[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Widocznie zatem przebywał tam jeszcze?
Tak by się zdawało, o ile tamten nie zabrał zapasów. Filiżanka, którą podniosłem do ust,
zatrzymała się w pół drogi; spojrzałem ze zdumieniem na Barrymore'a.
Jak to, wiesz, że jest tam jeszcze kto inny?
Tak, panie; jest jeszcze inny mężczyzna na moczarach,
Widziałeś go?
Nie, panie.
Skądże więc wiesz, że jest?
Powiedział mi to Selden przed tygodniem, a może i wcześniej. On się też ukrywa, ale to
nie więzień, o ile mogę zmiarkować. Panie doktorze Watson, mnie się to wszystko nie
podoba, mówię szczerze... Panie, to mi się nie podoba.
Mówił gwałtownie i z wielką powagą.
Słuchaj, Barrymore! W tej całej sprawie obchodzi mnie tylko dobro twojego pana.
Przyjechałem jedynie po to, by mu dopomóc. Powiedz mi zatem otwarcie, co ci się nie
podoba? Barrymore zawahał się przez chwilę i jak gdyby żałował poprzedniego wybuchu lub
nie umiał na razie wyrazić swoich uczuć.
Wszystko, co się tam dzieje, panie zawołał w końcu, wskazując ręką w stronę okna,
wychodzącego na moczary w tym jest coś złego, w tym się knuje jakieś podłe łotrostwo,
przysięgam! Byłbym uszczęśliwiony, panie, gdyby sir Henryk chciał powrócić do Londynu.
Ale co ciÄ™ tak niepokoi?
Niech pan sobie przypomni śmierć sir Karola! Osobliwa to była śmierć, wnosząc z tego,
co mówił sędzia śledczy. Niech pan także wezmie pod uwagę odgłosy na moczarach w nocy.
Nie ma w całej okolicy człowieka, który by tam poszedł po zachodzie słońca, nawet za dobrą
zapłatą. A ten nieznajomy, który się ukrywa, śledząc i wyczekując! Na co on czeka? Co to
znaczy? Wszystko to nie wróży nic dobrego dla nikogo, kto nosi nazwisko Baskerville.
Kamień spadnie mi z serca w dniu, kiedy pozbędę się tego wszystkiego, a nowa służba sir
Henryka obejmie zarzÄ…d w zamku.
Powróćmy do tego nieznajomego rzekłem. Czy możesz mi coś o nim powiedzieć?
Co mówił Selden? Czy wyśledził, gdzie się ukrywa, co robi?
Widział go raz czy dwa razy, ale to skryty filut i z niczym się nie zdradza. Selden myślał
najpierw, że to policjant, ale wnet się przekonał, że on ma jakieś osobiste cele. O ile mój
szwagier mógł dostrzec, ma powierzchowność dżentelmena, ale co robi, nie zdołał wykryć.
A gdzie siÄ™ ukrywa?
Na stoku pagórka wśród starych siedzib... pan wie, między tymi pieczarami, gdzie to
dawniej ludzie żyli.
A skÄ…d bierze jedzenie?
Selden wykrył, że ów jegomość ma wyrostka, który go obsługuje i przynosi mu wszystko.
Zdaje mi się, że robi zakupy w Coombe Tracey.
Dobrze. Pomówimy o tym jeszcze innym razem.
Gdy kamerdyner wyszedł, zbliżyłem się do okna i przez zroszone deszczem szyby patrzyłem
na pędzące po niebie chmury, na słaniające się pod podmuchem wichru wierzchołki
drzew. Ciężka to była noc dla człowieka w wygodnym, ciepłym pokoju, a cóż dopiero dla
kogoś, kogo schronieniem była pieczara na moczarach! Jakże potężna musiała być
nienawiść, zmuszająca człowieka do czatowania w takim miejscu, w podobną noc! Jak
niesłychanej wagi przyczyna, domagająca się takiej ofiary. Tam zatem, w pieczarze na
moczarach, znajduje się główne rozwiązanie zagadki, która mnie gnębi. Przysięgam, że zanim
minie doba, zrobię wszystko, co tylko w ludzkiej mocy, by dotrzeć do jądra tajemnicy.
Rozdział 11
Człowiek z Czarnego Szczytu
Wyciąg z mojego osobistego dziennika, stanowiący ostatni rozdział, doprowadza moją
opowieść do osiemnastego pazdziernika; jest to data, od której osobliwe wypadki zaczęły
szybko zmierzać do strasznego rozwiązania. Zajścia następnych dni wyryły niezatarty ślad w
mej pamięci i mogę je powtórzyć, nie uciekając się do pomocy spisanych wówczas notatek.
Powracam tedy do dnia, w którym udało mi się stwierdzić dwa fakty niezmiernej wagi: że
pani Laura Lyons z Coombe Tracey pisała do sir Karola Baskerville'a wyznaczając mu
schadzkę w tym samym miejscu i o tej samej godzinie, kiedy go zaskoczyła śmierć; nadto, że
owego czatującego na moczarach mężczyznę można znalezć wśród pieczar na stoku pagórka.
Mając w ręku te dwa fakty, czułem, że jeśli nie zdołam rzucić dalszego światła na tę sprawę,
będzie to z mojej strony dowodem braku inteligencji lub odwagi.
Poprzedniego wieczora nie miałem sposobności powiedzieć baronetowi, jakich szczegółów
dowiedziałem się o pani Lyons, doktor Mortimer bowiem grał z nim w karty do póznej
nocy. Przy śniadaniu wszakże zawiadomiłem go o swym odkryciu i spytałem, czy zechce
towarzyszyć mi do Coombe Tracey.
Zrazu zapalił się do tej wycieczki, ale po namyśle uznaliśmy obaj, że jeśli pojadę sam,
mogę więcej zyskać. Im formalniejsze będą odwiedziny, tym z pewnością mniej się
dowiemy.
Zostawiłem tedy sir Henryka w domu, nie bez wyrzutów sumienia, i wyruszyłem w drogę.
Przybywszy do Coombe Tracey, kazałem Perkinsowi wyprząc konie i rozpocząłem szukanie
owej pani, którą miałem wybadać. Nie musiałem się zbytnio trudzić mieszkała na głównej
ulicy, w bardzo przyzwoitym lokalu.
Służąca wpuściła mnie bez ceremonii, a gdy wszedłem do pokoju, pani, siedząca przy
maszynie Remingtona, zerwała się z uprzejmym uśmiechem. Spostrzegłszy wszakże, iż
przybyły jest nieznajomym, zasępiła się, usiadła na miejscu i spytała o powód odwiedzin.
Na pierwszy rzut oka pani Lyons robiła wrażenie niezwykle pięknej kobiety. Jej oczy i
włosy miały barwę kasztana o gorących blaskach, twarz z lekka piegowata, o żywej cerze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]