[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niespo\yte siły. Mógłby du\o zdziałać, gdyby uczciwie zabrał się do roboty...
W aucie zaległo milczenie. Po chwili Prahnimak wyciągnął papierosa, zapalił.
z Na miejsce Charłana Heorhij Wasylowycz wy-
znaczył mnie stwierdziłem wyzywająco i zamarłem jak po pierwszym strzale w
pojedynku. Ale to, co powiedziałem, nie wywołało \adnego efektu. W milczeniu
dojechaliśmy do miasta.
Prahnimak kazał odwiezć się do domu. Za \onecz-ką się stęsknił" pomyślał drwiąco
Andrij. Wysiadł pod biurem, skłonił się zastępcy i z szacunkiem zamknął drzwiczki.
Samochód ruszył. W przeciwieństwie do Heorhija Wasylowycza Prahnimak ciągle się
spieszył. Kątem oka Szyszycha zauwa\ył przylepione do szyby szydercze twarze kolegów.
A więc ju\ się połapali, \e coś jest inaczej. Nie dziwota: jeszcze wczoraj był z niego
nieruchawy, flegmatyczny facet. Na mecze nie chodził, nikomu nie kibicował, kawały lubił,
ale nie trzymały mu się głowy, po wypłacie, jeśli nawet wypił jednego, to samotnie albo z
Charłanem. Na wycieczki, które z takim zapałem organizowała pracownia, nie jezdził, na
trybunę ani do prezydium nigdy się nie pchał. Na zebraniach Kom-somołu głosu nie zabierał,
czasem tylko pozwalał sobie ironicznie, ale nieszkodliwie, bąknąć coś w kuluarach, i gdy
tylko stuknęło mu dwadzieścia osiem lat, z ulgą
58
przestał być członkiem. Teraz nawet formalnie ju\ nic nie wiązało go z kolegami. Oni
dyskutowali, wykłócali się o jakieś maszyny, konstrukcje i rozwiązania, uwa\ali, \e tworzą
nową technikę, wręcz nową epokę. Byli jak dzieci, które się bawią w małego konstruktora".
On przez cały czas pracy (ale ani minuty dłu\ej) starannie wykreślał rozmaite detale. Nie
musiał myśleć, był tylko wykonawcą, kopistą, odtwarzającym czasem wręcz natchnione, ale
zawsze cudze pomysły. Pracował rzetelnie i umiejętnie, zapewniało mu to powszechny
szacunek, regularną kwartalną premię i niemal stałe miejsce na liście wyró\niających się
pracowników. Wykonywał plany, był pozytywny. Wielki Konstruktor i jemu podobni
zapaleńcy potrafili miesiącami pracować nad czymś, co miało zadziwić świat, ale plan le\ał,
bo zawsze znajdował się jakiś nowy wariant i trzeba było zaczynać wszystko od początku. On
nie chciał, aby go podziwiano, chciał tylko \yć, brać co miesiąc swoje sto trzydzieści rubli, co
kwartał premię. W domu wraz z garniturem zrzucał z siebie biurowe kłopoty, ogólnoludzkie
problemy, wolał nie myśleć o tych wszystkich mądralach, kibicach, orędownikach
technicznego i nie tylko technicznego postępu, którzy teraz przylepiali do szyb swoje
znienawidzone, współczująco ironiczne gęby.
Pierwszy raz zdarzyło mu się tak zimno i nieprzy-jaznie myśleć o swoich kolegach.
Dotychczas trzymał się na uboczu, ale otwarcie nie przyznawał się, \e jest inny po prostu
płynął z prądem. Teraz rwał do przodu jak szaleniec, byle tylko pokazać, \e jest lepszy ni\
oni. Nie ma rady trzeba nało\yć maskę, w przeciwnym razie urazi ich miłość własną.
Będzie grał. Ale nie będzie to ju\ dawny Szyszyha wcieli się w Petra Charłana. Do Petra
zdą\yli ju\ przywyknąć i du\o mu wybaczali. Trzeba wcielić się w Petra...
59
Nie pokazując nic po sobie, lekkim krokiem wszedłem do sekretariatu. Sekretarka rozmawiała
przez telefon udając, \e mnie nie dostrzega. Poczekałem, a\ skończy gadać, i dopiero wtedy
ucałowałem z galanterią chudą dłoń o długich, wymalowanych na perłowo pazurach. Co
za fryzura! Zlicznie pani wygląda. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem i uśmiechnęła się
niedowierzajÄ…co.
Wszedłem do pustego gabinetu dyrektora i starannie zamknąłem za sobą drzwi. Dłu\szą
chwilę stałem bez ruchu, z zamkniętymi oczyma, oddychając głęboko.
Do naszej pracowni wkroczyłem beztroski i promienny. Ju\ miałem uścisnąć rękę mojemu
byłemu szefowi (formalnie jeszcze wcią\ mu podlegałem, mój awans na asystenta dyrektora
nie był potwierdzony na piśmie, zresztą w wykazie etatów nie było takiego stanowiska
pewnie Charłan sam je sobie wymyślił), gdy nagle zreflektowałem się: znów błąd ledwie
pochowałeś kolegę, a ju\ podskakujesz jak szczygiełek.
Natychmiast przyoblekłem twarz w \ałobę, jeszcze się uśmiechałem, lecz ju\ dyskretnie, ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]