[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Teraz, kiedy usłyszał to z jej ust, zdał sobie sprawę z głupoty
własnego postępowania. Jednak taka była prawda. Nic na to nie mógł
poradzić.
- Zacząłem interesować się dziewczynami w szkole średniej, jak
typowy nastolatek. Podrywałem po kolei wszystkie koleżanki z klasy.
O Boże, dobrze, że mnie wtedy nie znałaś! dodał z westchnieniem. -
W ostatniej klasie o mało nie oblałem egzaminów właśnie przez
dziewczyny.
Urwał i zaczął poprawiać dogasające szczapy. Płomienie stały
się już mniejsze, ale wciąż na tyle duże, żeby go dokładnie oświetlić.
Nie wiedziała tylko, czy wypieki na policzkach wywołały
wspomnienia, czy też bliskość ognia.
- A potem przyszła wojna. Trafili mnie zaraz na początku. Długo
walczyłem o życie i, jak się pewnie domyślasz, przestałem myśleć o
seksie. Podobnie było w małżeństwie. Nie myślałem o seksie. Prawdę
mówiąc, bardziej byłem zafascynowany tym, że chodzę, oddycham,
zaczynam coś robić.
- Czy zdradziłeś kiedyś Joannę? Wzruszył ramionami.
- Po co?
- A chciałeś kiedyś? Pokręcił głową.
- Nie odczuwałem takiej potrzeby.
133
RS
- Ale pózniej miałeś dwie kobiety - stwierdziła. -Nie żyłeś
samotnie.
- Jednak żadna z nich nie stała się ważna w moim życiu.
Wymierzył palec w jej pierś. - To dzięki tobie na nowo odkryłem
seks.
Faith przymknęła oczy. Czy nie idą w swej szczerości za
daleko? Czy nie wkraczajÄ… w zakazane rejony? A jednak oboje tego
potrzebowali. Musieli przeanalizować całą sytuację i dojść do
wspólnych wniosków.
- Gdyby nie tamta noc, wciąż bylibyśmy najlepszymi
przyjaciółmi. Cieszylibyśmy się swoim towarzystwem, gadali,
żartowali, zamiast dusić się w tej naładowanej erotyzmem atmosferze.
- Może tak, może nie - odparł enigmatycznie. Faith usiadła w
swoim śpiworze i spojrzała na niego spod oka. Rozmowa przeszła w
decydujÄ…cÄ… fazÄ™.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała.
- Po pierwsze, że wtedy, w piątek, wydarzyło się jednak coś
dobrego - zaczął. - A po drugie, że to mogło zdarzyć się
kiedykolwiek.
- Uważasz, że to było nieuniknione? - zapytała, pozostawiając
bez komentarza pierwszą część jego wypowiedzi. Nie bądz śmieszny.
Sawyer uśmiechnął się gorzko. Zastanawiał się, czy Faith
rzeczywiście go nie rozumie, czy też nie chce zrozumieć.
- Wcale tego nie powiedziałem - stwierdził. - Moim zdaniem, to
właśnie mogło, ale nie musiało zdarzyć się kiedykolwiek. Wyobrazmy
sobie, że zdarzyłoby się nie teraz, ale za dziesięć albo piętnaście lat.
134
RS
%7łe ja pozostałbym samotny, a ty też, z jakichś powodów, nie
mogłabyś wyjść za mąż. Czy wówczas nie żałowalibyśmy tych
wszystkich straconych lat? Teraz możemy się przynajmniej
zastanowić, co chcemy robić. Sami zdecydujemy i do nikogo nie
powinniśmy mieć o to pretensji.
Faith słuchała uważnie. Nawet nie usiłowała protestować.
Sposób rozumowania Sawyera i argumenty były nie do podważenia.
Pewnie długo nad nimi myślał, i to nie teraz, w gorączce dzisiejszego
wieczoru, ale wcześniej, w domowym zaciszu.
- Czy... czy proponujesz mi małżeństwo? - spytała słabym
głosem. - Ależ, Sawyer...
Wystarczył jeden gest ręki, żeby ją uciszyć. Zachowywała się
jak podsądna, która zna wyrok, tylko nie może jeszcze się
zdecydować, czy jest on dla niej korzystny, czy też nie.
- Seks to przecież nie wszystko - ciągnął. - Zauważ, że zawsze
znakomicie czuliśmy się i bawili w swoim towarzystwie. Pracujemy w
tym samym zawodzie i nigdy nie zabraknie nam wspólnych tematów.
Faith westchnęła i poruszyła się w śpiworze. Po chwili
zdecydowanym ruchem rozpięła zamek i stanęła przed dogasającym
paleniskiem.
- Trochę mi zimno - powiedziała.
Sawyer nawet nie drgnÄ…Å‚.
- Co powiesz, Faith?
Sięgnęła po śpiwór i otuliła się nim jak kocem.
- Nie, Sawyer.
- Dlaczego?
