[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jakoś tak chce mi się płakać. Może to przez hormony. Może
dlatego, że nigdy nie chciałam, żeby Gabby musiała przez to
przechodzić. Nie wiem. Czasem trudno powiedzieć, jaki naprawdę
mam powód do płaczu, śmiechu czy spokoju.
Skończył, puka do moich drzwi.
Już zrobione mówi.
Zwietnie odpowiadam.
Patrzy w podłogę. Potem podnosi wzrok na mnie.
Przepraszam mówi. Choćby niewiele to znaczyło.
Niewiele znaczy mówię. Może dlatego, że ma czelność
przepraszać, chociaż już mu nie współczuję.
Wiem mówi. Sytuacja nie jest idealna.
Dajmy z tym spokój odpowiadam.
Ona znajdzie kogoś lepiej jej odpowiadającego niż ja
mówi. Właśnie ty powinnaś wiedzieć, że to dobra wiadomość.
Och, jasne, że wiem. Znajdzie kogoś lepszego od ciebie
mówię. Ale to nie zmienia faktu, że postąpiłeś jak tchórz i
mięczak. Zamiast zachować się uczciwie, kłamałeś i oszukiwałeś.
Wiesz, jak się spotyka miłość swojego życia, człowiek
wyczynia różne szalone rzeczy mówi w swojej obronie. Jakbym
nie potrafiła zrozumieć, przez co przechodzi, bo nie spotkałam
swojej bratniej duszy. Jakby bycie zakochanym tłumaczyło
wszystko. Nie chciałem w ten sposób kochać Jennifer. Nie tak to
miało być. Ale kiedy dochodzi do takiego związku z kimś, nic nie
może stanąć na drodze.
Nie wierzę, że bycie zakochanym tłumaczy człowieka ze
wszystkiego. Już nie uwierzę, że w miłości i na wojnie wszystkie
chwyty są dozwolone. Właściwie to posunęłabym się do
stwierdzenia, że to, jak się kocha, mówi wiele o człowieku.
Właściwie to określa, kim się jest.
Dlaczego próbujesz mnie przekonać, że jesteś porządnym
facetem?
Bo tylko ciebie Gabby wysłucha.
Nie mam zamiaru występować w twojej obronie wobec
niej.
Wiem, że&
A ściślej rzecz ujmując, Mark, nie zgadzam się z tobą. Nie
uważam, że spotkanie miłości życia daje przyzwolenie na
niszczenie wszystkiego, co stanie ci na drodze. Na świecie jest
mnóstwo ludzi, którzy znajdują kogoś, z kim chcieliby być, ale nic
z tego nie wychodzi, bo są inne rzeczy, które ich trzymają. I
zamiast kłamać i uciekać od odpowiedzialności, postępują jak
dorośli i robią to, co trzeba.
Chcę tylko, żeby Gabby wiedziała, że nigdy nie chciałem
jej skrzywdzić.
Okej, świetnie mówię do niego, żeby sobie poszedł. Ale
prawda jest taka, że to nie jest okej. Wcale nie okej.
O, nieważne, że nie chcemy robić tego, co robimy. To
nieważne, że to był przypadek albo pomyłka. Nieważne nawet,
jeśli myślimy, że wszystko zależy od losu. Bo bez względu na
nasze przeznaczenie i tak musimy odpowiadać za to, co robimy.
Dokonujemy wyborów, wielkich i małych w każdym dniu naszego
życia i te wybory mają konsekwencje.
Musimy stanąć wobec tych konsekwencji twarzą w twarz, na
dobre czy na złe. Nie uda nam się ich wymazać, mówiąc, że nie
tego chcieliśmy. Czy to los, czy nie, nasze życie i tak wynika z
naszych wyborów. Zaczynam myśleć, że one żyją własnym
życiem, a my nie panujemy nad swoim losem.
Mark idzie do drzwi wejściowych, ja za nim wychodzę.
Więc chyba to byłoby wszystko mówi. Zdaje się, że już
tutaj nie mieszkam.
Charlemagne wychodzi z sypialni i biegnie do niego.
Wystraszony, płoszy się na jej widok. Może dlatego suczka sika
mu na buty. A może dlatego, że Mark stoi przy drzwiach, gdzie
zazwyczaj stawiamy żwirek.
Robi zniesmaczonÄ… minÄ™ i patrzy na mnie. Odpowiadam mu
spojrzeniem.
Odwraca siÄ™ i wychodzi.
Kiedy pózniej do domu przychodzi Gabby, biegniemy z
Charlemagne do drzwi. Witam jÄ…, opowiadajÄ…c o tym, co suczka
zrobiła.
Gabby śmieje się z całego serca i nachyla się, żeby przytulić
pieska.
Stoimy we trzy i śmiejemy się.
Moi rodzice chcą, żebym przeprowadziła się do Londynu
mówię. Powiedzieli, że pomogą mi przy dziecku.
Gabby patrzy na mnie zaskoczona.
Naprawdę? pyta. I co o tym myślisz? Masz zamiar
pojechać?
Wtedy mówię coś, czego jeszcze nie mówiłam.
Nie. Chcę zostać tutaj. Nagle zaczynam się śmiać.
Gabby patrzy na mnie, jakbym miała trzy głowy.
Co w tym śmiesznego? pyta.
Zmiejąc się, mówię:
Zniszczyłam stosunki z mężczyzną, którego naprawdę
kochałam. Jestem w ciąży, której nie planowałam, noszę dziecko,
bo spałam z żonatym, który nawet nie pojawi się w życiu tego
dziecka. Jestem grubsza niż kiedykolwiek. A mój pies nadal sika w
domu. A jednak jest mi tutaj tak dobrze, że nie mogę wyjechać. Po
raz pierwszy w życiu mam kogoś, bez kogo nie mogę się obejść.
To ja? pyta podejrzliwie Gabby. Bo jeśli nie, to dziwne
to jakieÅ›.
Tak, koleżaneczko mówię do niej. To ty.
Ha! Dzięki kumpelo!
SiedzÄ™ na tylnym siedzeniu samochodu, wyglÄ…dam przez
otwarte okno. Jedziemy przez miasto, wdycham świeże powietrze.
Możliwe, że z zewnątrz wyglądam jak pies. Ale nie obchodzi mnie
to. Jestem taka szczęśliwa, że wydostałam się ze szpitala. %7łe żyję
poza nim, w rzeczywistym świecie. %7łe widzę światło słońca
nieprzefiltrowane przez szybę. Wszystko w tym świecie ma
zapach. Na zewnątrz to nie tylko zapach świeżo ściętej trawy i
kwiatów. To także dym z knajpek i czosnek z włoskich restauracji.
A ja uwielbiam to wszystko. Pewnie dlatego, że tyle czasu
wdychałam nieorganiczne zapachy w sterylnym szpitalu. I może za
miesiąc nie będę tego tak doceniać jak w tej chwili. Ale teraz
doceniam.
Odwracam głowę od okna w chwili, gdy słyszę, jak Mark
wzdycha na czerwonym świetle. Teraz spostrzegam, że w
samochodzie jest niesamowicie cicho. Mark robi siÄ™ jakby coraz
bardziej nerwowy, im bliżej jesteśmy domu. Kiedy się przyglądam,
domyślam się, że jest w nie najlepszym stanie.
W porzÄ…dku? pyta go Gabby.
Hm? Co? Nie, tak, w porządku mówi. Po prostu patrzę
na drogÄ™.
Widzę, że ręce mu drżą. Słyszę, że ma krótki oddech. I
zaczynam się zastanawiać, czy czegoś nie przeoczyłam, czy może
nie chce, żebym u nich mieszkała, może widzi w tym ciężar.
Jeśli tak, jeśli powiedział Gabby, że nie chce brać na siebie
odpowiedzialności, walczyłaby z nim o to. Wiem. I nigdy by mi
nie powiedziała. To też wiem. Więc jest całkiem możliwe, że się
narzucam i nawet o tym nie wiem.
Zajechaliśmy na pobocze przed ich domem, widzę, że Mark
zainstalował dla mnie rampę, żebym była w stanie pokonać trzy
małe stopnie do ich drzwi. Wysiada z samochodu i natychmiast
podchodzi z mojej strony, żeby pomóc mi wysiąść. Otwiera przede
mną drzwi, zanim Gabby jest w stanie do mnie podejść.
Och mówi. Potrzebny ci wózek.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, otwiera bagażnik i wyjmuje
go. Wózek z łomotem upada na ziemię.
Przepraszam mówi. Jest cięższy, niż myślałem.
Gabby podchodzi, żeby pomóc mu go rozłożyć, a ja widzę,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]