[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bryan nagle ulitowała się nad nieszczęsnymi dentystami, którzy muszą się mizdrzyć i
przymilać, by zmusić opornych pacjentów do otworzenia ust.
- Najpierw pochłonęłam wszystko, co napisał, po czym zrobiłam sobie
awanturę, bo dopuściłam do tego, \e jego koszmarne wizje opanowały moje sny.
- Dobry horror poznaje siÄ™ po tym, \e budzisz siÄ™ o trzeciej nad ranem i
zastanawiasz, czy na pewno zamknÄ…Å‚eÅ› drzwi.
Tym razem uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Podobnie powiedziałby Hunter. Na pewno go polubisz.
Shade tylko wzruszył ramionami. Wprawdzie zgodził się na postój w Sedonie,
ale nie zamierzał nikomu prawić komplementów ani te\ uwieczniać na komercyjnych
zdjęciach króla okultyzmu i jego rodziny. Potrzebował jednak krótkiej przerwy.
Zamierzał na dzień lub dwa zostawić Bryan u jej przyjaciół, by samemu w tym czasie
zregenerować siły i złapać drugi oddech.
Od kiedy wyruszyli z Los Angeles, ani razu się nie odprę\ył, a przeciwnie, z
ka\dą chwilą rosło w nim wyniszczające napięcie. Starał się, ale przecie\ nie mógł
zapomnieć, \e ka\dej nocy Bryan jest tu\ obok, oddzielona tylko szerokością
furgonetki i panujÄ…cym mrokiem.
Tak, musi trochę odpocząć od jej naturalnej, beztroskiej zmysłowości.
- Od dawna ich nie widziałaś?
- Od kilku miesięcy. - Teraz, gdy wreszcie zaczęli normalnie rozmawiać,
Bryan rozluzniła się. - Lee jest moją przyjaciółką i brakuje mi jej. Mniej więcej w tym
samym czasie, kiedy wyjdzie jej ksiÄ…\ka, urodzi dziecko.
Zmiana w jej głosie sprawiła, \e zerknął na nią. Stwierdził, \e coś w niej
zmiękło, stała się wręcz rzewna.
- Jeszcze rok temu obie byłyśmy w  Celebrity , a teraz... - Zwróciła się w jego
stronę, ale zza ciemnych szkieł nie było widać jej oczu. - To dziwne uczucie, kiedy
pomyślę o tym, \e Lee ustatkowała się. Zawsze była ode mnie ambitniejsza. Do szału
doprowadzała ją moja beztroska i swobodne traktowanie wielu spraw.
- Taka jesteÅ› naprawdÄ™?
- Prawie we wszystkim - powiedziała półgłosem. Ale nie wobec ciebie, dodała
w myślach. Tak łatwo mi się nie wywiniesz. - Miło jest być na luzie i po prostu \yć -
ciągnęła - zamiast się martwić, jak prze\yć następny miesiąc.
- Niektórzy boją się, czy w ogóle do\yją do następnego miesiąca.
- Uwa\asz, \e tylko martwiąc się i rwąc włosy z głowy, mo\na coś zmienić na
lepsze?
Bryan zapomniała ju\ o tym, \e zale\ało jej tylko na jakimkolwiek
 kontakcie , jak równie\ o tym, \e chciała wypracować w stosunkach z Shade'em
jakiś rodzaj kompromisu. Znał lepiej od niej o świat i \ycie. Trzeba przyznać, \e
widział więcej, ni\ ona sama chciałaby ujrzeć. Jak się jednak z tym czuł?
- Samoświadomość mo\e wiele zmienić, niestety, nie ka\demu jest dane ją
osiągnąć.
Nie ka\demu. Zwróciła uwagę na te słowa, ale postanowiła nie dociekać, co
się za nimi naprawdę kryje. Jeśli jej partner ma jakieś rany, wolno mu zachować to
dla siebie.
- Ka\dy od czasu do czasu się martwi - podsumowała. - Po prostu jestem w
tym słaba, mam to po rodzicach. Oni są... - Urwała i roześmiała się. Dotarło do niego,
\e nie słyszał jej śmiechu od paru dni i \e mu tego brakowało. - Są klasycznymi
przedstawicielami artystycznej cyganerii. Mieszkaliśmy w Carmel w niedu\ym domu,
który zawsze był w stanie kompletnej demolki. Mój ojciec a to wyburzał jakąś ścianę,
a to wykuwał okno, lecz nim zdołał cokolwiek skończyć, doznawał natchnienia i
pędził do swoich płócien, pozostawiając po sobie totalną katastrofę budowlaną.
Poprawiła się w fotelu, nieświadoma faktu, \e tylko ona mówi, a Shade
jedynie słucha.
- Moja matka lubiła gotować, kłopot był jednak w tym, \e miała bardzo
zmienne nastroje. Jednego dnia mogła ci podać upieczonego na grillu grzechotnika, a
następnego dnia cheeseburgera, po czym, kiedy się tego najmniej spodziewałeś,
serwowała gulasz z gęsich szyjek.
- Gulasz z gęsich szyjek?
- Jadałam to często u sąsiadów. - Od samego wspominania nabrała apetytu,
więc wyjęła dwa batoniki i podała jeden Shade'owi. - A co z twoimi rodzicami?
Machinalnie rozwinął batonik, dostosowując szybkość do jadącego na
sÄ…siednim pasie policyjnego samochodu.
- Po przejściu na emeryturę przeprowadzili się na Florydę. Ojciec łowi ryby, a
matka prowadzi sklep z wyrobami rękodzielniczymi. Nie są tak barwnymi typami jak
twoi staruszkowie.
- Barwne typy... - Zastanowiła się nad tym określeniem i zaakceptowała je. -
Nie miałam nigdy pojęcia, \e są niezwykli, dopóki nie wyjechałam do liceum i nie
zobaczyłam, \e rodzice innych dzieci na ogół są dojrzali i rozsądni. Chyba nigdy bym
się nie dowiedziała, jak silny wywarli na mnie wpływ, gdyby nie Rob, który mi
uprzytomnił, \e większość ludzi woli jadać kolację o szóstej wieczorem, a nie
rozglądać się za pra\oną kukurydzą lub masłem kokosowym o dziesiątej w nocy.
- Rob?
Zaskoczył ją. Przekonała się, \e słucha uwa\nie. Będzie zatem uwa\ać, \eby
nie powiedzieć jakiegoś niepotrzebnego słowa.
- Mój były mą\. - Wiedziała, \e nie powinna traktować tego  były jako
stygmatu, choć w dzisiejszych czasach ten, kto nie rozwiódł się przynajmniej raz, w
pewnych sferach uchodził nieomal za dziwaka. Jednak dla Bryan oznaczało to, \e nie
potrafiła sprostać zło\onej obietnicy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •