[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szalejącego rekina. Musiał również uważać, by przy próbie wynurzenia nie
uderzyć głową w stępkę. Jakiś cień przesłonił światło - sternik był z
powrotem w wodzie, przywołując go gestami. Dirk nie potrzebował żadnej
zachęty. Dzielącą ich odległość pokonał w dziesięć sekund, obserwując
rekina, który nagle się uspokoił, błysnął wściekle zdrowym okiem i
odpłynął, niknąc błyskawicznie z pola widzenia. Wstrząśnięty i zmęczony
Pitt z wdzięcznością pozwolił się wyciągnąć pomocnym dłoniom na pokład.
Zdjęto mu maskę, akwalung i płetwy. Spojrzał w górę. Stał tam Boland,
obserwując go uważnie.
- Gdzie March? - spytał lodowato komandor.
- Nie żyje.
- Cóż, zdarza się - mruknął Boland.
Pitt od dłuższego czasu wpatrywał się z obojętnym wyrazem twarzy
w trzymane w dłoni naczynie. Zaczerwienione oczy wyrażały jednak to, co
czuł: zmęczenie i smutek. Tropikalne słońce, niknąc za horyzontem,
rzucało przez iluminator złocistoczerwone promienie, które malowniczo
zabarwiały kostkę lodu pływającą w szkockiej whisky. Zmęczonym gestem
przesunął szkłem po czole. Właśnie skończył zdawać Bolandowi
szczegółową relację z wydarzeń pod wodą i miał już wszystkiego
serdecznie dość. Zamiast odprężenia i zadowolenia, że najgorsze jest już
poza nim, miał przeczucie, iż było to dopiero preludium do znacznie
grozniejszych wydarzeń.
- Przestań się obwiniać o jego śmierć - powtórzył Boland. -
Gdybyście mieli wypadek, gdyby coś się zawaliło, jak to się zdarza na
wrakach, i on by przy tym zginął, to wówczas byłaby to twoja wina, bo
sam go tam zaciągnąłeś. Ale skąd miałeś wiedzieć, że po pokładzie
spaceruje para morderców? I to jeszcze bezmyślnych; powinni go złapać i
wypytać, a nie zabijać bez słowa.
- Przestań, Paul. Zmusiłem chłopaka, żeby wszedł do środka.
Gdybym się tak nie spieszył, by udowodnić swoje racje, to żyłby.
- Racja, ale za cenę jednego życia dowiedzieliśmy się rzeczy tak
ważnych, że utrata jednego człowieka jest w porównaniu z tym niewielką
stratą. Gdybym musiał poświęcić całą załogę, by umożliwić  Starbuckowi
powrót do Pearl Harbor, nie zawahałbym się ani chwili. Mam na myśli
również ciebie i mnie - oznajmił spokojnie Boland, dolewając whisky do
swej opróżnionej szklanki.
- Doceniam szczere zamiary - mruknÄ…Å‚ Pitt.
- Staram się być miły z powodu twoich dobrych kontaktów z
admirałem. Poza tym uważam, że jesteś wyjątkowo sprytnym
manipulatorem. Mogę się założyć, że ten z pozoru głupi pomysł zatopienia
przedziału torpedowego kryje w sobie kolejny makiaweliczny pomysł. O co
tym razem chodzi?
- Proste. Uszkodziłem okręt, by przez kilka dni zatrzymać go na
miejscu.
- Mów dalej - zachęcił Boland. Nie uśmiechał się już.
Pitt uporządkował myśli i wyjaśnił:
- Zaczynając od końca: na pokładzie było dwóch uzbrojonych
wartowników i Farris, widziałeś, w jakim stanie.  Starbuck był
doskonałym więzieniem, bo nie było dokąd z niego uciekać. Strażnicy
zmieniali się i choć nie wiem, gdzie jest ich baza, to z pewnością nie
przebywali długo na pokładzie. Sądzę, że około dwunastu godzin,
maksimum dwadzieścia cztery.
- Skąd ta pewność?
- Sprawdziłem podręczne magazyny w kuchni i w messie oficerskiej;
w żadnym nie było śladu żywności. Strażnicy nie wyglądali na
zagłodzonych, a Farris, pomimo stanu, w jakim jest, też coś musiał jeść
przez te sześć miesięcy. Albo gdzieś w pobliżu jest nie rejestrowany bar
McDonalda, albo strażnicy wracali na lunch do domu. Oczywiście
obstawiam to drugie. A to znaczy, że reszta ich koleżków czai się teraz
niedaleko, czekając na sprzyjający moment, by zawładnąć  Marthą Ann .
Jeżeli znikniemy tak jak inne statki, to Navy może praktycznie się
pożegnać ze  Starbuckiem . Jeżeli przeżyjemy, to mogą próbować przy
pierwszej okazji przenieść go gdzie indziej. Przy zatopionym przedziale
torpedowym stracą na to sporo czasu, jak zapewniał mnie twój sternik.
Istnieje więc szansa, że Navy zdoła tu dotrzeć i zająć się podniesieniem
 Starbucka lub też doprowadzeniem go do stanu używalności na dole.
Wybór należy do nich.
- W ciągu trzech godzin możemy tu ściągnąć drogą powietrzną całą
załogę ratunkową.
- Za pózno. Od momentu rzucenia kotwicy żyjemy na kredyt. To co
przydarzyło się reszcie tych leżących na dnie wraków, z dużym
prawdopodobieństwem może spotkać i nas.
- Pomysł wydaje mi się mało realny - mruknął sceptycznie Boland. -
Radar melduje, że w promieniu pięciuset mil nie ma żadnej jednostki ani
lądu. Sonar nie wykrywa nawet na maksymalnym zasięgu żadnego okrętu
podwodnego. To skąd, u diabła, miałoby przyjść to zagrożenie?
- Gdybym znał odpowiedz na to pytanie - parsknął Pitt - to
natychmiast zażądałbym podwyżki. I wiesz, dostałbym ją bez gadania.
- Jeśli nie masz nic bardziej konkretnego, to poczekamy do rana i
zabierzemy się za podnoszenie  Starbucka - oznajmił Boland,
przyglądając mu się uważnie.
- Pobożne życzenie - zauważył cierpko Dirk. - Do świtu  Martha Ann
będzie leżała na dnie obok  Starbucka .
- Zapominasz, że mogę wezwać pomoc z Honolulu, kiedy tylko
zechcÄ™.
- Naprawdę? - zdziwił się Pitt, a Boland spojrzał na niego
przenikliwie. - Hunter potwierdził twoje meldunki?
- W jaki sposób? Przecież nadawaliśmy zakodowane meldunki na
ogólnie dostępnym kanale. Nie mógł odpowiedzieć, nie demaskując
wszystkiego.
- A nie wydaje ci się dziwne, że nadal milczy? Sam powiedziałeś, że
mój meldunek słyszeli wszyscy wokół, a on nie był kodowany. Hunter
powinien natychmiast wejść na fonię, domagając się szczegółów. Skoro
słyszał mnie każdy w promieniu tysiąca mil, to dlaczego nie było ani
jednego odzewu, nawet w formie opieprzenia za głupie dowcipy? Coś mi
się wydaje, że żadna z tych wiadomości nie dotarła do adresata, nawet
twoja informacja o spalonym wale.
Tym razem trafił. Boland uniósł brwi i wcisnął przycisk interkomu
stojÄ…cego na biurku.
- Radio? Tu kapitan. Dajcie mi łączność z Pearl Harbor, kod numer
sześć. Proszę się zgłosić, jak tylko potwierdzą nawiązanie łączności.
- Kod numer sześć. Aye, aye, sir - powtórzył głośnik.
- Skąd ci przyszło do głowy, że jesteśmy zagłuszani? - spytał Boland.
- Z wyjątkiem  Lillie Marlene żadna jednostka nie zdołała przesłać
nawet SOS, w tym także  Starbuck . Dowodzi to ponad wszelką
wątpliwość, że nasi tajemniczy przyjaciele nie chcą zostać odkryci przez
resztę świata. Jeśli chodzi o zagłuszanie, to możemy się założyć, że ma
miejsce, bo tylko to logicznie wyjaśnia brak sygnałów SOS. Oni nadawali, i
to pewnie czasami nawet dłuższe i dokładniejsze depesze, tylko żadna nie
dotarła do radiostacji służby ratowniczej na Oahu. To także wyjaśnia
fałszywe pozycje nadawane przez Dupree przez ostatnie kilka godzin przed
zniknięciem. Na jednej z wysp Archipelagu Hawajskiego nasi przyjaciele
mają potężny nadajnik. Musi być na lądzie, bo do zagłuszania sygnałów
statków potrzebna jest spora antena.
- Radio do kapitana - zachrypiał głośnik.
- Jestem. Dajcie łączność.
- Nie mamy, sir. Potwierdzili, ale nie w kodzie numer sześć. Cztery
razy wysyłaliśmy ten sam sygnał i cztery razy prosili o wiadomość bez
kodu. Nic z tego nie rozumiem, sir. Sygnał na częstotliwości handlowej
przechodzi bez przeszkód, a z kodowanym są problemy. Ktoś stara się być
cwany, taka jest moja opinia, sir.
- Nie próbujcie dalej - polecił Boland i wyłączył interkom. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •