[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kroku.
Dogonił ją na górnym podeście schodów. Złapał za ramię i zmu-
sił, żeby odwróciła się w jego stronę.
- Roxy, skąd ten nagły pośpiech? - zapytał.
Był przekonany, że chciałaby zostać. I to bardzo. Czytał to w jej
oczach. Stała, milcząc, bez ruchu.
- Roxy?
Nadal nie odpowiadała. Przyciągnął ją do siebie. W jego ramio-
nach od razu zrobiła się bezwładna.
- Wróć do łóżka - powiedział miękkim głosem.
99
S
R
Wyszeptała z wysiłkiem:
- Nie.
- Dlaczego?
Usiłowała wyzwolić się z jego uścisku, ale Spencer jej nie pusz-
czał.
- Proszę, pozwól mi iść.
- Pozwolę, ale dopiero wtedy, kiedy wyjaśnimy sobie parę spraw.
- Nie ma co wyjaśniać.
- Jest. I to sporo.
Ustąpiła z niechęcią.
- No, niech będzie, ale, na litość boską, włóż coś na siebie. Pocze-
kam na dole.
- Mam się ubrać? Dlaczego? - zapytał ze śmiechem. -Czyżby
rozpraszał cię widok mojej nagości?
- Mniej więcej - mruknęła pod nosem.
- Czy to coś złego?
- Bardzo złego.
Miał ponownie ochotę spytać, dlaczego. Uznał jednak, że w roz-
mowie powinien zachować jakąś sensowną kolejność i powyja-
śniać najpierw wcześniejsze sprawy, których nie rozumiał. Ponadto
obawiał się, że kiedy pójdzie się ubrać, Roxy cichaczem wymknie
siÄ™ z domu.
Domyśliła się, co chodzi mu po głowie.
- Nie wyjdÄ™. SÅ‚owo.
- W porządku - odparł z ociąganiem. - Daj mi pięć minut.
- Zaparzę kawę. Jeśli uda mi się uruchomić to twoje szczytowe
osiągnięcie techniki.
Roxy odwróciła się i idąc po schodach, narzekała półgłosem na
nowoczesne piekielne ekspresy, wzdychajÄ…c do dawnych, dobrych
maszynek do kawy.
100
S
R
Spencer nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Patrzył na schodzą-
cą na dół Roxy. Po nocnych wyczynach miała skołtunione włosy.
Wyglądała jak strach na wróble. Zapragnął wsunąć palce w jej
włosy i jeszcze bardziej je potargać.
Do tej chwili zupełnie nie pojmował, co naszło go wczorajszej
nocy. Nadal pożądał tej kobiety jak żadnej innej. Ona też chyba
pragnęła jego. Próba jej ucieczki była dla niego zaskoczeniem.
Wciągnął szybko spodnie od dresu i białą, bawełnianą koszulkę.
Boso zszedł na dół. Od strony kuchni dochodził delikatny aromat
zaparzonej kawy.
Zastał Roxy w salonie. Napięta jak struna siedziała wciśnięta w
kąt kanapy. Jej buty leżały nadal na podłodze. Spencer nie mógł
zrozumieć, dlaczego tak się zachowuje, skoro w nocy chętnie pod-
dawała się jego pieszczotom. Widząc, że Roxy nie ma ochoty na
żadne rozmowy, nie podszedł bliżej.
- Powiesz mi, co się dzieje? - zapytał od drzwi. - Dlaczego chcia-
łaś uciec, i to bez pożegnania?
Objęła rękoma kolana. Nie patrząc w stronę Spencera, odparła:
- Sądziłam, że tak będzie lepiej. Uniknie się takiej sceny.
- Jakiej sceny?
- Właśnie takiej jak ta. Pod nazwą nazajutrz". Nie wiadomo, co
powiedzieć i jak się zachować. Jest wtedy zawsze okropnie głupio.
- Jak bogate pod tym względem są twoje doświadczenia? Czy du-
żo takich nazajutrz" masz na koncie?
- Jasne, że nie. Ale znam życie. Nie jestem skończoną idiotką.
Wiem dobrze, co sobie teraz myślisz.
- W tej chwili nawet ja sam tego nie wiem.
- Ale ja tak.
Spencer westchnął. Zaczynał się niecierpliwić.
101
S
R
- Zechcesz łaskawie to wyjaśnić?
Roxy odetchnęła nerwowo.
- Myślisz, że przydarzyła ci się miła, nietuzinkowa przygoda.
Drobne urozmaicenie życia. Dla takiego faceta jak ty musiało być
odlotowo mieć mnie w łóżku. Gdyby miało to potrwać dłużej,
szybko jednak zacząłbyś kombinować, jak się mnie pozbyć.
Potrząsnął głową.
- Mylisz się. I to bardzo - oświadczył.
Roxy podniosła wzrok i popatrzyła mu prosto w twarz.
- Och, Spencer, nie zaprzeczaj. Ja naprawdę świetnie wiem, co
mówię. Już raz zdarzyło mi się przebyć identyczną drogę. Uwierz
mi. Jeśli jeszcze tak nie myślisz, to wkrótce zaczniesz.
- Roxy...
Powstrzymała go ruchem ręki.
- Wiem, co zaraz powiesz. %7Å‚e wcale nie zamierzasz mnie siÄ™ po-
zbyć, bo ci na mnie zależy. %7łe jestem wyjątkowa i przedtem nie
znałeś nikogo do mnie podobnego. %7łe takiej nocy, jak wczorajsza,
nie przeżyłeś nigdy.
Spencer zmarszczył czoło. Musiał uczciwie przyznać, że Roxy
trafiła niemal w dziesiątkę. Zamierzał powiedzieć właśnie coś takie-
go.
- Zaraz jeszcze oświadczysz - ciągnęła niewzruszenie - że chcesz
się ze mną częściej widywać. %7łe to, co stało się między nami, jest
dla ciebie zaskakujące, a zarazem wspaniałe. I że powinniśmy to
kontynuować.
Znów odgadła, co pewnie by oznajmił. Milczał, ciekawy, co dalej
usłyszy.
- Mogę jeszcze ci powiedzieć jedną rzecz. Czym to się skończy.
Parę razy będzie odlotowo, a potem powoli zaczniesz się nudzić.
Staniesz siÄ™ nieuchwytny telefonicznie, z twojej strony zacznÄ… siÄ™
102
S
R
wymówki, że masz dużo pracy i mało dla mnie czasu. A potem
znajdziesz sobie miłą, normalną kobietę z własnej sfery, która bę-
dzie potrafiła odpowiednio zachować się w towarzystwie. Taką, któ-
ra o niebo lepiej niż ja pasuje do twego stylu życia. - Roxy zamilkła
na chwilę. Nabrała powietrza. - Oczywiście, tego wszystkiego mi
nie powiesz. Będziesz mnie zwodził, jak długo się da. O tym, że
masz na warsztacie, a raczej na łóżku, kogoś innego, dowiem się
sama, kiedy pewnego pięknego ranka przyjdę do ciebie do domu,
żeby się dowiedzieć, dlaczego mnie unikasz.
Spencer zacisnął zęby. Wspaniale to sobie wymyśliła! Musiał jed-
nak przyznać, że rozumowanie Roxy, mimo że błędne, nie jest po-
zbawione logiki.
- Jesteś przekonana, że stanie się właśnie tak? - zapytał.
- Jasne - odparła bez chwili wahania. - Już ci mówiłam, że do-
brze znam takie numery. Na własnej skórze doświadczyłam, jak to
jest.
- Taka sytuacja wcale nie musi się powtórzyć.
- Zapewniam cię, że się powtórzy.
- Skąd ta pewność?
- Wy, wszyscy nadziani faceci, jesteście do siebie podobni. Nie
zrozum mnie zle. Majątku ci nie zazdroszczę, ale wiem, że forsa
wyczynia z ludzmi dziwne rzeczy. SpaczÄ… charakter. Spencer, wca-
le nie twierdzę, że jesteś złym człowiekiem. Tyle, że innym niż ja.
- Uważasz, że bogaci lekceważą tych, którym na nich zależy?
Roxy zacisnęła wargi.
- Nie, ale pieniądze sprawiają, że inaczej patrzą na różne rzeczy.
Na przykład są przekonani, że im na kimś zależy, a w gruncie rze-
czy zależy im tylko na tym, co ten ktoś może dla nich zrobić.
103
S
R
- A co ty, Roxy, możesz zrobić dla mnie? - zapytał Spencer.
- Jestem smacznym kąskiem życia, jakiego nie posmakowałeś
jeszcze nigdy. Jestem słabo oświecona, w przeciwieństwie do cie-
bie. Jadam plebejskie potrawy, lubię masło orzechowe i galaretkę,
podczas gdy tobie kawior wychodzi już nosem.
- Nieprawda - zaprotestował. - Nigdy za nim nie przepadałem.
Roxy zignorowała niepoważną uwagę Spencera. Ciągnęła dalej:
- Chcę tylko powiedzieć, że gdy spowszednieje ci moja osoba,
znudzony, szybko mnie się pozbędziesz. Ale być może akurat wtedy
ja nie będę miała na to ochoty.
Spencer zmarszczył brwi. Chciał zaprzeczyć. Ale przecież sam
myślał identycznie! Miał ochotę na romans z Roxy, ale krótkotrwa-
ły. Zresztą bez względu na to, czy kobieta odpowiadała mu intelek-
tualnie i towarzysko, czy nie, rzadko kiedy interesował się nią przez
dłuższy czas. A wobec przepaści społecznej, jaka dzieliła go od
Roxy, czy nie porzuciłby jej znacznie wcześniej niż innych prze-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]