[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rzucił słuchawkę na widełki. Telefon spadł i rozbił się o podłogę. Von Rundstedt jedynie prychnął,
złapał płaszcz i wybiegł pędem z pokoju. Jego płaszcz był pozbawiony jakichkolwiek odznaczeń,
jakby należał do najzwyklejszego szeregowego, mimo iż faktycznie jego właściciel miał najwięcej
orderów w całych Niemczech. Ze względu na jakieś dziwactwo, Feldmarschall von Rundstedt
nigdy nie nosił swoich medali, o ile nie otrzymał wyraznego rozkazu, że ma to zrobić. Wcisnął
hełm na głowę i przemaszerował przez zewnętrzne biuro, salutując krótko.
* %7łegnam panów... O tej porze jutro będziecie już mieć nowego dowódcę. Mam dziwne przeczucie,
że wkrótce zostanę usunięty!
Rozdział 10
WARTOWNIA W HOTELU MEURICE
Dwaj cywile w skórzanych płaszczach i czapkach mocno nasuniętych na oczy siedzieli w wartowni
w Hotelu Meurice. Nie mieli tam żadnego konkretnego interesu, ale mimo to rozgościli się. Jeden z
nich rozwalił się na krześle z rękami w kieszeniach wyciągniętymi nogami skrzyżowanymi w
kostkach. Ten drugi odchylił się, kładąc brudne buty na stole i wodził szarymi oczyma po pokoju i
zatrzymywał wzrok na każdym przedmiocie, jakby należały do niego. Człowiek trzymający straż
zazwyczaj był ignorowany.
* Hej, Heinrich, wiesz co?
Człowiek rozparty w krześle zmienił nieco położenie ciała i obrócił głowę w kierunku towarzysza,
który jedynie odchrząknął i podniósł jedną brew.
*Co?
* Wkurza mnie to miejsce. To miasto mnie nudzi. *No...
* Serio. Naprawdę mnie nudzi. Lepiej nam było w Lemberg. W Polsce dużo się działo, nie?
*No...
* Pamiętasz tę lalunię Tamarę z Brest*Litvovska? Co za kobieta! * spojrzał protekcjonalnie na
człowieka trzymającego straż. * Wiesz co? Ta dziewczyna dowodziła całym batalionem
partyzantów! Własnymi rękoma zabiła dwóch naszych generałów! Niezła sztuka, co? * Potrząsnął
głową. * Prawie szkoda mi było ją zastrzelić.
* W Moskwie * powiedział nagle ten z szarymi oczami * robią ci pranie mózgu. Zmieniają cię w
zupełnie inną osobę i wmawiają ci, że jesteś uleczony. To gorsze niż rozstrzelanie.
* Wiesz co? * spytał po raz trzeci jego kolega. *Jeśli przegramy tę cholerną wojnę, to chyba się
przyłączę do komuchów. Serio. Jak się dobrze przyjrzeć, to ich program niewiele się różni od
naszego. Naprawdę myślę, że zostanę komunistą. Mam w tych kwestiach wyczucie. Dzięki temu
udało mi się przeżyć przez te wszystkie lata. Byłem w Dirlewanger, rozumiesz. Byłem...
* Nie interesuje mnie, gdzie wcześniej byłeś. Z tego co wiem, to obecnie przebywasz w Paryżu,
więc przestań jęczeć i postaraj się z tego skorzystać. * Heinrich nagle ściągnął nogi ze stołu i
zwrócił się oskarżycielskim tonem do wartownika, Oberfeld*webla artylerii. * Mam nadzieję, że
zdajecie sobie sprawę, iż wszystkie rozmowy tu prowadzone są ściśle tajne?
OberFeldwebel wzruszył tylko obojętnie ramionami. Nigdy nie słyszał japońskiego porzekadła  nic
nie widziałeś, nic nie słyszałeś, nic nie powiedziałeś", ale i tak stanowiło ono jego credo; wzbogacił
je jeszcze o dodatkowy element:  nic nie myślałeś". Tak na wszelki wypadek. W wojsku często
lepiej było nie myśleć. Myślenie mogło być niewygodne, mogło wpędzić cię w kłopoty. Zwłaszcza
w takich chwilach jak ta, kiedy nie z własnej winy byłeś skazany na towarzystwo dwóch
parszywych typków z gestapo, którzy bez żadnej konkretnej przyczyny mogli stać się wredni, jeśli
przypadkiem nie spodobała się im twoja twarz.
OberFeldwebel westchnął cicho i bezwiednie spojrzał na zegar. Jeśli szczęście mu dopisze, druga
zmiana dotrze w przeciągu kilku minut. Zaczął starannie spisywać swój raport. Co za pieprzony
pech urodzić się w Niemczech i dorosnąć akurat w sam raz na wojnę? Co go obchodziła  przestrzeń
życiowa" i inne tego typu bzdety? Jeśli o niego chodziło, to w swoim domu w Dortmundzie miał aż
nadto przestrzeni życiowej. Może nie było to najbardziej ekscytujące miejsce na ziemi, ale nic nie
sprawiłoby mu większej radości, niż móc tam wrócić. Czemu musiał mieć tak pieprzonego pecha?...
Gwałtownie przerwał swoje rozmyślania i posłusznie sprawił, że jego umysł stał się pusty.
Myślenie było niebezpiecznym zajęciem. Lepiej go nie prowokować.
Nagle z hałasem otworzyły się drzwi. OberFeldwebel i gestapowcy podnieśli głowy zaniepokojeni,
ale była to tylko * dość nietypowa * zmiana warty. Dwunastu żołnierzy z pułku pancernego wpadło
do pokoju robiąc przy tym sporo hałasu.
* Hallo, allo, allo! * ryknął pierwszy z nich, Ober*
gefreiter Porta, głosem, od którego zatrzęsły się ściany. * Co my tu mamy?
Wskazał palcem na gestapowców, którzy nadal siedzieli w swoich fotelach i patrzyli na niego
zuchwale. Za Portą wcisnął się Mały. Od razu usadowił się na biurku, jak zwykle niezbyt
przejmując się dyscypliną.
* Ok * powiedział radośnie. * Przybyliśmy. Możecie im powiedzieć, że już tu jesteśmy, a potem
możecie zmykać.
* Jak pan śmie? * powiedział urażony OberFeld*webel. Może i niedużo myślał, ale szczerze
wierzył w dyscyplinę. * Wstańcie, zasalutujcie i porządnie się przedstawcie! Myślicie, że co to jest?
Karczma piwna? To jest pruska wartownia i nie zapominajcie o tym!
* Spadaj * wycedził Porta.
* Jeżeli przyszliście tu, by zmienić wartę, to czemu do cholery po prostu tego nie zrobicie?
Wszyscy wolno odwrócili się w stronę gestapowca, który to powiedział. Był to Peter, niedoszły
komunista.
* Co to za jedni? * spytał Porta.
* Nie mam pojęcia * odpowiedział chłodno Ober*Feldwebel.
* W takim razie lepiej niech stąd wypieprzają! Nie chcemy, żeby jacyś cywile zagracali nam naszą
wartownię. Chyba, że * nagła myśl sprawiła, że Porta przerwał * oni są aresztowani?
* Obergefreiter! * wrzasnął Peter, nerwowo wstając z fotela. *Jestem Untersturmfuhrerem!
* Serio? * powiedział Porta, który wyglądał na znudzonego. * Czemu mi o tym mówisz? Wierzę,
że jest ci ciężko, koleś, i strasznie ci współczuję, ale czego ode mnie oczekujesz? Jestem
Obergefreite*rem, jak słusznie zauważyłeś, i przez następne dwadzieścia cztery godziny jestem na
warcie, pilnując by duchy nie dorwały starego generała, który śpi na górze. Tyle wiem i nie mogę
pozwolić, by cywile pałętali mi się po wartowni.
Heinrich nagle ziewnął, włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej kartę.
* Tajna policja * powiedział znużonym tonem. Porty nie wzruszyła jego reakcja.
* Mam gdzieś, czy jesteście z tajnej policji, czy z tajnej organizacji zamiataczy ulic * powiedział
Heinrichowi. * I tak nie możecie przebywać w wartowni. Przepisy to przepisy, nawet dla gestapo.
* A nie przyszło ci do głowy * spytał groznie Heinrich * że czekamy tu wyłącznie po to, by cię
aresztować?
* Szczerze mówiąc, to nie * odparł Porta. * Wydaje mi się to co najmniej nieprawdopodobne. *
Porta triumfalnie włożył rękę do kieszeni i wyjął z niej białą opaskę z literami Z B Y * Słyszeliście
o nas? * wyszeptał.
Obaj gestapowcy spojrzeli na opaskę, a potem na siebie.
* Co, do ciężkiej cholery, robicie w Paryżu? * spytał Peter.
Porta popukał się w swój ogromny nos i nic nie powiedział. Drzwi znowu się otworzyły. Tym ra
zem wszedł Barcelona. Podszedł do Oberfeldwebla i zgrabnie stuknął obcasami.
* Feldwebel Blom, 27. Pancerna, 5. Kompania, melduje się w celu przejęcia służby wartowniczej.
OberFeldwebel odsalutował, najwidoczniej zadowolony, że wreszcie ktoś zastosował się,
aczkolwiek pobieżnie, do regulaminu.
* OberFeldwebel Steinmache, 109. Pułk Artylerii, przekazuje wartę.
Barcelona przeszedł z pozycji na baczność do  spocznij". [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl