[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odłamka marmuru. Miki stał na antresoli i przyglądał się pracy, a profesor Rivalenni pykając
wygasłą fajkę zaczytywał się we włoskim periodyku dla handlarzy dziełami sztuki. Kordian
siedział w kucki na brzegu wykopu i patrzył na ręce kopiących, przeczesując palcami kolejne
hałdy piachu wydobywanego z dołu. Obok niego dumnie siedział Donald.
- Nowa para przyjaciół - zażartował Miki wskazując chłopca i psa. Pan Tomasz
opowiedział mu historię chłopca i wyraził chęć zatrzymania go przy ekipie badawczej.
- Mam pewien pomysł - Miki zatarł ręce. - Paweł, chodz!
Gdy zeszliśmy do Kordiana, ten wstał z ziemi gotów do wymarszu.
- Podoba ci się Donald? - Miki zapytał Kordiana.
- Tak.
- A ty masz jakiegoÅ› psa?
- Nie.
- Może chcesz, żeby Donald był twój na czas, jak tu jesteśmy? Będziesz się nim
opiekował, zabierał na spacery. Ja nie zawsze będę miał na to czas.
- Pewnie!
Zaraz jednak Kordian dostrzegł konflikt interesów i spojrzał na mnie.
- Nie martw się o mnie. Jeśli chcesz, to zostań tu. Ja i tak pewnie niedługo
przeprowadzę się do archeologów. Znowu będziemy razem.
- To co, zostajesz? - Miki przyjaznie położył chłopcu rękę na ramieniu.
- Będę do pana chodził z Donaldem - zapewniał mnie Kordian.
- Dobrze - zgodziłem się.
Pożegnałem wszystkich i ruszyłem w kierunku bramy. Wtedy na drodze ukazał się
tuman kurzu. Charakterystyczny ryk silnika nie pozostawiał wątpliwości. To nadjeżdżał
Olbrzym.
Gdy jego dodge stanął, a piaskowy pył opadł, o moje stopy uderzyła rycerska
rękawica.
- Którędy na Grunwald? - z szoferki wyjrzał Olbrzym w kapalinie na głowie.
- Awansowałeś? - miałem na myśli rycerskie wyposażenie.
- Nie, to twoje!
Zaskoczył mnie takim stwierdzeniem.
- No, poborowy! - Olbrzym klepnął mnie w plecy. - Załatwiłem ci wstąpienie do XIV
wolnej chorągwi rycerskiej, czyli zostałeś najemnikiem. Będziesz się bił po polskiej stronie.
- Po co?
- A jak chcesz rozpoznać środowisko rycerzy, jeśli nie jako jeden z nich? Jutro
jedziemy do obozu. PrzedstawiÄ™ ciÄ™ twoim nowym kolegom.
ROZDZIAA ÓSMY
ROZMOWA Z PANEM JASIEM " RZEyBA  NICOZ" " MASKA
I ZEGAR SAONECZNY  CZASU" " PRZYMIERZAM RYCERSK
ZBROJ " ZAPRASZAM MAAGOSI NA LODY " TAJEMNICZY
BAYSK W TRZCINACH " KRYJÓWKA ROBERTA
Kordian jeszcze długo stał na drodze patrząc za odjeżdżającym dodge'm z Pawłem w
szoferce. Dyskretnie otarł łzy, które już chciały spłynąć po jego zakurzonej twarzy. Donald,
jakby wyczuwając nastrój swojego nowego opiekuna, zamachał ogonem, otarł się pyskiem o
jego nogę, a potem podskoczył, by polizać chłopca za uchem. Kordian usiadł na ziemi w
cieniu lipy, a pies ułożył się obok kładąc głowę na jego kolanach.
- Dzieci i psy znają się na ludziach - orzekł Miki.
- Tak. Czas, bym wziął się do roboty i wziął pana Jasia w obroty - zrymowałem.
Poszliśmy na miejsce wykopalisk. Wśród kopiących byli pan Jasio i Goryl. Ten drugi
tylko ponuro spojrzał na mnie i wymownie potarł nos między oczami. Uwierzył chyba
Olbrzymowi, że to ja nauczyłem dziennikarza tego piorunującego uderzenia.
- Dzień dobry! - stanąłem na brzegu wykopu, tuż nad stanowiskiem pracy pana Jasia.
Ten głośno pociągnął nosem i zerknął na mnie przesłaniając brudną dłonią oczy.
- A, dobry... - odpowiedział niepewnym głosem.
- Pamięta mnie pan?
- Pamiętam.
Inni robotnicy nie przerwali pracy, ale uważnie nadstawiali uszu.
- Możemy porozmawiać? - zapytałem.
- Mam stawkÄ™ godzinowÄ….
- Nic panu nie odejmiemy - zapewniał Miki.
- No, trudno. Chyba nie mam wyjścia.
Pan Jasio dzwignął się z dołu i stanął obok mnie. Obdarzył mnie swoim cwaniackim
spojrzeniem.
- Chodzmy - ręką wskazałem na boisko.
Usiedliśmy na ławeczkach. Mój rozmówca wyjął pomiętą paczkę papierosów i lufkę.
Zapalił smrodliwego papierosa.
- Szukał mnie pan? - zadał pytanie.
- Tak.
- Czemu?
- Chciałbym szczerze z panem porozmawiać.
- Mam kapować?
- To znaczy donosić? Nie. Chodzi mi o pewne informacje.
- Na jedno wychodzi - pan Jasio wzruszył ramionami.
- Interesuje mnie los rzezb, które zniknęły z parku...
- Ja ich nie wyciągałem!
- To była kradzież - podkreśliłem ostatnie słowo. - To jest łamanie prawa. Wiem, że
rzezby stały pozostawione same sobie w parku, ale były własnością państwa, naszym
dziedzictwem kulturowym.
- Tak i wszyscy chodzili tam albo pić, albo na randki. Mówiło się:  Idziemy na piwo
pod Nicość?", albo  do Nicki", jak wszyscy nazywali tę maszkarę. Komu to było potrzebne?
Kiedyś byłem w Warszawie, w takim muzeum, z PGR-u mieliśmy taką nagrodę. To był taki
duży obraz, przewodniczka mówiła, że to  Bitwa pod Grunwaldem". Tam się malarz
nafastrygował, żeby tak wszystkie szczegóły wyrysować.
Od pewnego momentu niezbyt uważnie słuchałem mego rozmówcy zelektryzowany
użyciem przez niego jednego słowa.
- Panie, taki malunek to jest nasze dziedzictwo! To w tej bitwie nasi Krzyżaków
pobili. A to wszystko jest niemieckie - pan Jasio wykonał szeroki gest po okolicy.
- To był włoski rzezbiarz - wtrąciłem.
- I co, że włoski, jak dla Niemca stukał w te marmury. A ten mądry profesor mówił
przecież, że i dla samego Mussoliniego, a ten to był taki włoski Hitler. Tak?
- Nie całkiem.
- Ee, wy z Warszawy myślicie, że na prowincji to same ciemne ludziska mieszkają.
Jak ktoś zabrał te maszkary, to i dobrze.
- Pan wie, kto to zrobił?
- Nie - pan Jasio spokojnie patrzył mi w oczy.
- Wiem, że pan doskonale wie, ale nie powie. Może jakbym panu obiecał nagrodę, ale
nie obiecam! Wiem, że pan spotyka się z tym człowiekiem i że przekaże mu każde nasze
słowo. Proszę mu powiedzieć, że złapię go, ta kradzież nie ujdzie nikomu na sucho.
Pan Jasio znowu wzruszył ramionami, jakby nie wiedział, o czym mówię.
- Dziękuję panu za pomoc, może pan wracać do pracy - powiedziałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •