[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ście, lecz jak dotąd nie zgłosił się. Telefonowano dziś do niego, do Wrocławia: okazało się, że wyjechał
dwa dni temu do Warszawy swoim zielonym fiatem. Nie wiedzą zatem, co się stało.
Wypożyczyłem jedno ze zdjęć doczepionych do podania profesora. Domyślasz się chyba, że wprost
stamtąd machnąłem się na Topolową, aby pokazać zdjęcie pani  gospodarz domu". Oczywiście  rozpo-
znała na fotografii tego starszego pana, który podjechał wczoraj zielonym fiatem i pytał o redaktora Za-
widzkiego.
 Widzę, Alek, że odwaliłeś dziś kawał roboty! Z tym Zamorskim to może być ciekawy trop... Jeśli
gość nic ma rodziny w Warszawie, musiał się zatrzymać w którymś z hoteli. Może wcześniej rezerwował
pokój?
 Nic doceniasz podwładnych, szefie! Hotele przyszły mi na myśl od razu. Zacząłem sprawdzać. Już
za drugim telefonem trafiłem, Zamorski zarezerwował przed tygodniem pokój w  Metro-polu". W dniu
wczorajszym zgłosił się, rano, nie mógł jednak zająć pokoju, ponieważ doba hotelowa zaczyna się dopiero o
czternastej. Zostawił więc walizkę, zjadł śniadanie w restauracji na dole i wyjechał na miasto. Od tej chwili
słuch po nim zaginął. Pokój jest już dziś zajęty przez innego gościa, a walizkę odebrałem za pokwitowa-
niem. Nic znalazłem w niej nic ciekawego: trochę osobistych rzeczy, koniecznych w podróży. Rzecz jasna,
że natychmiast zarządziłem poszukiwania profesora oraz jego zielonego fiata. Jak dotychczas  kamień w
wodÄ™.
Ale nie myśl, że tak się zapędziłem tamtym tropem, że zapomniałem o innych. Skontaktowałem się z
Małeckim i umówiłem się z nim u niego w domu. dzisiaj po siedemnastej. Nic wydawał mi się zaniepokojo-
ny moim telefonem, raczej był zdziwiony. O śmierci Zawidzkiego mc jeszcze nic wiedział...
Kowalski skończył swoją epopeję i czekał na pochwałę ze strony kapitana. Roszczyk spojrzał na przy-
jaciela z przekornym uśmiechem.
 Brawo. Alek! Odstawiłeś ten monodram nie gorzej od Filipskiego czy Aapickiego. Powinieneś
zmienić zawód, chłopie! Ale żarty na bok, muszę przyznać, że nic zasypiałeś gruszek w popiele. Z opera-
tywności  piątka. A wracając do sprawy: spróbuję skontaktować się z Krzyckim, może on będzie wiedział
coÅ› na temat profesora?
Nakręcił numer Krzyckich; redaktor zgłosił się osobiście. Poznawszy kapitana, grzecznie zapytał, w
czym może pomóc.
 Czy mówi panu coś nazwisko Zamorski, profesor Zamorski?
 Chyba nie  odparł niepewnie Krzycki  ale głowy za to nie dam.  Chwilę milczał, wreszcie
powiedział: Zaraz, zaraz, coś mi się wydaje, jakbym już kiedyś słyszał to nazwisko, ale gdzie i kiedy? Nie
kojarzę... Może pan kapitan powie mi coś więcej o tym człowieku?
 To profesor z Wrocławia, znajomy Zawidzkiego.
 Ach tak, teraz sobie przypominam. Janusz wspominał mi, że przyjeżdża do niego w tych ' dniach,
ale po co, nie mam pojęcia.
 A kiedy rozmawiał pan o tym z Zawidzkim?
 Chyba nawet wczoraj... przez telefon... Janusz był trochę zdenerwowany, miał jechać po Krysię, a
tu Zamorski zawiadomił go o swoim nagłym przyjezdzie.
 Nie wie pan przypadkiem, profesor w końcu zgłosił się do Zawidzkiego?
 Nic mam pojęcia. Ależ, panie kapitanie, czyżby pan przypuszczał, że to on? Przecież ja nie mam
żadnej pewności, czy w ogóle przyjechał, nie znam spraw, które ich łączyły i naprawdę nie chciałbym pa-
kować niewinnego człowieka w taką kabałę!
 Rozumiem pana. A czy to nazwisko nie obiło się panu o uszy w latach waszej kariery wrocławskiej
albo może pózniej?
 Nie, z całą pewnością nie!  zdecydowanie zaprzeczył Krzycki.
