[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ale jest cudowne. - Objęła brzuch obiema rękami. - Czasem mam ochotę się
uszczypnąć. Trzy miesiące temu nie miałam pojęcia co robić, moje życie się
rozsypało. - Wzruszyła ramionami. - A teraz jestem szczęśliwą mężatką.
Znów poczuł przepaść rosnącą pomiędzy nimi. Rozdzwięk, który powinien
wypełnić wyznaniem miłości. Chciał to zrobić, nie było żadnych przeciwwskazań.
To tylko słowa. A im dłużej je powstrzymywał, tym wyrazniej widział w jej oczach
dwa małe znaki zapytania, które tkwiły w nich od nocy poślubnej.
- Co się dziś wydarzyło? Jakieś wieści na temat Chin?
- Rozmawiałem z panem Zhengiem. - Wsunął ręce do kieszeni spodni. -
Robimy szybkie postępy.
- A co Matthew na to mówi?
- Matthew miał bardzo dużo do powiedzenia. - Podszedł do niej. - Do chwili,
gdy postanowiłem ujawnić naszą sytuację.
- Powiedziałeś mu, że jestem w ciąży?
- I z wielką przyjemnością powiadomiłem go, że termin porodu wypada przed
moimi urodzinami. Zakończyłem, mówiąc, że jeśli nawet dziecko urodzi się po
terminie, będę walczył z nim na śmierć i życie, by nie dopuścić do zatrzymania
powierzonych mu udziałów. - Przesunął krzesełko w domku dla lalek bliżej okna. -
Jeśli postanowi wypowiedzieć mi wojnę, potrwa to długo i będzie bardzo
kosztowne. Jest znakomitym prawnikiem i wszędzie ma znajomości, ale nie mam
najmniejszego zamiaru paść na grzbiet i prosić o łaskę.
Przesunęła maleńki mebel z powrotem.
- Założę się, że osłupiał.
- Prawdę mówiąc, podejrzewam, że się tego spodziewał, tak dziecka, jak i
mojego wyzwania.
- Złożył rezygnację?
99
S
R
Armand ponownie przestawił maleńkie krzesełko. Lepiej pasowało do miejsca
przy oknie.
- Nie jest gotów się poddać. Być może będę musiał zdobyć poparcie innych
członków zarządu i wtedy zażądać, by ustąpił ze stanowiska. Niech sobie zatrzyma
udziały, byle tylko nie miał żadnej władzy.
Poprawiła maleńką wycieraczkę przed domem dla lalek.
- Jakże smutno jest w taki sposób kończyć przyjazń.
Armand przyglądał się profilowi jej zamyślonej twarzy. Choć nie mógł już
liczyć na przyjazń Matthew, potrafił, przynajmniej po części, zrozumieć motywy
jego zdrady. Mógł być dla niego jak bratanek, może nawet jak syn, lecz starszy
mężczyzna miał teraz własne dziecko, na którego przyszłości mu zależało. Spo-
strzegł życiową szansę i skorzystał z niej.
Dante obu ich świetnie wyszkolił. Choć tym razem zasada lojalności wobec
swoich wychodziła mu bokiem, Armand nauczył się ją szanować. Koszula zawsze
bliższa ciału. Tak już na tym świecie jest. I tak powinno być. Zacisnąwszy szczęki,
zmusił się do myślenia o czymś innym. W końcu był w domu i zamierzał się cieszyć
towarzystwem pięknej żony. Objął ją w pasie i pociągnął za sobą. Sypialnia czekała.
- Nie rozmawiajmy o nim. Co robiłaś?
- Uczyłam się do egzaminu.
- Powinnaś zatem odpocząć.
Czekał. Ciekawe... Nie zgodziła się, ale i nie zaprotestowała. Niewątpliwie w
miarę zbliżania się porodu myśl o pracy poza domem musiała się stawać coraz
mniej pociÄ…gajÄ…ca.
Nagle zatrzymał się w pół kroku, by raz jeszcze obejrzeć opuszczane
pomieszczenie.
- Właściwie co tu robiłaś? - zapytał ze śladem uśmiechu w kącikach ust.
Też się uśmiechnęła i zatrzymała, by mu poprawić krawat.
100
S
R
- Rozmyślałam o tym, że wkrótce dziecku będzie potrzebne nowe
umeblowanie. One tak szybko rosnÄ….
- Wykorzystamy to, co jest, dla następnego czy wymyślimy coś nowego?
- Ile dzieci chcesz mieć? - zapytała, rzucając mu spojrzenie najpierw
zdziwione, a potem pełne uwielbienia.
- Troje to chyba właściwa liczba.
Objęła go, wtulając policzek w jego pierś.
- Tak się cieszę, że moje dziecko nie będzie jedyne. %7łe będą siostry i bracia,
których będzie mogło kochać i się z nimi bawić.
W okresie dorastania on miał tak wiele, a ona tak mało, obojgu jednak
brakowało najważniejszej rzeczy - więzi. Prawdę mówiąc, będąc chłopcem, czasami
czuł się rozdarty na dwoje, dopóki się nie nauczył tłumić takie emocje. Lecz gdy to
dziecko znajdowało się w drodze, myśli o rodzeństwie, o rodzinie - prawdziwej
rodzinie - pojawiały się coraz częściej. A zwłaszcza dziś u prawnika naszły go tak
gwałtownie, że prawie złamał trzymany w dłoni długopis.
- Ciekawe, czy to prawda?
Armand ocknął się z zamyślenia.
- Co jest prawdÄ…?
- Wiedziałeś, że najstarsze z rodzeństwa mają większe szanse na zdolności
przywódcze i sukcesy w tej dziedzinie?
Skręcając się wewnętrznie, poprowadził ją do drzwi.
- Znalazłam to dziś rano w internecie - ciągnęła. - Jakaś słynna profesor
przeprowadziła badania inteligencji. Stwierdziła, że spośród trzystu znanych osobo-
wości dwudziestego wieku czterdzieści procent było pierworodnymi dziećmi.
- Nie wiem - mruknÄ…Å‚ - czy to ma zastosowanie w tej sytuacji.
Zatrzymała się i roześmiała.
- A dlaczego nie?
- A jak myślisz?
101
S
R
- Armand - roześmiała się ponownie - gdybym wiedziała, nie pytałabym.
Zaczęło mu się robić gorąco. Matko miłosierna, wcale nie chciał teraz takiej
rozmowy, tylko że sądząc po jej zaciekawionym i zdeterminowanym wzroku, mógł
nie zdołać tego uniknąć.
- Reguła najstarszego z rodzeństwa może nie mieć zastosowania, bo będą
miały inne... - geny? Krew? Ojców?
- Och, Armandzie, nie musisz się martwić.
Aż mu zabrakło tchu. Wcale nie było to łatwe, ale musiał jasno zaznaczyć
swoje stanowisko, przypomnieć o nieuniknionych faktach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]