiłam dzisiaj
rano?
- Owszem. - W głosie Sabine zabrzmiała głęboka niechęć. -
Nie jestem pewna, czy mam ochotę widzieć się z panią baro-
nowÄ….
- Dlaczego? - Marie-Christine uniosła brwi.
- Proszę mi coś wyjaśnić - odparła Sabine. - Kiedy widziały-
śmy się po raz pierwszy, zemdlała na mój widok i wjechała na
drzewo. Co ją tak przeraziło?
- Ach, chodzi o wypadek. - Marie-Christine ponownie
zmarszczyła nos. - Już doszła do siebie. Madame jest silniejsza,
niż na to wygląda.
Sprytna dziewczyna, pomyślała Sabine, zbyła mnie i nie
odpowiedziała na pytanie.
- Dlaczego pani baronowa chce się ze mną zobaczyć?
- Proszę zrozumieć, jestem tylko sekretarką, a nie przyjaciół-
ką madame, i o wielu sprawach, szczególnie prywatnej natury,
nie wiem. - Marie-Christine wzruszyła ramionami. - Pewnie
chce pani podziękować za pomoc.
- Uśmiechnęła się. - Gdy uda się pani na to spotkanie,
wszystkiego się pani dowie! Czy zamierza się pani przebrać?
dodała dyplomatycznie.
- A w jakim celu? - odpowiedziała zaczepnie Sabine. - Do-
skonale się czuję w tym stroju. Po co mam zmieniać ubranie,
skoro nigdzie siÄ™ nie wybieram?
- Przysłano mnie, abym panią sprowadziła - powiedziała
Marie-Christine z ponurą miną. - Będę miała duże nieprzyjem-
48
S
R
ności, jeśli wrócę sama, bowiem nie zdarza się, by życzenia
madame były lekceważone.
- To widać rodzinna cecha - mruknęła Sabine.
- Nie dosłyszałam pani...
- Nieważne - powiedziała z rezygnacją Sabine. - No dobrze,
poddaję się. Czy jaśnie pani baronowa oczekuje, że przyjdę w
kapeluszu i rękawiczkach? - nie mogła sobie odmówić drobnej
złośliwości.
Włożyła prostą, bawełnianą sukienkę, sięgającą prawie do
kostek, z guzikami od góry do dołu, krótkimi rękawami i dużym
kwadratowym kołnierzem, a pod wpływem nagłego impulsu na-
łożyła na szyję medalion. To mój talizman, pomyślała, w razie
niebezpieczeństwa ochroni mnie. Wzięła głęboki oddech i ruszy-
Å‚a ku swemu przeznaczeniu.
49
S
R
Rozdział 4
Kiedy Sabine wyszła z sypialni, Marie-Christine czekała w
salonie, rozglądając się wokół.
- Nie mam tu jeszcze żadnych mebli - powiedziała. - Jutro
pojadę coś kupić.
- To zbyteczne - odparła Marie-Christine. - Mnóstwo sprzę-
tów z tego domu czeka w przechowalni. Kiedy umarł monsieur
Fabien, moja ciotka dopilnowała, aby je tam przewieziono, ja-
ko że pusty dom przyciąga złodziei. Ciocia na dwa dni wyjecha-
ła do Paryża w interesach, ale wraca dziś wieczorem. Może pani
z nią porozmawiać.
Sabine była kompletnie zaskoczona.
- Kim był monsieur Fabien? - spytała, gdy szły do samocho-
du. Marie-Christine spoważniała.
- Bratem blizniakiem pana barona, młodszym jedynie o pół
godziny. Różnili się jednak wyglądem i charakterem, tak na-
prawdę wszystko ich dzieliło. Pan Fabien był prawdziwym wła-
ścicielem, winnicy - dodała z westchnieniem. - Kochał tę ziemię
i jak nikt znał się na winnej latorośli. - Ponownie zamilkła na
chwilę. - Natomiast monsieur Gaston ma zupełnie inne zaintere-
sowania.
50
S
R
- Domyślam się, że to pan Gaston jest baronem. - Sabine tak-
że zawahała się. - W takim razie kim jest... monsieur Rohan? -
nieco zawiesiła głos, wymawiając to imię.
- Monsieur Fabien ożenił się z madame Saint Yves, wdową
z małym synkiem - wyjaśniała żywo Marie-Christine. - Po ślu-
bie zaszła w ciążę, lecz pojawiły się komplikacje, była bowiem
słabego zdrowa. Oboje umarli... matka i ledwie narodzone
dziecko. - Pokiwała głową. - Straszna tragedia. Osierocony mon-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]