135
RS
- Mówiłam ci, nie chcę się na razie z nikim wiązać - odparła. -
Nie jestem jeszcze gotowa na ponowne małżeństwo.
- Masz trzydzieści trzy lata.
- Wiem - ucięła krótko.
- Czy to z powodu Jacka? Milczała.
- Powiedz coś - poprosił. - Nie uciekaj przede mną. Wzruszyła
ramionami.
- Sama nie wiem, co powiedzieć.
- Czy to z powodu Jacka? - nie ustępował.
Już miała coś odburknąć, ale wystarczyło jedno spojrzenie, by
zrezygnowała. Sawyer przyglądał się jej z wyrazną troską.
- Nie kłóciłam się z Jackiem - zaczęła. - Ba, nawet nie
podnieśliśmy na siebie głosu. To małżeństwo było letnie, pozbawione
tego, co, jak mi się wydawało, powinno być podstawą małżeństwa.
- To znaczy?
- Ciepła, bliskości, zrozumienia. Czy ja wiem, czego jeszcze? -
Dopiero teraz przyszło jej do głowy właściwe określenie. - Byliśmy
ludzmi, którzy dzielą pokój w akademiku - powiedziała. - Nikim
więcej.
Sawyer pokiwał głową.
- Dobrze, nie pasowaliście do siebie. Ale to nie powód, żeby
karać siebie wiecznym celibatem.
Sięgnął po pogrzebacz, żeby przeganiać żarzące się jeszcze
kawałki drewna. Był dosłownie ostatni moment, żeby rzucić na
palenisko nową szczapę. Specjalnie wybrał smolną i niezbyt wielką.
Od niej miały zająć się następne.
136
RS
Faith przyglądała się, stojąc przy kominku.
- To wcale nie jest kara - powiedziała.
- Więc jak to nazwiesz?
- Chcę się po prostu upewnić, że nie popełnię już tego samego
błędu.
- Jak? Przez zaniechanie?
Drwa chwyciły ogień i w pokoju znowu zrobiło się jaśniej.
Mogła widzieć teraz rysy jego twarzy. Wyglądał na zmęczonego, ale
sam chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Z Jackiem mi nie wyszło. Muszę mieć pewność, że teraz
będzie lepiej.
- Przecież wcale nie przypominam Jacka! - krzyknął, ale zaraz
pożałował, że podniósł głos.
- Wiem - szepnęła - ale ja się nie zmieniłam. Dopiero teraz
zaczynał rozumieć, o co jej chodzi.
Podszedł do niej i dotknął zarumienionego od ognia policzka.
Ten przyjacielski i niewinny gest poruszył ją do głębi.
- Ależ, kochanie! - Zajrzał jej głęboko w oczy. - Boisz się, że nie
sprawdzisz się w tym związku? %7łe będziesz złą żoną?
- Nie mogę zwalać całej winy na Jacka - powiedziała,
spuściwszy głowę.
- Jak na osobę z taką inteligencją i wykształceniem, potrafisz
czasem palnąć potworne głupstwo - stwierdził.
- Tutaj nie ma mowy o winie czy jej braku. Po prostu zle siÄ™
dobraliście. To wszystko. Pokręciła głową.
- Ktoś za to ponosi odpowiedzialność.
137
RS
- Raczej coś. Młodość, brak doświadczenia, pośpiech - wyliczał.
Wziął ją w ramiona i przytulił do siebie, po czym uspokajająco
pogładził po głowie.
- Czy nie przyszło ci na myśl, że nasza sytuacja jest zupełnie
inna? - spytał. - Jesteśmy przecież dojrzałymi ludzmi, znamy się od
lat, mamy wspólne upodobania. Czyż to nie brzmi wspaniale?
- Boję się-szepnęła.
- Nie ma czego. Naprawdę jesteśmy dla siebie stworzeni. Pragnę
ciÄ™.
- Więc przestań.
- Już nie potrafię.
- Chcę, żeby wszystko było tak jak kiedyś - powiedziała Faith. -
%7łebyśmy znowu byli przyjaciółmi. Przecież to znacznie lepsze niż ta
męka.
Sawyer pochylił się i dotknął wargami jej ust. Ogarnęła ich fala
gorÄ…ca.
- Jesteś pewna? Nie, nie była.
- A może to tylko mój problem? Może tylko ja to czuję? -
dopytywał się.
- Wiesz, że nie.
- Więc przynajmniej ustaliliśmy, że mamy wspólny problem -
powiedział, starając się zajrzeć jej w oczy. -I co dalej?
Znowu dotarli do tej kwestii i znowu Faith nie potrafiła
odpowiedzieć. Sytuacja wydawała się aż nazbyt skomplikowana.
Najlepiej byłoby powtórzyć, że z przyjemnością powróciłaby do
przyjazni, ale Sawyer właśnie udowodnił jej, że to niemożliwe.
138
RS
- Nie wiem. Nie chcę tak żyć.
- Ja też - westchnął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •