[ Pobierz całość w formacie PDF ]

myli! Zerknęła w jego stronę i zawstydziła się swoich podejrzeń. Może on wcale
nic takiego nie planował.
- Chyba będzie lepiej, jeśli dzisiaj nie będziesz pływać - powiedział z
troską w głosie i odsunęła od siebie chęć zgłębiania jego prawdziwych intencji.
- 80 -
S
R
Podszedł do niej i lekko dotknął stłuczonego ramienia, nie zważając na
dreszcz, jaki przebiegł jej ciało. Chciała odsunąć jego rękę, ale on tylko
delikatnie wyjął Daveya z jej objęć.
- Bierzemy nadmuchiwany materac. Będziesz sobie mogła leżeć i patrzeć,
jak twoi mężczyzni pracują. - Spojrzał z uśmiechem w jej oczy, udając, że nie
dostrzega jej zmieszania. - Już przygotowaliśmy torbę plażową. Dzisiaj
bierzemy wszystkie potrzebne rzeczy.
- Przygotowaliście torbę plażową - powtórzyła bezmyślnie. W jej głowie
kołatały się tylko dwa przed chwilą usłyszane słowa: twoi mężczyzni, twoi
mężczyzni...
- Postanowiliśmy zabrać cały sprzęt - mrugnął do niej porozumiewawczo.
- Wzniesiemy naprawdÄ™ solidnÄ… budowlÄ™. Mamy prawdziwe ogrodowe Å‚opaty, a
nie jakieś tam plastikowe zabawki, duże wiadra, materac dla ciebie, gumowego
łabędzia dla Daveya, krem do opalania, ręczniki kąpielowe, sok, który nam
przygotowała pani Price, no i oczywiście Edwarda. Prócz tego - ciebie. Zaraz
zobaczymy, czy potrafisz ustać o własnych siłach.
- Nie martw się - powiedziała tak słabym głosem, że spojrzał na nią z
niepokojem.
- Możesz zostać w łóżku - powiedział łagodnie. - Damy sobie radę sami.
Już kiedyś słyszała to zdanie... Pamiętała nawet, kto je powiedział.
Pokręciła przecząco głową i uśmiechnęła się.
- Idę z wami - rzekła stanowczo. - Jesteście pewni, że wzięliście
wszystko, co trzeba?
- Zawsze możesz sprawdzić. Coś niecoś udało nam się zostawić. Pani
Price gotowa nam była zapakować pół kuchni i zlewozmywak na dodatek.
Ledwo nam się udało jej to wyperswadować.
Wyszli, żeby mogła się spokojnie ubrać. Lilly włożyła płócienną
sukienkę, rozpuściła włosy, żeby zasłonić opatrunek, wsunęła sandały i
ostrożnie zeszła po schodach.
- 81 -
S
R
Czekali na nią niecierpliwie. Torba plażowa pękała w szwach; na stercie
bagażu dumnie siedział Edward.
- Idziemy na plażę! Będziemy się kąpać! - zaśpiewał Davey i podskoczył.
Hamish uważnie spojrzał na nadchodzącą Lilly.
- Dasz radÄ™?
Od plaży dzieliła ich minuta drogi. Lilly szła niepewnym krokiem, nie
bardzo wiedząc, co właściwie wprawiło ją w taki dziwny stan: czy to na pewno
tylko wynik szoku spowodowanego napadem? Pewnie jedno i drugie, i...
wszystko naraz, pomyślała. Wydarzenia ostatnich dni, spotęgowane agresją,
jakiej padła ofiarą. Przede wszystkim jednak obecność Hamisha i jego
troskliwość.
Czuła, że znowu zaczyna wierzyć w jego słowa, jego spojrzenia, jego
uśmiech; zaczyna ufać mu jak dawniej. Jak łatwo ją przekonać, że komuś na niej
zależy...
Kiedy dotarli na plażę, została sama. Hamish szybko rozłożył jej materac,
rozpakował sprzęt i obaj  mężczyzni" przystąpili do budowy zamku.
Ogromnego, wspaniałego zamku. Lilly uśmiechnęła się do siebie, widząc
rozmiary budowli.
Może dobrze zrobiła, że tu przyszła. W pełnym słońcu plaży koszmar
poprzedniego dnia rozwiewał się, znikał. Wayne Reid z wolna stawał się
nierealny. Wesoły śmiech Daveya był dla niej najlepszym lekarstwem.
Leżała, patrząc, jak jej syn buduje zamek z piasku przy pomocy ojca,
rozkoszujÄ…c siÄ™ tym widokiem jak przyjemnym snem. Ta bajka nie ma nic
wspólnego z rzeczywistością, ale jest bardzo przyjemna. W bajkach wszystko
dobrze się kończy.
Pogrążona w marzeniach, zapadła w sen.
Nie wiedziała, jak długo spała, ale kiedy się obudziła, Hamish siedział
obok niej na piasku, mokry i ogorzały; Daveya nie było. Davey... Wzrok Lilly
- 82 -
S
R
automatycznie skierował się ku morzu. Kiedy i tam go nie dostrzegła, usiadła
przerażona.
- Davey jest w domu - poinformował ją Hamish. - W czasie budowania
zamku zrobił się głodny, więc zaprowadziłem go do pani Price i wróciłem
popływać.
- Ale... - Nie chciała być sama z tym mężczyzną. - Nie masz dzisiaj
pacjentów?
- Jest sobota, pani doktor. W soboty pracujemy tylko od dziesiÄ…tej do
dwunastej, a poza tym przyjmujemy tylko godzinę po południu plus nagłe
wypadki. Sobota jest prawie wolna. Teraz jest wpół do dziewiątej, nie mam
pacjentów, więc jestem do usług.
- A twój wuj mówił mi, że macie masę pracy.
- Naprawdę? - uprzejmie zdziwił się Hamish. - Hotel ostatnio opustoszał z
powodu paniki, a nowych turystów jakoś nie widać. Tego Angus nie mógł
przewidzieć, ale zawsze lepiej uważać, że po prostu skłamał, prawda?
- Przepraszam - odparła zawstydzona.
- Myślisz, że to wystarczy? %7łe wystarczy powiedzieć przepraszam, kiedy
się ludziom zarzuca kłamstwo? Kiedy mi mówisz, że ja kłamię?
- Czy Davey nie jest wystarczającym dowodem na to, że mnie okłamałeś?
- Próbowała wstać i odejść.
- Zostań, proszę.
- Nie jestem twoją zabawką, zwierzątkiem, które się głaska, kiedy nie ma
się niczego innego pod ręką.
- Nigdy tak nie myślałem. Nigdy.
- Ja... nie mogę - powiedziała niemal błagalnym tonem. - Proszę cię, nie
zatrzymuj mnie. Nie chcę z tobą rozmawiać.
- Dlaczego?
- Nie mamy o czym.
- 83 -
S
R
- Chyba jednak mamy. Powinienem ci coś wyjaśnić, a ty powinnaś mnie
wysłuchać.
- Nie ma nic do wyjaśniania.
- Mylisz siÄ™.
Hamish zapatrzył się w morze. Siedział obok niej ze wzrokiem wbitym w
łagodnie napływające na piasek fale. Nie chciał patrzeć w jej oczy. Zbyt wiele
było w nich cierpienia, którego nie chciał widzieć.
- Lilly - powiedział w końcu - jesteś matką mojego dziecka. Czy tego
chcesz, czy nie, będziemy musieli się spotykać. Kiedy stąd wyjedziesz, będę do
niego przyjeżdżał, niezależnie od tego, co o mnie myślisz. I nigdy nie pozwolę, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •