[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wybraliśmy się na przechadzkę po ogrodach, a Joseph poszedł do kościoła po Hannę.
- Mam nadzieję, \e nic jej nie jest - powiedział Miłes mocno zaniepokojony.
- Co to za pułapka? - spytał George.
- Panna Fairbanks chyba odkryła starą kryptę pod posadzką kościoła. Zapadła się
część starej podłogi. Hanna i Amy wpadły do dziury.
- Bo\e! - wykrzyknęła Rachel.
- Więc w taki sposób Amy została ranna - stwierdził George. - Dzięki Bogu, \e nic
powa\nego się nie stało. - Po chwili zaśmiał się cicho. - I zostawiłeś Hannę uwięzioną w
krypcie?
- Była cała i zdrowa. Sama wdrapała się na sarkofag, \eby podać mi Amy - wyjaśnił
brat.
Choć wypadek mógł być powa\ny, Miles nie zdołał powstrzymać się od śmiechu.
George mu zawtórował.
- Ha! Ju\ to widzę. Hanna przycupnięta w ciemności na starym grobowcu. Pewnie
nigdy lepiej się nie bawiła.
Wszyscy czworo jeszcze się śmiali, gdy do salonu wszedł lokaj i pokojówka z herbatą.
Tacę postawiono przy lady Tyndall. Winifreda nalała po fili\ance wszystkim z wyjątkiem
Milesa, który popijał brandy.
- Moffit, mógłbyś posłać pannie Fairbanks wiadomość, \e zapraszamy ją na herbatę?
- Bezzwłocznie, proszę pana.
- Przepraszam, hrabio - odezwała się pokojówka.
- O co chodzi, Bessie?
- O ile wiem, panna Fairbanks jeszcze nie wróciła z wioski - powiedziała dziewczyna,
nie podnoszÄ…c wzroku na hrabiego.
- Jesteś pewna? Nie przyszła z panem Wetherby?
- Pan Wetherby jeszcze się nie zjawił -wtrącił lokaj. - Powiedziano mi, \e wziął konia
i pojechał do siebie w jakiejś pilnej sprawie.
Milesa z wolna zaczął ogarniać niepokój.
- Nie rozumiem. George, jesteś pewien, \e Joseph zgodził się pomóc Hannie? Czy
kiedy go spotkałeś, wracał ze swojej posiadłości?
- Nie. Byliśmy we wsi u pani Jennings -wyjaśniła Rachel. ~ Potem spotkaliśmy
George'a i Joseph obiecał, \e pójdzie do kościoła. Ale to było ju\ dość dawno temu.
- Dobry Bo\e. Chyba nie sądzicie, \e Hanna nadal siedzi w pułapce?
- Cześć! Cześć! -~ rozległ się od progu grzmiący głos.
Do salonu wmaszerował dumnym krokiem lord Tyndall. Towarzyszyła mu Charlotte.
- Moja droga. - Godfrey podszedł do \ony i cmoknął ją w policzek. - Ale miałem
dzień! Co za dzień! Czternaście ptaków. Dasz wiarę, Win? Czternaście!
- To miłe, kochanie, ale dlaczego jesteś tak ubrany? Wychodzisz gdzieś?
Charlotte usiadła obok hrabiego i posłała mu kokieteryjny uśmiech.
- Tylko do kościoła - odparł Godfrey. -Po Hannę.
- Co?! - zawołali jednocześnie bracia.
- Posłałem po nią Josepha - bąknął George.
- Popędził do domu. Kłopoty z ogrodzeniem. Uspokoiłem go, \e sam odbiorę
dziewczynÄ™.
- Od tamtej pory minęły prawie dwie godziny!
- Wróciłem do lasu tylko na jeden strzał, ale wypatrzyłem ładne stadko kuropatw i...
- Wybrałeś się na polowanie zamiast iść po Hannę? - Miles a\ się gotował.
- Tylko na chwilkę. - Godfrey był wyraznie zaskoczony reakcją szwagra. - Pózniej
przyszedłem się przebrać. Nie chciałem eskortować dziewczyny cały pokryty kurzem.
- Eskortować? - Hrabia niemal krzyknął. - Biedna dziewczyna jest uwięziona pod
zarwaną podłogą. Nie potrzebuje eskorty, tylko ratunku!
Charlotte pobladła i zakryła dłonią usta. Godfrey patrzył na Milesa pustym wzrokiem.
- Co ty wygadujesz? Uwięziona? Nikt mi nie powiedział, \e jest uwięziona. Wetherby
poprosił mnie, \ebym ją przyprowadził do zamku. Dobry Bo\e! - Na twarzy lorda Tyndalla
malowała się szczera troska. - Nie miałem pojęcia. Natychmiast po nią idę.
- Sam po nią pójdę - oświadczył Miles. -śadnemu z was nie mo\na ufać. Biedna
dziewczyna. George, to twoja wina. Liczyłem na ciebie. Obiecałem Hannie, \e zaraz po nią
wrócę, ale sam widziałeś, jak przera\ona była Amy. Wiesz, \e nie mogłem jej zostawić.
Polegałem na tobie.
- Przepraszam, Miles.
- Lepiej przeproś Hannę, kiedy wróci.
- Hrabio? - Charlotte mówiła tym razem nie uwodzicielskim szeptem, lecz głosem
pełnym napięcia. Dłonie zaciskała na oparciu krzesła. - Czy moja siostra jest ranna?
Miles podszedł do lady Abingdon i dotknął jej ręki uspokajającym gestem.
- Nie. Proszę się nie martwić. Jestem zły, bo od ponad dwóch godzin siedzi w
ciemnej, wilgotnej krypcie. Nie ma jak się wydostać, a nikt jej nie pomógł. To
niewybaczalne. Ju\ po nią idę. Nie bój się, Charlotte. Nic jej nie będzie.
- Dziękuję, hrabio.
Lord Strickland rzucił bratu grozne spojrzenie i wyszedł z salonu. Ruszył do stajni.
Uznał, \e Hanna będzie zbyt wyczerpana, \eby przejść nawet krótką drogę ze wsi do zamku,
więc postanowił wziąć powóz.
Choć wiedział, \e nic jej się nie stało, robił sobie wyrzuty, \e zostawił ją samą. Gdyby
Amy nie była tak roztrzęsiona, gdyby wiedział, \e rana jest powierzchowna, od razu
wydostałby Hannę z pułapki.
Jeśli coś jej się stało, on będzie winny. Nigdy sobie nie wybaczy. A nawet jeśli jest
bezpieczna, siedzi w ciemności i zastanawia się, dlaczego nikt nie przyszedł jej z pomocą. Na
pewno uznała, \e wszyscy ją opuścili. Boi się i trzęsie z zimna. Biedna Hanna. Biedna
kochana Hanna.
Za mostem Miles popuścił wodze koniowi. Chciał jak najszybciej dotrzeć do kościoła.
Znów widział dziewczynę w sukni balowej i jej wielkie niebieskie oczy pełne łez.
Znowu będzie musiał ją tulić i pocieszać?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]