[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lekkim chemicznym zapachem... I że Charlotta w swoim kostiumie elfa będzie przepływać koło nas
i robić głupie uwagi...
Leslie milczała dokładnie przez trzy sekundy.
- Tak, naprawdÄ™ mi to wi...
- No przecież wiem. Gdyby nie to, zaproponowałabym, żeby madame Rossini nas przebrała.
Pożyczyłaby nam wszystko, co ma zielonego: suknie z filmów z Grace Kelly i Audrey Hep-burn.
Albo sukienki do charlestona z lat dwudziestych. Albo stroje balowe z...
- No dobra, dobra - przerwała mi gwałtownie. - Poddałam się już przy Grace Kelly. Zapomnijmy o
tych parszywych workach na śmieci. Myślisz, że ta twoja madame Rossini już wstała?
- Jak wyglądam? - Mama okręciła się wokół własnej osi.
Od kiedy odebrała przed południem telefon od pani Jen-kins, sekretarki Strażników, z prośbą, by
towarzyszyła mi do Tempie, gdy będę udawać się na elapsję, zdążyła się już przebrać trzy razy.
- Bardzo dobrze - odrzekłam, prawie na nią nie patrząc. Limuzyna mogła nadjechać w każdej
chwili. Ciekawe, czy
Gideon po mnie przyjedzie? A może będzie czekał w kwaterze głównej? Wczorajszy wieczór
skończył się o wiele za szybko. Jest jeszcze tyle rzeczy, które musimy sobie powiedzieć.
- Za pozwoleniem, to niebieskie bardziej mi się podobało -zauważył pan Bernhard, odkurzając
ogromną miotłą ramy obrazów w holu.
Mama natychmiast popędziła na górę.
- Ależ ma pan rację, panie Bernhard. To jest za bardzo wymyślne. Zbyt eleganckie jak na sobotnie
południe. Będzie sobie jeszcze wyobrażał nie wiadomo co. %7łe się specjalnie dla niego tak
wystroiłam.
Posłałam panu Bernhardowi pełne wyrzutu spojrzenie.
- I czemu pan to zrobił?
- Bo zapytała. - Brązowe oczy mrugnęły do mnie zza sowich okularów, a potem wyjrzał przez okno
na korytarzu. -O, przyjechała limuzyna. Czy mam przekazać, że trochę się spózni? Bo do tego
niebieskiego kostiumu nie ma odpowiednich butów.
- Ja to zrobię. - Zarzuciłam torbę na ramię. - Do widzenia, panie Bernhard. I proszę mieć oko na
już-pan-wie-kogo.
- Oczywiście, panno Gwendolyn. Już-pani-wie-kto nawet się nie zbliży do już-pani-wie-czego. - Z
niemal niedostrzegalnym uśmiechem powrócił do swoich zajęć.
W limuzynie nie było Gideona. Był za to pan Marley, który otworzył mi drzwi. Jego okrągła jak
księżyc w pełni twarz była równie zacięta jak przez wszystkie ostatnie dni. Może nawet odrobinę
bardziej. Nie zareagował na moje entuzjastyczne: Jaki piękny wiosenny dzień!".
- Gdzie jest pani Grace Shepherd? - zapytał zamiast tego. -Mam polecenie, by niezwłocznie
dostarczyć ją do Tempie.
- To brzmi tak, jakby chciał ją pan doprowadzić do sędziego śledczego - powiedziałam.
Gdybym wiedziała, jak bliska byłam prawdy, wygłaszając tę uwagę, pewnie nie wsiadłabym do
limuzyny w tak znakomitym humorze.
W końcu mama była gotowa, a podróż do Tempie przebiegła szybko jak na londyńskie warunki.
Staliśmy tylko w trzech korkach i już po pięćdziesięciu minutach byliśmy na miejscu, a ja znowu
zadawałam sobie pytanie, dlaczego po prostu nie możemy pojechać metrem.
Przed wejściem do kwatery głównej przywitał nas pan George. Zauważyłam, że spogląda
poważniej niż zwykle i że jego uśmiech sprawia wrażenie wymuszonego.
- Gwendolyn, pan Marley odprowadzi cię na dół na elapsję. Grace, jest pani oczekiwana w Smoczej
Sali.
Mama wzruszyła ramionami, ale wydawała się spięta. Pan Marley wyciągnął czarną jedwabną
chustkÄ™.
- Proszę podejść - powiedział. Chwycił mnie za łokieć, ale natychmiast go puścił, widząc moje
spojrzenie. - Proszę za mną. Mamy dziś bardzo napięty plan. Już ustawiłem chronograf -
wyrecytował przez zaciśnięte wargi, z płomiennie czerwonymi uszami.
Spojrzałam jeszcze na mamę, chcąc dodać jej otuchy, a potem, potykając się, ruszyłam korytarzem
za panem Marleyem. Narzucił niesamowite tempo i jak zwykle rozmawiał sam ze sobą. Za
najbliższym rogiem wpadłby na Gideona, gdyby ten przytomnie nie zszedł mu z drogi.
- Dzień dobry, Marley - rzucił swobodnie, podczas gdy Marley, porządnie spózniony, zaprezentował
dziwaczny mały podskok. To samo zrobiło moje serce, zwłaszcza że na twarzy Gideona pojawił się
uśmiech rozmiarów wschodniej delty Gangesu (co najmniej!). - Cześć, Gwenny, dobrze spałaś? -
spytał z czułością.
- A cóż pan tu jeszcze robi na górze? Już dawno powinien pan być u madame Rossini i się ubierać -
zagrzmiał pan Marley. - Mamy dziś naprawdę bardzo napięty plan, a operacja czarny turmalin
łamany przez sza... - Niech pan po prostu idzie przodem - powiedział uprzejmie Gideon. - A ja
przyjdÄ™ z Gwendolyn za parÄ™ minut. A potem szybciutko siÄ™ ubiorÄ™.
- Pan nie może... - zaczął pan Marley, ale nagle ze spojrzenia Gideona znikła wszelka uprzejmość i
zrobiło się tak chłodno, że pan Marley wtulił głowę w ramiona. - Tylko proszę nie zapomnieć
zawiązać jej oczu - dodał jeszcze, po czym wręczył Gideonowi czarną chustkę i oddalił się
pospiesznie długim krokiem.
Gideon, nawet nie czekając, aż zniknie z pola widzenia, przyciągnął mnie do siebie i gwałtownie
pocałował w usta.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem.
Cieszyłam się, że nie było tu Xemeriusa, kiedy odszepnęłam: Ja za tobą też", objęłam Gideona za
szyję i namiętnie oddałam mu pocałunek. Gideon oparł mnie o ścianę i odskoczyliśmy od siebie
dopiero wtedy, gdy tuż obok mnie spadł obraz. Bez tchu próbowałam powiesić go z powrotem na
ścianie.
Gideon mi pomagał.
- Chciałem wczoraj wieczorem jeszcze do ciebie zadzwonić, ale potem pomyślałem, że twoja mama
ma rację: bardzo potrzebowałaś snu.
- No, rzeczywiście potrzebowałam. - Oparłam się znów plecami o ścianę i uśmiechnęłam się do
niego. - Słyszałam, że dziś wieczorem idziemy razem na imprezę.
Gideon się roześmiał.
- Tak, randka we czworo, razem z moim młodszym bratem. Raphael był zachwycony, zwłaszcza
gdy się dowiedział, że to był pomysł Leslie. - Pogłaskał czubkami palców mój policzek. - Jakoś
inaczej wyobrażałem sobie naszą pierwszą randkę. Ale twoja przyjaciółka potrafi być niezwykle
przekonujÄ…ca.
- Czy zdradziła ci też, że to jest impreza kostiumowa? Gideon wzruszył ramionami.
- Mnie już nic nie zdziwi.
Czubki jego palców powędrowały w dół moich policzków aż do szyi.
- Wczoraj wieczorem mieliśmy jeszcze tyle do... eee... omówienia. - Odchrząknął. - Chciałbym się
dowiedzieć wszystkiego o twoim dziadku i jak, do licha, zdołałaś się z nim spotkać. Albo raczej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]