 Bardzo panu dziękuję za pomoc.  Roszczyk odłożył słuchawkę.  Słyszałeś?  zwrócił się do
przyjaciela.
 Tak, słyszałem, ale to tylko potwierdza nasze dotychczasowe dane. Musimy za wszelką cenę znalezć
tego Zamorskiego. Ze słów tamtej małej wynikałoby, że Zawidzki nic chciał mu podpisać podania; ale dla-
czego? I po co umawiał się z nim u siebie w domu? To mi coś niezbyt ładnie pachnie, podobnie jak sprawa z
Małeckim. Czyżby pan redaktor trudnił się szantażem?
 Na to wygląda. Ale w tej chwili intryguje mnie coś zupełnie innego.  Tu Roszczyk streścił przy-
jacielowi zebrane informacje oraz dal mu do przejrzenia ekspertyzy daktyloskopijne.  Gnębi mnie jedna
sprawa  zauważył, gdy porucznik zaznajomił się już z tokiem działań kapitana.  Jestem pewien, że
Krzycka nic powiedziała wszystkiego. Wiemy, że Zawidzka była w mieszkaniu tuż po morderstwie i zosta-
wiła ślady na rewolwerze; dlaczego więc nie ma jej śladów na klamce drzwi wyjściowych? Wygląda na to*
że w chwili, gdy ona tam wpadła, morderca znajdował się jeszcze w mieszkaniu i uciekł zaraz po niej, wy-
tarłszy uprzednio ślady. Trudno będzie jednak rozgryzć te sprawy bez przesłuchania Zawidzkiej. Jedno jest
jasne: Krzycka musiała widzieć kogoś na schodach i z jakichś sobie tylko wiadomych powodów nic chce
tego ujawnić.
 A skąd pewność, że to nic ona zabiła?
 Trzeba i to brać pod uwagę. Miała dosyć czasu i możliwości, a także motyw: zazdrość. Z drugiej
jednak strony nie mogła tam być jednocześnie z Zawidzką, bo gdzież czas na powrót do mieszkania, wyłą-
czenie telewizora, zgaszenie światła i powycieranie śladów? Wypadła przecież na ulicę prawie równocze-
śnie z Krystyną. A zresztą, nie ma co umierać przed śmiercią, jak to mówią. Jutro przycisnę Krzycką do
muru. Poślij jej wezwanie do komendy, może tu zrozumie wreszcie, że to nie przelewki.
 Słusznie  powiedział Kowalski  ale wezmy na warsztat jeszcze taki wariant. Zabija Krzycka i
biegnie do krawcowej. Wpada Zawidzka i  w szoku  ucieka. Może zostawiła drzwi otwarte? Przychodzi
ktoś trzeci: Zamorski, Małecki, czy ja wiem zresztą, ilu jest jeszcze takich. co to mają pretensje do Zawidz-
kiego? Widzi, co się stało, i w obawie, by nic zostać wplątanym w morderstwo, ucieka wycierając ślady na
drzwiach.
 Mogło i tak być, ale wtedy znów wracamy do sprawy telewizora i zgaszonego światła. Nie zapomi-
naj, że między ucieczką Zawidzkiej a wejściem profesora Wielowieyskiego upłynęło bardzo niedużo czasu,
a tamten gość mógłby wejść łub wjechać na górę dopiero wówczas, gdy Zawidzka znajdowała się już poza
domem. Na pewno nic traciłby czasu na wyłączenie telewizora i gaszenie światła. Wiałby z mety, gdzie
pieprz rośnieł W len sposób wracamy znów do Zawidzkiej. To jest luka, którą trzeba jak najprędzej wypeł-
nić. Nie wiemy, o której dokładnie tam przyjechała, czy zastała drzwi zamknięte, czy otwarte, jak długo tam
była, czy zbliżała się do męża, aby sprawdzić, czy żyje? Czy telewizor był już wyłączony? Ile czasu upłynę-
ło od jej wejścia do wyjścia? Czy zamknęła za sobą drzwi? A może widziała kogoś w pokoju lub na scho-
dach? Bez odpowiedzi na te pytania nic ruszymy z rnjejsca.
 I co teraz?  zapytał Kowalski spoglądając na zegarek.  Wrocław się nie odzywa. Wybiła go-
dzina szesnasta. O tej porze normalni ludzie wędrują do domów na dobrze zasłużony wypoczynek...
 Właśnie  podchwycił Roszczyk  a nieszczęsny porucznik Kowalski powędruje na randkę z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •