[ Pobierz całość w formacie PDF ]

telefonu? Nie musi odbierać, jeśli nie ma na to ochoty, prawda?
To dlaczego, zastanawiała się z bólem w sercu, czuje się tak, jakby kłamała?
Zanim następnego ranka poszła do pracy, była ju\ u kresu wytrzymałości
nerwowej, oczy miała czerwone i opuchnięte.
 Wez się w garść, Galloway  mruknęła do siebie, rzucając plecak pod biurko i
włączając komputer.  Przestań się nad sobą roztkliwiać, zacznij działać i nie
zachowuj siÄ™ jak idiotka.
Aatwo, powiedzieć. W Iraku była odwa\na i rozsądna. W Tribute w Teksasie jest
głupia jak but z lewej nogi.
 Dzień dobry.
Ledwo stłumiła okrzyk przera\enia na dzwięk jego głosu. Tak była zatopiona w
myślach, \e nawet nie zwróciła uwagi, \e Riley wszedł do biura. Zresztą nie
spodziewała się go tak wcześnie. Gdy się ostatni raz widzieli, wspominał coś na temat
wyjazdu na budowę w poniedziałek przedpołudniem.
 Dzień dobry  wykrztusiła.
Wpatrzona w monitor, wystukiwała hasło, \eby się zalogować.
Riley podszedł prosto do jej biurka.
 Dzwoniłem do ciebie wczoraj wieczór  oznajmił spokojnie.
 Tak?  udała zdziwienie.
 Kilka razy  dodał.
 Widocznie akurat wyszłam.
Patrzyła na jego rękę opartą o biurko. Wielkie nieba, jak ona nie cierpi kłamstw i
wykrętów!
 Amy, spójrz na mnie  powiedział.
Musi. Wiedziała, \e musi to zrobić, a nawet, \e tego chce na swój sposób.
Przełknęła ślinę. Chciałaby wiedzieć, co zrobić, czego pragnie, co byłoby najlepsze
dla nich. O ile w ogóle będą jacyś  oni .
 Riley, ja...  Powoli podniosła na niego wzrok.
 Daj spokój, Amy  przerwał jej.  Jeśli trudno ci nawet na mnie popatrzeć, to
widzę, \e mamy większy problem ni\ to, \e przyjęliśmy za du\e tempo.
 Przepraszam. Nie wiem, co powiedzieć  tłumaczyła.  Jestem bliska obłędu.
Wytrzymał jej spojrzenie przez dłu\szą chwilę.
 Chcesz się mnie pozbyć?  spytał.  Mam zniknąć z twego \ycia?
 Uwa\asz, \e jeszcze tego nie zrobiłam?  odpowiedziała pytaniem.
 Jeszcze nie. To nie takie proste. Prosiłaś, \ebym dał ci trochę czasu. Tego
właśnie chcesz?  dociekał.
 Myślisz, \e to coś da?  spytała z powątpiewaniem.
 Czy to znaczy, \e nie chcesz... śe po prostu chcesz teraz wszystko zakończyć? 
Riley za wszelką cenę chciał ją skłonić do jednoznacznej odpowiedzi.
Amy znowu cała krew odpłynęła z twarzy. Czy tego chciała? Zakończyć to, co się
zaledwie zaczęło? Uśmiechnęła się smutno.
 Tak właśnie sobie wyobra\asz danie komuś czasu?  zapytała.
 Ja tylko...  Riley przeciągnął nerwowo palcami po włosach.  Powiedziałem,
\e zadzwonię, to zadzwoniłem.
 To o to chodzi? śe nie odebrałam telefonu?  zdziwiła się.
 Myślę, \e powinienem teraz wyjść i po chwili wrócić, \ebyśmy mogli jeszcze
raz zacząć ten dzień  powiedział Riley.
 Mo\e powinieneś wyjść i nie wracać  mruknęła.
 Co to ma znaczyć?  obruszył się.
 Mo\emy dać ju\ sobie z tym spokój?  westchnęła.
 Z czym? Z nami?  zawołał, z trudem opanowując zdenerwowanie.
Amy miała ochotę krzyczeć, ale się powstrzymała. Odliczyła w myślach do
dziesięciu. Ten niezawodny sposób stosowała zawsze, gdy chciała się uspokoić.
 Nie, to niemo\liwe  przyznała.  Nie byłoby mnie na to stać. Ale czy ja wiem,
mo\e i masz rację...  zawahała się.
 Ja te\ nie wiem, czy zdobyłbym się na to  westchnął Riley, kierując się do
drzwi.  Zajrzę na budowę  powiedział.  A ty zastanów się jeszcze, zanim
podejmiesz decyzję  rzucił w progu.
Do środy stosunki między nimi się nie poprawiły. Riley starał się jak najrzadziej
zaglądać do biura, a Amy prawie się do niego nie odzywała. Pracownicy na trzech
budowach, które prowadził w mieście, zaczynali ju\ mieć dość jego ciągłej obecności.
Na domiar złego w czwartek jeszcze włączyła się w to pogoda. Temperatura
znacznie wzrosła i przyniosła ulewę, która zmieniła plac budowy w jedno wielkie
bajoro. Z jednej z budów, nowego domu farmerskiego Cantrella, poło\onego siedem
mil za miastem, wcią\ nie mogli pozbyć się wody. Ju\ teraz wiadomo było, \e gdy
tylko grunt wyschnie dostatecznie, będą musieli jeszcze raz wyrównać podło\e.
Oznaczało to znaczną zwłokę i zagro\enie terminarza budowy.
Wspaniale, znowu zaczęło padać. Tylko tego mu było trzeba, pomyślał Riley ze
znu\eniem. Tym razem na szczęście deszcz był niewielki.
Wsiadł do pikapa i wyjechał na drogę, która prowadziła do miasta.
Mo\e te wszystkie problemy, które zwaliły mu się na głowę, pomogą mu oderwać
się myślami od kobiety, która siedziała w jego biurze w mieście. Była pierwszorzędną
pracownicą, ale nie nadawałaby się do działu stosunków międzyludzkich.
Oczywiście, ten jeden romantyczny związek, który miał za sobą, zakończony
mał\eństwem z ukochaną kobietą, był największym sukcesem w jego \yciu, był
darem losu, jedynym i niepowtarzalnym. Riley nie liczył, \e podobna miłość spotka
go po raz drugi. Taka miłość zdarza się tylko raz.
Ale czy fakt, \e Amy nie kocha go tak jak Brenda, ma oznaczać, \e nie mają
przed sobą wspólnej przyszłości? śe nie powinien się anga\ować uczuciowo ani na
nowo uło\yć sobie \ycia?
Do diabła! Skąd mu w ogóle przyszło do głowy, \e nale\y mu się druga miłość?
Kto tego potrzebuje? On? Dziewczynki? Nonsens.
Tak bardzo skoncentrował się na tym, \eby usunąć Amy ze swoich myśli, \e
nawet nie zauwa\ył, jak spadła temperatura. Mniej więcej w połowie \wirowanej
drogi prowadzącej do szosy m\awka zmieniła się w deszcz ze śniegiem. Zanim
dojechał do dwupasmówki, droga była ju\ pokryta cienką warstwą lodu. Instynkt
samozachowawczy odwrócił jego uwagę od problemów \ycia uczuciowego i
skierował ją na trudne warunki drogowe.
W końcu \ycie mu jeszcze miłe, a w domu czekają na niego trzy małe
dziewczynki.
Było tak pusto, jakby wszyscy poza nim mieli na tyle zdrowego rozsądku, by w
taką pogodę nie wyje\d\ać w trasę. Jak okiem sięgnąć, ani jednego samochodu. Ale
dwie mile od miasta, tu\ przed wjazdem na most, zauwa\ył jelenia. Du\e, piękne
zwierzę wyskoczyło z krzewów po prawej stronie szosy wprost pod jego samochód.
Riley wiedział, \e nawierzchnia jest śliska, ale równie\ zdawał sobie sprawę, \e
zderzenie z jeleniem spowoduje śmierć zwierzęcia, a przypuszczalnie jego równie\,
więc gwałtownie skręcił.
Samochód wpadł w poślizg. Gdy koła straciły przyczepność, zjechał na miękkie
pobocze i przewrócił się, uderzając przednią szybą w rów. W tym samym momencie
Riley w jednym rozbłysku zobaczył swoje \ycie minione, terazniejsze i przyszłe. To
nie przeszłości \ałował, lecz samotnej przyszłość, która czeka go, jeśli prze\yje.
Zanim uderzył głową w boczną szybę, ostatnią jego myślą była Amy.
Za piętnaście piąta Amy podjęła heroiczną decyzję. Doszła do wniosku, \e nie
będzie w stanie znieść widoku Rileya ka\dego dnia, jeśli nadal utrzyma się między
nimi to straszne napięcie. A skóro nie zanosi się na to, \eby sytuacja miała się
zmienić, musi sobie poszukać innej pracy. I to jak najprędzej.
Oczywiście nie zostawi go z dnia na dzień. Choć prze  ' cię\ w zimie prace
posuwają się wolniej. Jej obecność zresztą nie ma a\ takiego znaczenia. Zostanie,
dopóki Fanny nie wróci po Nowym Roku.
Ciekawe, jak Riley zareaguje na tę wiadomość. A Fanny? Na pewno będzie
niepocieszona, bo przecie\ ju\ widziała ich niemal na ślubnym kobiercu. Ale to
wszystko nie ma znaczenia. Najwa\niejszy jest jej spokój wewnętrzny i równowaga. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •