[ Pobierz całość w formacie PDF ]
snego ojca, niegodziwą istotę, która rodzoną matkę zawiodła na szafot... Tak, panowie,
straszne są moje zbrodnie... Na któregokolwiek z was ośmielę się spojrzeć, widzę jeno przy-
czynę zgrozy... Widzę kochanka we własnym bracie, męża w rodzonym ojcu... a kiedy pomy-
ślę o sobie, dostrzegam odrażające monstrum, które przebiło nożem serce swojego dziecka i
skazało na śmierć własną matkę... Czy wszystkie męczarnie piekła mogą być dla mnie dosta-
teczną karą? Sądzicie może, iż zdołam żyć dalej z tak wielką męką w duszy? O nie!... jeszcze
tylko jednej zbrodni nie mam na sumieniu, ale ta pomści was wszystkich...
W mgnieniu oka nieszczęśliwa rzuciła się na pistolety Sennevala, wyrwała mu broń i wy-
strzeliła sobie w głowę, zanim ktokolwiek zdołał przejrzeć jej zamiary. Skonała za chwilę, nie
wymówiwszy ani słowa.
Pan de Courval stracił przytomność; syn, wstrząśnięty widokiem tej strasznej sceny, wołał
rozpaczliwie o pomoc. Ale dla Florville nie było już ratunku; cień śmierci położył się na jej
twarzy; w zniekształconych rysach dostrzec można było cierpienie gwałtownego zgonu i bez-
nadziejną rozpacz... pławiła się w kałuży krwi.
Zaniesiono do łóżka nieprzytomnego pana de Courval; przeleżał dwa miesiące w najnie-
bezpieczniejszym stanie. Syn jego rozchorował się również, ale swoimi staraniami i czułą
opieką zdołał jednak przywrócić ojcu zdrowie i siły. Wszelako po tylu okrutnych ciosach po-
stanowili obaj usunąć się od świata. Odległa samotnia skryła ich na zawsze przed ciekawością
przyjaciół; tam też na łonie cnoty i wiary zakończyli życie tragiczne i ponure, dowodząc
swoim przykładem, że tylko w wiecznej ciemności grobu dane jest człowiekowi odnalezć
spokój, który wydziera mu nieustannie na tym świecie złośliwość bliznich, splot własnych
namiętności, a nade wszystko fatalizm losu.
34
EUGENIA DE FRANVAL
OPOWIEZ TRAGICZNA
Pouczyć i przyczynić się do poprawy obyczajów oto jest jedyny sens tej opowieści. Nie-
chaj ukaże ona ogrom niebezpieczeństwa, na które wystawia się każdy, kto gotów jest na
wszystko dla nasycenia swej żądzy! Czyż człowiek taki może sądzić, że wykształcenia, bo-
gactwa, talentów i darów Natury można użyć na co innego niż błądzenie po manowcach, sko-
ro nie wspierają ich i nie nadają im właściwego waloru w jego oczach powściągliwość, dobre
obyczaje, rozsądek i skromność? Tej właśnie prawdy zamierzamy dowieść w toku niniejszej
opowieści. Niech wybaczone nam będą potworne szczegóły zbrodni, o których musimy roz-
prawiać! Czy byłoby jednak możliwe wpojenie odrazy do podobnych występków, gdyby za-
brakło nam odwagi przedstawienia ich w całej odrażającej nagości?
Rzadko się zdarza, aby wszystko sprzyjało powodzeniu tej czy innej ludzkiej istoty. Ktoś
jest faworytem Natury, ale Fortuna odmawia mu swoich darów; innego znowu Fortuna darzy
szczodrze łaskami, ale znęca się nad nim Natura. Wydaje się, że zamiarem Opatrzności było
przedstawienie w losach każdego indywiduum tej wielkiej prawdy, że zasada powszechnej
równowagi jest najważniejszym prawem Wszechświata, które określa byt wszystkiego, co
pojawia siÄ™, istnieje, oddycha.
Franval był mieszkańcem Paryża, gdzie zresztą się urodził, a z czterystu tysiącami liwrów
rocznej renty łączył piękną postawę, ujmującą powierzchowność i rozmaite talenty. Pod tą
uwodzicielską maską ukrywały się jednak skłonności do najgorszych występków, przede
wszystkim zaś te, które tolerowane i podsycane wiodą tak prędko ku jawnej zbrodni. Główną
wadą Franvala był nieopisany przerost imaginacji. Niełatwo jest wyzbyć się tej cechy,
zwłaszcza gdy jej skutki wiążą się z pomniejszaniem sił. Im mniej ktoś może dokonać, tym
usilniej się o to stara. Im mniej ktoś działa, tym więcej myśli. Każdy rok życia podsuwa mu
nowe pomysły, a przesyt zmysłów nie ostudza go bynajmniej, lecz przeciwnie, rodzi w nim
najfatalniejsze wyrafinowanie.
Tak więc Franval obdarzony był wszystkimi powabami młodości i znakomitymi talentami,
ale jednocześnie gardził głęboko obowiązkami moralnymi i religijnymi; wychowawcy na
próżno starali się wpoić mu te zasady. W czasach gdy najniebezpieczniejsze książki trafiają
do rąk dzieci równie łatwo jak do rąk ich rodziców i guwernerów, gdy zuchwałość poglądów
uchodzi za filozofię, niedowiarstwo za siłę ducha, a libertynizm za bogatą imaginację, żarto-
wano początkowo z poglądów młodego Franvala, po trosze go potem ganiono, a wreszcie i
pochwalono. Ojciec Franvala, zagorzały wielbiciel modnych sofizmatów, sam zachęcał syna,
by we wszystkich sprawach kierował się rozsądkiem. Sam podsuwał mu dzieła, które miały
przyśpieszyć zepsucie młodego umysłu. W tej sytuacji żaden nauczyciel nie ośmielał się
oczywiście uczyć młodzieńca zasad sprzecznych z poglądami pana domu, któremu zmuszony
był ulegać.
Wszelako Franval wcześnie stracił oboje rodziców; miał zaledwie lat dziewiętnaście, gdy
stary wuj, który zresztą umarł wkrótce potem, przekazał mu w chwili małżeństwa cały mają-
tek, należny prawem dziedzictwa.
Z taką fortuną pan de Franval winien łatwo znalezć stosowną partię. Proponowano mu
wiele panien, ale uprosił wuja, aby wyszukał mu dziewczynę młodą i w miarę możności po-
zbawioną licznej rodziny. Stary opiekun postarał się zadowolić swojego siostrzana; zapoznał
go z panną de Farneille, córką pewnego finansisty, która była już zresztą półsierotą, wycho-
wywaną przez matkę, dziewczyną bardzo młodą, ledwie piętnastoletnią, obdarzoną najbar-
dziej uroczą buzią w całym Paryżu, i co więcej, sześćdziesięciu tysiącami liwrów rocznej
renty. Była to jedna z tych niewinnych dziewczęcych postaci, w których wszelkie powaby
35
łączą się z naiwnością, widoczną w delikatnych i wdzięcznych rysach twarzyczki. Piękne
jasne włosy spływały jej do pasa, miała wielkie niebieskie oczy natchnione czułością i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]