[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozpoczęto w 1700 roku, a czternaście lat pózniej nastąpiło uroczyste otwarcie klasztoru, w
którym brał udział Jan Kazimierz de Alten Bokum, biskup przemyski. Po 1730 roku
wzniesiono mury obronne. Wyposażenie ufundowała Anna Stadnicka sprzedając swoje
klejnoty i srebra.
- Po co mnisi postawili sobie fortyfikacje? - zapytał Bejsbol.
- Do obrony przed takimi jak ty - rzucił Banderas. - Myślisz, że wtedy nie było
zbójów?
- Dlaczego klasztor jest zniszczony? - pytał Zet. - Ktoś go napadł? Karmelici mieli
jakiÅ› skarb?
Maciek zamilkł zakłopotany.
- Karmelici byli zakonem propagujÄ…cym nowoczesne metody upraw rolnych -
przyszedłem mu z pomocą. - Mieszkając tu mieli opiekować się szpitalem, w którym
przebywało 12 weteranów, żołnierzy wskazanych przez właściciela leskich majątków, oraz
pokazać miejscowej ludności, jak prowadzić wzorowe gospodarstwo rolne. %7łyli z tego, co
sami wyhodowali i sprzedali, a także z darowizn. Klasztor spłonął 26 listopada 1822 roku,
kiedy to jeden z zakonników, podobno zgorszony zepsuciem moralnym w zakonie, podpalił
wszystko.
Członkowie grupy spoglądali na mnie z zainteresowaniem.
- O proszę, komandos zna historię - zadrwił Zet. - Armia tradycyjnie broni, uczy i
wychowuje.
Przemilczałem tę zaczepkę. Weszliśmy za mury, żeby zwiedzić resztki kościoła.
Zwiątynię wybudowano na planie greckiego krzyża. Nad ośmioboczną nawą główną wznosiła
się niegdyś płaska kopuła. Zwiatło do środka dochodziło z licznych bocznych kaplic i kruchty.
Pod prezbiterium i skarbczykiem przygotowano krypty. Na ścianach zachowały się resztki
ołtarzy wykonanych w połowie XVIII wieku. Za kościołem znajdował się szkielet klasztoru
postawionego na planie czworokąta. Z tego co widziałem, wnioskowałem, że miał on dwa
piętra.
Członkowie naszej wycieczki rozbiegli się na wszystkie strony myszkując wśród ruin.
Biały zapalił papierosa, ale Mały, który właśnie przeżegnał się, zabrał mu go z ust i zgasił w
swoich dłoniach.
- Kmiocie, jesteś w kościele! - rzucił i podszedł w miejsce, gdzie dawniej znajdował
się ołtarz główny. Zadarł głowę i w milczeniu podziwiał malunki.
Waldek wyjął z plecaka aparat fotograficzny zapakowany w wodoszczelny futerał i
wszystko fotografował. Z Gustlikiem wyszliśmy na południowy stok wzgórza klasztornego i
grzejąc się w palącym słońcu podziwialiśmy widok odległych bieszczadzkich gór.
- Co nas tam czeka? - zapytał.
- Miejmy nadzieję, że spokój i cisza - odpowiedziałem.
- Oby - mruknÄ…Å‚. - Czarno to widzÄ™.
- Idziemy! - wołał Maciek.
Stał przed kościołem i patrzył, jak wszyscy powoli się schodzą. Zauważyłem, że
Bejsbol, Gruzin, Misiek i Marchewa wymieniali spojrzenia, jakby skrywali jakÄ…Å› tajemnicÄ™.
Biały siedząc na worku z namiotem palił papierosa, a dziewczyny poprawiały fryzury.
Banderas oglądał gitarę. Zet ukradkiem przyglądał się Czarnej.
Nagle z wnętrza świątyni dobiegł nas rozpaczliwy krzyk Waldka. Zerwaliśmy się na
równe nogi. Wbiegliśmy do kościoła.
- Pomocy! Moja noga! - krzyczał Waldek.
Zajrzałem do dziury w podłodze, skąd słyszeliśmy krzyki chłopca.
- Tam są jakieś krypty - wyjaśnił mi Biały.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Weszliśmy tam - opowiadał Biały. - Wkoło leżały tylko trumny i czyjeś kości.
- Zapewne tutejszych zakonników - powiedziałem zanurzając się w podziemia.
Silnym promieniem latarki rozświetliłem każdy kąt ogromnej krypty, po części
zawalonej gruzem. Zajrzałem za filary. Pusto. Nigdzie nie było Waldka.
- Waldek! - zawołałem. - Odezwij się! Gdzie jesteś?!
- Tutaj! - krzyknÄ…Å‚.
Jego głos słyszałem z kąta, gdzie leżało kilka trumien. Za mną szedł Maciek. Powoli
zbliżyliśmy się do trumien. Dno jednej z nich było zawalone. W czarnej czeluści, w świetle
latarki błyszczały okulary Waldka. Co gorsza, chłopak leżał na minie przeciwpancernej.
ROZDZIAA PITY
JEDZIEMY W BIESZCZADY " W KRASICZYCSKIM PARKU "
ZWIEDZANIE ZAMKU SAPIEHÓW I POTOCKICH "
UNIESZKODLIWIAM MIN " KORYTARZ W ZAMKOWYM MURZE "
TAJEMNICZY NAPIS " KOMANDOSI LIKWIDUJ ARSENAA "
PRZEPRAWA PRZEZ OSAAW
Kobyłka i podsekretarz stanu spojrzeli na siebie.
- Dlaczego bezużyteczną? - dziwił się podsekretarz stanu.
- Mapę ukryto pod koniec 1944 lub na początku 1945 roku - tłumaczyłem. - To okres,
kiedy nawet najbardziej zagorzały nazista nie wierzył, że Wehrmacht kiedykolwiek odrzuci
Rosjan i powróci nad Dniepr. A Mazepa gdzieś na Dzikich Polach ukrył swoje złoto.
- Jaki ma pan więc pomysł? - zapytał urzędnik.
- Trzeba pojechać w Bieszczady - oznajmiłem. - Znaku Tryzuba używali jako swojego
godła żołnierze Ukraińskiej Powstańczej Armii.
Podsekretarz wstał, założył ręce za siebie i patrząc przez okno intensywnie myślał.
- Nie mamy jakiejś innej, ciekawszej sprawy na tapecie? - pytał. - Jakiś hitlerowski
skarbczyk? Po co grzebać się w tematach związanych z UPA? Od razu zainteresują się tym
jacyś nacjonaliści. A jeśli tam będzie jakieś archiwum UPA?
Zapadło kłopotliwe milczenie.
- Proponuję jednak zająć się tą sprawą - powiedziałem po chwili. - Po pierwsze,
pojedziemy w Bieszczady w zupełnie innym celu. Jest tam kilka zabytków, skontrolujemy
stan ich zabezpieczeń, a przy okazji rozejrzymy się po okolicy. Nie będzie żadnej akcji
 Zagadka Tryzuba , tylko zwykła inspekcja. Po drugie, sprawdzimy, jakie mogły być
powiÄ…zania tego SS-mana z UPA, czyli skÄ…d wziÄ…Å‚ tÄ™ mapÄ™. Po trzecie, rozwiÄ…zaniem zagadki
zajmę się osobiście, a Alfred Kobyłka pojedzie ze mną, żeby naprawdę przeprowadzić
kontrolę i napisać interesujący raport
Widziałem, że Kobyłka żachnął się oburzony odsunięciem go na boczny tor.
- Nie chcę obrazić kolegi Kobyłki, ale jest jeszcze za młody, żeby poruszać się w tak
delikatnej materii - kontynuowałem. - Z własnego doświadczenia wiem, że sukces, jak ten w
Szymbarku już na początku kariery, może każdemu przewrócić w głowie.
Urzędnik z uwagą wysłuchał moich słów.
- No, nie przesadzajmy - rzekł. - Akceptuję pana pomysł. Macie zielone światło.
Wyszliśmy z gabinetu podsekretarza stanu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •