[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Glen wróci bardzo pózno, więc jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. Chyba rano
będzie chciała porozmawiać z Vardenem. Powiedział, że sporządzi kopię testamentu i prześle
ją do domu. Ma zamiar poświadczyć jego prawomocność.
 Czy powiadamiano o tym kogoś wcześniej?
 O ile mi wiadomo, tak.  Gadał i gadał, podczas gdy ja starałam się wydumać, co to
wszystko znaczy. Pieniądze jako motyw zawsze wydają się oczywiste. Dowiedzieć się, kto
skorzysta finansowo i zacząć z tego punktu. Kitty Wenner. Phil i Reva Bergen.
 Przepraszam  powiedziałam, ucinając mu w pół słowa.  A w ogóle to o jakiej sumie
mówimy?
Derek przerwał, by pogłaskać się dłonią po brodzie, jakby zastanawiał się, czy nie pora
się już ogolić.
 Hm, ze sto tysiączków dla rodziców Ricka i, do diaska, sam nie wiem. Kitty chyba
dostanie ze dwie bańki. No ale z tego trzeba odliczyć podatek od spadków...
Wszystkie zera zaczęły tańczyć w mojej głowie jak śliwki w cukrze.  Sto tysiączków i
 dwie bańki , jak sto tysięcy dolarów i dwa miliony. Siedziałam i mrugałam. Dlaczego
przyszedł, żeby mi o tym opowiedzieć?
 Jest w tym jakiś haczyk?  zapytałam.
 Co?
 Po prostu zastanawiam się, dlaczego mi o tym mówisz. Czy są jakieś problemy?
 Obawiam się trochę o reakcję Glen. Sama wiesz, co myśli o Kitty.
Wzruszyłam ramionami.
 To były pieniądze Bobby ego, mógł z nimi zrobić, co chciał. Jak Glen może to
kwestionować?
 Chyba nie sądzisz, że podważy wiarygodność testamentu?
 Derek, ja nie mogę spekulować, jak może zachować się Glen. Sam z nią porozmawiaj.
 ZrobiÄ™ tak, kiedy przyjedzie.
 Zakładam, że pieniądze ulokowano w jakimś funduszu powierniczym, skoro Kitty ma
dopiero siedemnaście lat. Kogo wyznaczono na wykonawcę? Ciebie?
 Nie, nie. Bank. Wątpię, czy Bobby miał o mnie tak wygórowane mniemanie. Niepokoję
się trochę, jak to wszystko może wyglądać. Bobby twierdzi, że ktoś usiłuje go zabić, a potem
okazuje się, że Kitty dziedziczy wszystkie pieniądze, kiedy ten umiera.
 Jestem pewna, że policja zechce z nią pogadać.
 Ale ty nie wierzysz, że miała coś wspólnego z wypadkiem Bobby ego, nieprawdaż?
Ach, cały podtekst tej wizyty. Powiedziałam:
 Tak szczerze? Nie bardzo w to wierzę, ale wydział zabójstw może mieć na to odmienny
pogląd. Przy okazji mogą przyjrzeć się tobie.
 Mnie?!  Był co najmniej zdziwiony.
 A jeśli coś przydarzy się Kitty? Kto wtedy otrzyma pieniądze? Szczerze mówiąc,
dziewczyna nie tryska zdrowiem.
Spojrzał na mnie niechętnie, prawdopodobnie żałując, że w ogóle przychodził. Musiał
mieć słabą nadzieję, że mogę go pocieszyć. Zamiast tego wzmocniłam jedynie fundament
jego niepokojów. Zakończył rozmowę i wstał, mówiąc, że pozostanie w kontakcie. Kiedy
zmierzał do wyjścia, zauważyłam, że koszula lepi mu się do pleców; w jego pocie wyczułam
napięcie.
 Ach, Derek!  zawołałam za nim.  Czy mówi ci coś nazwisko Blackman?
 Pierwsze słyszę. A co?
 Tak z ciekawości. Jestem wdzięczna, że wpadłeś  powiedziałam.  Jeśli czegoś się
dowiesz, proszę, daj mi znać.
 Z pewnością.
Skoro tylko wyszedł, zadzwoniłam bezzwłocznie do swojego przyjaciela w firmie
telekomunikacyjnej, pytając o S. Blackman. Zapewnił, że zajmie się tym i oddzwoni. Zeszłam
na parking i wywlokłam pudło, które zabrałam z garażu Bobby ego. Gdy wróciłam do biura,
sprawdziłam zawartość, wyjmując po kolei poszczególne przedmioty: dwa podręczniki do
radiologii, jakieś druki medyczne, spinacze do papieru, długopisy, notatniki. Nie dostrzegłam
nic godnego uwagi. Odniosłam więc karton z powrotem do samochodu z przekonaniem, że
przy najbliższej sposobności podrzucę go do domu Bobby ego.
Do czego się teraz zabrać? Nic nie przychodziło mi do głowy.
Pojechałam do domu.
Zajeżdżając na parking, przyłapałam się na lustrowaniu chodnika w poszukiwaniu Lili
Sams. Jak na kobietę, z którą widziałam się trzy, cztery razy w życiu, napawała mnie dużym
lękiem, burząc wszelkie poczucie bezpieczeństwa, jakie przywykłam łączyć z pojęciem
 dom . Po zamknięciu auta przeszłam na tylne podwórko, zerkając na okna Henry ego, by
przekonać się, czy jest w domu. Tylne drzwi były otwarte i wyczułam ostrą woń drożdży i
cynamonu, dobiegającą zza przesłony. Zerknąwszy do środka, zauważyłam Henry ego,
siedzącego przy stole, na którym znajdowała się filiżanka kawy i popołudniowe wydanie
gazety.
 Henry?
Spojrzał na mnie.
 No cóż, Kinsey, nareszcie jesteś.  Podszedł i odsunął przesłonę, przytrzymując ją dla
mnie.  Wejdz, wejdz. Napijesz się kawy? Za moment pojawią się słodkie bułeczki.
Weszłam z obawą, ciągle spodziewając się, że Lila Sams wyskoczy niczym tarantula.
 Nie chciałabym przeszkadzać. Czy zastałam Lilę?
 Nie, nie. Musiała zająć się jakimiś sprawami, ale o szóstej powinna wrócić. Zabieram ją
dzisiaj na obiad. Mamy rezerwacjÄ™ w Crystal Palace.
 Och, to robi wrażenie  powiedziałam.
Henry podsunął mi krzesło i kiedy się rozglądałam, nalał mi kawy. Lila najwidoczniej
wtrąciła tu swoje trzy grosze. Zasłony były nowe: bawełniane w kolorze awokado, z
nadrukiem solniczek i pieprzniczek, pęczków warzyw, drewnianych łyżek  spięte zielonymi
wstążkami. Wystrój uzupełniały serwetki i obrusik pod kolor oraz dodatki w kontrastującym
odcieniu dyni. Obok na stole stał nowy, metalowy trójnóg z miłym sloganem ułożonym z
kwiecistych esów-floresów. Wydawało mi się, że napis głosi:  Boże, błogosław nasze
biszkopty , ale musiałam się mylić.
 Widzę, że urządziłeś sobie kuchnię  zaczęłam rozmowę.
Rozpromienił się i rozejrzał.
 Podoba ci się? To pomysł Lili. Mówię ci, ta kobieta odmieniła moje życie.
 To dobrze. Miło słyszeć  powiedziałam.
 Przez nią czuję się... Sam nie wiem, witalnie to chyba dobre określenie. Chciałbym
zacząć wszystko od nowa.
Zastanawiałam się, czy ma zamiar pominąć milczeniem fakt, że oskarżyła mnie o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •