[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znał szyfr do alarmu i wiedział, gdzie może znalezć klucze.
Bert Z całą pewnością nie miałby nic przeciwko temu. Przez
moment zastanawiał się nawet, czy do niego nie zadzwonić,
ale po dłuższym namyśle zrezygnował.
ROZDZIAA PITY
Brooke miała już dosyć siedzenia w samochodzie, jednak
Jack polecił jej, by z niego nie wychodziła. Sam natomiast
odnalazł klucze do domku myśliwskiego, a następnie użył
szyfru, który rozbroił alarm, W ciemnościach otoczenie
wydawało jej się mało sympatyczne. Ze wszystkich stron
otaczały ja. drzewa, a księżyc zaszedł za czarną, postrzępioną
chmurÄ™.
W przeciwieństwie do Alyssy. Brooke nigdy nie lubiła
ciemności. Nawet już jako dorosła, kiedy szła spać. zostawiała
w przedpokoju światło, na wypadek, gdyby się nagle zbudziła
w środku nocy.
Jack wszedł do domku, rozejrzał się i dopiero wówczas
zapalił światło. Po chwili był już przy samochodzie i otwierał
drzwiczki.
- Wszystko w porządku. Możesz wyjść - powiedział. -
Dobrze, że mamy tutaj alarm. Będziemy mogli w razie czego
z niego skorzystać.
Teraz jeszcze raz przy świetle obejrzał swój samochód.
Wgniecenia nie wyglądały poważnie, ale oboje wiedzieli, co
się z nimi wiązało.
- Dobrze, że wrzuciłem torbę do środka. Bagażnik nie
chce się otworzyć - zauważył.
W gruncie rzeczy był zadowolony, że zniszczenia nie są
tak wielkie, jak przypuszczał. Jednak Brooke była
wstrząśnięta tym, co się stało. Co innego teoretycznie godzić
się na jakieś niebezpieczeństwa, a co innego zetknąć się z
prawdziwym mordercą. Nigdy dotąd nie miała takich
kontaktów, a te pierwsze już okazały się traumatyczne.
Musi się jednak z tym oswoić. Jeśli policja nie złapie
napastnika, jej życie wciąż będzie w niebezpieczeństwie. Jak
to dobrze, że zdecydowała się na przeniesienie Aly do matki.
Inaczej to właśnie ją morderca próbowałby zabić. Zapewne
właśnie w tym celu odwiedził szpital.
Wnętrze domku było urządzone dosyć ascetycznie. Pod
ścianą znajdowały się dwa piętrowe łóżka, przy oknie sta! stół
z dwiema prostymi ławami i krzesłem, a naprzeciwko stara,
wysłużona kanapa. Całości dopełniała miniaturowa część
kuchenna z lodówką, srebrzystym zlewozmywakiem i
dwupalnikowÄ… kuchenkÄ… elektrycznÄ….
Jack rzucił swoją torbę na kanapę i podszedł do drzwi.
- Rozgość się, a ja spróbuję wyciągnąć twoje rzeczy z
auta - rzucił, - Nie będę otwierać bagażnika. Po powrocie
zadzwoniÄ™ na posterunek.
- Co?! Myślisz, że znowu ktoś nas śledzi?! - przestraszyła
siÄ™.
Uspokajającym gestem położył jej dłoń na ramieniu.
Brooke poczuła, że jej serce zaczęło bić mocniejszym rytmem.
Co było w tym mężczyznie, że tak na nią działał...
- Nic podobnego! Chcę się po prostu dowiedzieć, czy
złapali tego bandytę - rzekł ściszonym głosem. - Potem
będziesz mogła zadzwonić do matki.
Brooke z wdzięcznością skinęła głową i przeszła w głąb
pomieszczenia. Odpowiadała jej jego prostota. Po chwili
odkryła też szafę wnękową, ale ponieważ nie miała swoich
rzeczy, nie mogła się rozpakować.
Dość szybko w domku znowu pojawił się Jack.
Uśmiechnął się i podał jej telefon komórkowy.
- Z tym bagażnikiem miałem dużo roboty - mruknął. -
Zadzwoń najpierw do matki.
Brooke przyjęła tę propozycję radośnie, ponieważ nie
miała obecnie nic do zrobienia. Jednak wystarczyło, że
usłyszała naładowany emocjami głos, a zrobiło jej się jeszcze
smutniej. Matka informowała ją, że Alyssa dotarła bezpiecznie
do San Diego. Jednocześnie mówiła, jak się cieszy z tego
powodu i jak miło jej widzieć drugą córkę.
Nawet nie zapytała Brooke, co u niej słychać! Brooke, co
prawda, i tak nie mogła, wyjaśnić matce tego, co się stało, ale
byłoby jej znacznie przyjemniej, gdyby usłyszała takie
pytanie. A tu nic. Tylko zachwyty nad Aly. Być może Dalia
żałowała, że to jej nie wybrała!
Szybko zakończyła rozmowę i odłożyła telefon na stół.
Zadrżała, kiedy usłyszała odgłos otwieranych drzwi.
- Tu jest twoja walizka. - Jack podał jej bagaż. - Zimno
ci?
- Trochę - odparła. - Nie przypuszczałam, że w maju
może być tak chłodno.
Chessman uśmiechnął się do niej.
- W górach zawsze jest chłodniej. Wyżej może nawet
leżeć śnieg. Poczekaj, najpierw zadzwonię, a potem rozpalę w
kominku.
Brooke ponownie zadrżała na wzmiankę o śniegu. Nie
widziała go od kilkunastu lat. No, chyba że w telewizji lub na
zdjęciach,
- Ach tak, przecież wy macie tutaj nawet zimy - rzekła na
poły do siebie, a na poły do niego.
Jack wziął telefon ze stołu i wcisnął trójkę. Przedstawił
się, a następnie przez dłuższą chwilę wysłuchiwał czyichś
tłumaczeń, zapewne Sereny. Jego mina pochmurniała z każdą
sekundÄ….
- To niemożliwe - warknął, a następnie wysłuchał
dalszych wyjaśnień. - No, dobrze. Cześć.
- Nie złapali go - domyśliła się Brooke.
- Pojechał leśną trybą do miasteczka. Tyle że rozwalił
sobie jedno ze świateł na wystającym pniu. Jutro powinny być
wyniki ekspertyz...
- Kto wiedział o tej drodze?
Jack rozłożył ręce w bezradnym geście.
- Wszyscy, tylko że ja bym nie mógł z niej skorzystać.
Wozy policyjne też nie przeszły przez pnie i korzenie. Musieli
pieszo przeczesać ten teren.
Brooke westchnęła ciężko.
- Mam wrażenie, że ktoś bawi się z nami w kotka i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •