[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie wiem. Właśnie chciałbym się od pana czegoś dowiedzieć o tej sprawie.
Walder z zimną krwią wytrzymał natarczywe spojrzenie swego gościa.
 Powiedziałem już, że nigdy nie znałem żadnego Zlewickiego. Nic nie wiem o jego śmierci i w ogóle
uważam całą naszą rozmowę za bezprzedmiotową. Będę panu niesłychanie wdzięczny, jeżeli pan mnie
uwolni od swojego towarzystwa. Mam pilnÄ… pracÄ™.
Walczak wstał.
 Wobec tego zmuszony jestem przysłać panu oficjalne wezwanie do komendy.
 Oficjalne wezwanie? A to w jakim celu?  Głos Waldera ciągle był jeszcze dosyć agresywny, ale
wyczuwało się już w nim pewien niepokój.
 Zostanie pan wezwany do komendy na przesłuchanie  powiedział spokojnie Walczak.  Chcia-
łem, żeby nasza rozmowa miała charakter półoficjalny, ale ponieważ wyprasza mnie pan ze swego domu...
Walder poruszył się zakłopotany.
 Proszę mi wybaczyć, panie majorze. Rzeczywiście zachowałem się niezbyt uprzejmie, ale...
 Niech się pan nie usprawiedliwia.  Walczak niecierpliwie machnął ręką.  To nie ma sensu. No
więc jak? Będziemy rozmawiać tutaj, u pana, czy w komendzie?
 Wolę oczywiście tutaj. Proszę siadać i jeszcze raz bardzo pana przepraszam. Walczak z powrotem
zagłębił się w fotelu.
 A więc wróćmy do naszej rozmowy. Przed chwilą powiedział pan, że Andrzej Zlewicki był dla pana
człowiekiem zupełnie nieznanym.
 To prawda.
 Nie jestem przekonany, czy to prawda.
Walder znowu się najeżył.
 Nie rozumiem, dlaczego podaje pan w wątpliwość moje słowa, panie majorze. Ostatecznie chyba ja
wiem najlepiej, kogo znam, a kogo nie.
 Hm... Tak by się mogło wydawać. Jednakże dostrzegam w pańskich słowach pewną zasadniczą nie-
ścisłość. Jak bowiem można sobie wytłumaczyć fakt, że zupełnie nieznajomego człowieka odwiedzał pan
zarówno w pensjonacie nad morzem, jak i w jego prywatnym mieszkaniu w Warszawie?
 Kto to panu powiedział?
 Pańskie linie papilarne. W obu tych miejscach znaleziono odciski pańskich palców, i to bardzo wy-
razne odciski. Nie ma wątpliwości.
 Jakieś nieporozumienie... Walczak uśmiechnął się dobrotliwie.
 Panie inżynierze  powiedział z łagodną perswazją w głosie.  Po co to wszystko? Przecież pan
doskonale wie, że nie ma na świecie dwóch ludzi posiadających identyczne linie papilarne. Jeżeli zdecydo-
wałem się na tę rozmowę, to chyba pan nie wątpi, że jestem do niej odpowiednio przygotowany. Nie przy-
szedłbym tutaj, nie mając w ręku konkretnych danych.
 Czego pan chce ode mnie?
 Chcę, aby pan powiedział, w jakim celu odwiedzał pan Zlewickiego nad morzem i w jego mieszka-
niu w Warszawie.
 To są moje prywatne sprawy. Walczak z zafrasowaniem pokręcił głową.
 Mam wrażenie, że pan nic uświadamia sobie powagi sytuacji. Andrzej Zlewicki został zamordowa-
ny, ściśle mówiąc, otruty. Pan z całą stanowczością wypierał się znajomości z nim, twierdząc, że nigdy pan
nie słyszał takiego nazwiska. U Zlewickiego znaleziono jednak odciski pańskich palców, co świadczy nie-
zbicie, że nie tylko pan go znal, ale nawet dość często odwiedzał. Musi pan przyznać, że sprawa nie wygląda
dobrze.
 Podejrzewacie mnie, że to ja go otrułem?
 Nietrudno chyba nabrać takiego podejrzenia. Musi się ono nasunąć samo przez się nawet początkują-
cemu funkcjonariuszowi. Powiem panu więcej. Zlewicki został otruty cyjankiem potasu, a pan prowadzi
prace badawcze w zakresie biologii. Ma pan więc łatwy dostęp do tej trucizny.
Na twarzy Waldera nie drgnął ani jeden mięsień.
 Ja go nie otrułem  powiedział stanowczo. Był zupełnie opanowany.
 Przykro mi, panie inżynierze... Bardzo chciałbym panu wierzyć, ale... Mimo najszczerszych chęci nic
jestem w stanie zaliczyć pana do osób stojących poza wszelkimi podejrzeniami w tej sprawie. Czy wobec tej
sytuacji- nie byłby pan skłonny wyjaśnić mi jednak, w jakim celu odwiedzał pan Zlewickiego?
 Bez specjalnego celu. Tak sobie...
 Dlaczego wobec tego usiłował pan ukryć przede mną tę znajomość?
 To była bardzo przelotna znajomość, bez żadnego znaczenia...
 A jednak nie chciał się pan do niej przyznać.
Walder poruszył się niecierpliwie.
 To przecież proste. Wiedziałem, że Zlewicki został otruty. Nie chciałem być zamieszany w tę spra-
wÄ™.
 Ach tak...  Walczak pochylił się do przodu.  Więc pan wiedział, że Zlewicki został otruty. Cie-
kawe.
 To znaczy... Może zle się wyraziłem... Słyszałem, że nie żyje, że został zamordowany. O otruciu
dowiedziałem się od pana.
 Wszystko zaczyna się bardzo komplikować, panie inżynierze  powiedział zatroskany Walczak. 
Czy pan nie jest skłonny porozmawiać ze mną zupełnie szczerze?
 Nie mam nic więcej do powiedzenia.
 Szkoda.
 Co pan zamierza?
 A jak pan sÄ…dzi?
 Aresztuje mnie pan?
 Jest pan zatrzymany aż do wyjaśnienia sprawy. Być może, że zastanowiwszy się w samotności i spo-
koju nad wszystkim, zdecyduje się pan powiedzieć mi prawdę.
 Ja go nie zabiłem. To właśnie jest prawda.
 Jeżeli nawet taka jest prawda, musi ją pan opatrzyć odpowiednimi komentarzami, aby była do stra-
wienia. Nikt przecież nie może uwierzyć, że w celach towarzyskich odwiedzał pan Zlewickiego, wypierając
się następnie tej znajomości.
Waldera opuściła nagle cala energia i pewność siebie. Przypominał teraz gumową zabawkę, z której [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •