[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak, ależ oczywiście!  powieóiał.  Masz Johnie, głowę na karku, bez wąt-
pienia! Do óieła, kamraci! Zdaje mi się, że zachoói tu omyłka. Jeśli się zastanowić, głos
ten był nieco podobny do głosu Flinta, przyznaję, ale niezupełnie. Tym razem był on
podobniejszy do czyjegoś innego głosu& był podobniejszy do&
 Do głosu Bena Gunna! niech mnie piorun trzaśnie!  ryknął Silver.
 Tak, i tak jest w istocie!  krzyknął Morgan podrywając się na kolana.  Przecież
Ben Gunn tu przebywał!
 Czy to zmienia postać rzeczy?  zapytał Dick.  Ben Gunn, ale nieżywy, tak
jak Flint.
Lecz starsi towarzysze przyjęli tę uwagę drwiąco.
 Ech! nikt z nas nie boi się Bena Gunna!  zawołał Merry.  Niech bęóie sobie
żywy czy umarły! Mniejsza o niego!
Było niezwykłe, jak zmieniały się ich nastroje i jak naturalny kolor odżył na ich twa-
rzach. Wkrótce poczęli gawęóić spokojnie, nasłuchując w przerwach, a niebawem nie
słysząc już żadnego głosu, wzięli manatki na plecy i ruszyli w dalszą drogę. Merry szedł
pierwszy z kompasem Silvera, aby prowaóić ich na jednej linii z Wyspą Szkieletów. To,
co powieóiał, było prawdą: nikt nie zważał na Bena Gunna, żywego czy umarłego.
Jedynie Dick trzymał wciąż w ręce Biblię i idąc rozglądał się wokoło bojazliwym
wzrokiem. Nie znalazł wszakże uznania ani współczucia, a Silver kpił sobie z niego w ży-
we oczy.
 Mówiłem ci!  dogadywał.  Mówiłem ci, że znieważyłeś Biblię! Skoro nie
nadaje się do tego, żeby na nią przysięgać, to czy sąóisz, że duch bęóie choć trochę na
nią zważał? Ani tyle!  i trzasnął swymi ogromnymi palcami, oparłszy się przez chwilę
na szczudle.
Lecz Dick był niepocieszony. Wkrótce nabrałem przekonania, że chłopak wpada
w chorobę. Febra, przepowieóiana przez doktora Livesey'a, a przyśpieszona przez upał,
wyczerpanie i nagły niepokój, wzrastała widocznie szybko.
Przestronna była i wygodna nasza obecna droga na szczycie. Zeszliśmy nieco w dół,
gdyż jak powieóiałem, wyżyna nachylała się ku zachodowi. Sosny, większe i mniejsze,
rosły w szerokich odstępach, a mięóy kępami muszkatowych drzew i azalii spore, otwarte
polanki wygrzewały się w skwarnych blaskach słonecznych. Przeóierając się w poprzek
wyspy mniej więcej w kierunku północno-zachodnim, z jednej strony przybliżaliśmy się
coraz baróiej do grzbietów Lunety, z drugiej strony zaś mieliśmy coraz rozleglejszy widok
na ową zatokę zachodnią, góie niedawno kołysałem się i trząsłem w łódeczce.
Drzewo
Dotarliśmy do pierwszego z wysokich drzew, a na podstawie obliczeń stwieróono, że
nie było ono tym, o które choóiło. To samo okazało się z drugim. Trzecie wystrzelało bez
mała na dwieście stóp w górę ponad gąszcz krzewów; był to prawóiwy olbrzym świata
roślinnego, o pniu grubym jak chata, rozrzucającym na okół rozległy cień, w którym
cały hufiec wojska mógłby odbywać ćwiczenia. Było ono z dala dostrzegalne od strony
morza, zarówno ze wschodu, jak i z zachodu, i mogło być zamieszczone na mapie jako
znak orientacyjny dla żeglarzy.
Bogactwo, Skarb, Pożądanie
Jednakże nie wielkość drzewa wywarła w tej chwili wrażenie na mych towarzyszach,
lecz świadomość, że siedemset tysięcy funtów w złocie leżało tu góieś zakopane w jego
rozłożystym cieniu. W miarę jak się zbliżali, myśl o pieniąóach stłumiła ich uprzednie
obawy. Oczy pałały im chciwością, nogi nabierały coraz to większej szybkości i lekkości;
cała dusza wyrywała się im do tego szczęścia, do tego życia pełnego wybryków i rozkoszy,
które oczekiwało każdego z nich.
Silver biegł utykając na szczudle i zrzęóąc. Nozdrza mu się rozdęły i trzęsły, a klął
jak opętany, gdy muchy siadały na jego zgrzanej i błyszczącej twarzy. Zapamiętale szar-
pał powróz, na którym mnie trzymał, i od czasu do czasu rzucał na mnie przeszywające
spojrzenie. Aatwo odgadnąć, że nie zadawał sobie trudu, by zataić swe myśli; toteż czyta-
łem je jak z drukowanej książki. W bezpośredniej bliskości złota zapomniał już zupełnie
r bert ui te en n Wyspa skarbów 98
o wszystkim innym; jego obietnica i przestroga doktora należały już do przeszłości i nie
mogłem wątpić, że spoóiewał się dostać skarb w swoje ręce, odnalezć  Hispaniolę , pod
osłoną nocy naładować ją złotem, wyrżnąć wszystkich uczciwych luói na wyspie i od-
płynąć, jak zamierzał pierwotnie, z brzemieniem zbrodni i bogactw.
Bogactwo, Zbrodnia
Wobec przejęcia się podobnym niepokojem trudno mi przychoóiło dotrzymywać
kroku rozpęóonym i rozgorączkowanym zdobywcom skarbów. Kilkakrotnie potykałem
się, wtedy Silver szarpał mnie brutalnie za postronek i miotał na mnie zabójcze spoj-
rzenia. Dick, który toczył się za nami i tworzył naszą straż tylną, mruczał pod nosem
na przemian modlitwy i przekleństwa, w miarę jak wzmagała się w nim gorączka. To
również zwiększało moją rozpacz; na dobitkę prześladowała mnie myśl o tragedii, która
niegdyś rozegrała się na tej wyżynie, gdy ów bezbożny rozbójnik z siną twarzą, który
umarł w Savannah, śpiewając i wołając, by mu dano pić, własnoręcznie zgłaóił tu sześciu
swych wspólników. Przychoóiło mi na myśl, że te zarośla, które teraz były tak spokojne,
musiały wówczas rozbrzmiewać krzykiem, a sama ta myśl wywoływała we mnie wrażenie,
że słyszę jeszcze ową wrzawę.
Byliśmy już na samym skraju gęstwiny.
 Hura! Społem, druhowie!  krzyknął Merry i począł biec jeszcze zapalczywiej.
Nagle niespełna o óiesięć jardów dalej ujrzeliśmy, że się zatrzymali. Wzbił się zdła-
wiony okrzyk. Silver podwoił krok, migając rączo szczudłem niby prawóiwą nogą, a w chwi-
lę pózniej i on, i ja stanęliśmy również w miejscu jak skamieniali.
Przed nami znajdowała się wielka jama nie baróo świeża, gdyż ściany już się pozawa-
lały i trawa wyrosła na dnie. Spoczywał tam rozłupany na dwoje trzonek kilofa oraz kilka
desek rozrzuconych bezładnie, a pochoóących ze skrzyń do pakowania. Na jednej z tych
desek ujrzałem wypalony żelazem napis:  Koń Morski . Była to nazwa okrętu Flinta&
Wszystko było jasne jak na dłoni. Ktoś odkrył i ograbił kryjówkę; siedemset tysięcy
funtów przepadło!
iii. ra ka er zta
W jednej chwili nastąpił niebywały wprost przewrót. Każdy z sześciu rzezimieszków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •