[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swojej bohaterki. Na koniec z łkaniem zniżyła głowę do podłogi, powtarzając słynny
gest Scarlett O Hary z  Przeminęło z wiatrem .
 Cięcie!  zawołał Jacques drżącym głosem. Otarłszy łzę z kącika oka, podbiegł do
Daphne, by ją uściskać.  Byłem głęboko wzruszony  szepnął jej do ucha przy wtórze
oklasków ekipy.  Jesteś rewelacyjną aktorką. Chcę, żebyś zagrała główną rolę w mo-
im następnym filmie.
Z wrażenia zabrakło jej słów. Tak dobrze nie czuła się od lat, jej życie zarówno oso-
biste, jak i zawodowe od dawna było mniej niż satysfakcjonujące. Teraz jednak, zupeł-
nie nieoczekiwanie, otwierał się przed nią nowy cudowny świat. Ta propozycja na pew-
no bije na głowę pracę dublerki.
 Och, Jacques  udało jej się wreszcie wykrztusić. Oparła głowę na jego ramie-
niu.
Pumpkin siedziała w kącie, kipiąc z wściekłości.
 Czy jesteśmy gotowi, aby nakręcić moją końcową scenę?
 Nie!  warknął reżyser.  Daphne jeszcze raz powie swój monolog. Jej talent
mnie inspiruje, chcę wychwycić z tego jak najwięcej.
 Cóż, w takim razie idę zapalić  oznajmiła Pumpkin i okręciła się na pięcie.
Jacques spojrzał na Daphne z figlarnym błyskiem w oku.
 Chcesz, żeby Pumpkin była twoją dublerką?
Wybuchnęła śmiechem, a Jacques wrócił na fotel reżysera. Poklepała Dolly i Bah-
Baha.
 Możecie sobie wyobrazić, jak zaskoczeni byliby mamusia i tatuś, gdyby się dowie-
dzieli, że zostałyście gwiazdami filmowymi?
48
Regan obudziła się przerażona, słysząc łoskot dochodzący z salonu. Serce biło jej jak
szalone. Co to było? Usiadła i wytężyła słuch, lecz wokół panowała cisza. Budzik koło
łóżka wskazywał jedenaście minut po drugiej.
90
Zsunęła się z łóżka, złapała szlafrok, wolno podeszła do zamkniętych drzwi i nadsta-
wiła uszu. Gdzieś w mieszkaniu skrzypnęły deski podłogi. O mój Boże, pomyślała, rze-
czywiście ktoś tam jest! A potem stłumione szepty uświadomiły jej, że intruz nie przy-
szedł w pojedynkę.
Co najmniej dwoje ludzi, pomyślała ogarnięta paniką, a ja nie mam nic, czym mogła-
bym się obronić. I w dodatku zeszłej nocy zamordowano tu człowieka. Nie mogę stąd
wyjść. Kto wie, co zastanę za drzwiami? Sięgnęła, by przekręcić klucz, lecz jej palce na-
trafiły na gładką powierzchnię. W drzwiach nie było zamka. Boże wielki, muszę spro-
wadzić pomoc, bo w przeciwnym wypadku skończę jak Nat.
Na palcach wróciła do łóżka; telefon komórkowy ładował się na nocnym stoliku.
Złapała go trzęsącymi się dłońmi i wystukała numer policji.
 Jestem w Klubie Osadników w Gramercy Park  szepnęła.  W mieszkaniu ktoś
jest, a wczoraj w nocy było tu włamanie.
 Proszę podać adres  poleciła rzeczowo telefonistka, jakby przyjmowała zamó-
wienie na dania na wynos w miejscowych delikatesach.
 To koło parku w Gramercy Park. Ulica Dwudziesta Pierwsza.
 Nie zna pani dokładnego adresu?
 Nie. Wczoraj w nocy być może dokonano tu morderstwa... Gdy mówiła ostatnie
słowa, drzwi sypialni się otworzyły. Ktoś z sykiem wciągnął powietrze i natychmiast
trzasnął drzwiami, a potem rozległ się tupot biegnących stóp.
 Bardzo proszę przysłać patrol do Klubu Osadników  powtórzyła błagalnie
Regan, po czym odłożyła telefon i pośpieszyła do holu.
Usłyszała trzask zamykanych tylnych drzwi, więc pędem rzuciła się w stro-
nę kuchni. Teraz już serce miała w gardle. Gdybym tylko choć przelotnie ich ujrza-
ła, myślała. W kuchni najpierw zapaliła światło, a następnie pchnęła wahadłowe drzwi.
W pomieszczeniu nikogo nie było, za to po tylnej klatce schodowej ktoś zbiegał.
Regan wróciła do holu i podniosła słuchawkę wewnętrznego telefonu.
 Słucham  odpowiedział zaspany głos z recepcji.
 Mówi Regan Reilly. Jestem w apartamencie Nata Pemroda. Ktoś się tutaj włamał,
ale przepłoszyłam intruzów. Biegną teraz w dół po schodach koło służbowej windy.
 O mój Boże!
 Niech pan coś zrobi!  zawołała Regan.
 Alarm przy tylnych drzwiach niedawno się zepsuł. Musieli się wydostać tamtędy.
 Tylnymi drzwiami?  powtórzyła z niesmakiem.
 Używane są tylko w razie nagłej potrzeby.
Regan potrząsnęła głową.
 To chyba podpada pod włamanie. Policja powinna tu być za kilka minut.
 Poślę ich na górę.
91
 Dziękuję.
Odwiesiła słuchawkę i ruszyła przez mieszkanie, zapalając po drodze wszystkie świa-
tła. Salon wyglądał tak, jakby przeszło tędy tornado. Musiałam spać jak zabita, pomy-
ślała.
Na podłodze walały się książki i obrazy, zawartość biurka została wyrzucona na pod-
łogę. Przypuszczam, że następny byłby mój pokój, pomyślała czując zimny dreszcz na
plecach. A gdyby nie obudziła się na czas? Miałabym pewnie szczęście, jeśli skończyło-
by siÄ™ na ataku gazem Å‚zawiÄ…cym jak w wypadku Janey.
Lepiej od razu powiadomić àomasa. Regan wróciÅ‚a do wewnÄ™trznego telefonu.
 Mógłby pan zadzwonić do prezesa?
 Już to zrobiłem i właśnie miałem telefonować do pani. Policja idzie na górę.
Kiedy Regan otworzyÅ‚a drzwi, àomas wysiadaÅ‚ z windy. Ubrany byÅ‚ w płócienny
szlafrok i skórzane pantofle, które bez wątpienia sugerowały beztroski tryb życia. Tuż za
nim przy akompaniamencie trzasków i szumów z krótkofalówek szli policjanci.
 Regan!  zawoÅ‚aÅ‚ àomas i po raz drugi w przeciÄ…gu niecaÅ‚ych szeÅ›ciu godzin
objął osobę wplątaną w przestępstwo.
 Mogło być o wiele gorzej  zapewniła go.  Chyba nie spodziewali się zastać
mnie w pokoju gościnnym.
W tym momencie do rozmowy włączyli się policjanci i podali swoje personalia.
 Byliśmy tu wczoraj wieczorem  oznajmił funkcjonariusz Angelo, po czym zwró-
cił się do Pilsnera:  Jak pan się czuje?
 Lepiej, dziÄ™kujÄ™  odrzekÅ‚ àomas, razem z Regan podążajÄ…c za policjantami do
salonu.  Miło, że pan pyta.
 Uciekli tylnymi drzwiami  wyjaśniła Regan.
 Nie ma śladów włamania?  zapytał Angelo.
 Ja żadnych nie widziałam  oświadczyła.
 Tak samo jak wczoraj.
 Co się stało!?  krzyczała Lydia, Biegnąc przez hol z Maldwinem. Oboje mieli na
sobie piżamy i szlafroki. Szlafrok Księżniczki Miłości był godny Las Vegas.
 Panna Lydia obudziła mnie, bo usłyszała w holu jakieś hałasy  wyjaśnił Maldwin
niepytany.
 Witaaajcie!  Przyszła kolej na wielkie wejście Daphne.  Właśnie wróciłam
z planu i na dole dowiedziałam się, że coś się tu dzieje.  Powiodła wzrokiem po bała-
ganie w salonie.  Kiedy to się skończy?
A ona nawet nie ma pojęcia, co wydarzyło się u Bena, pomyślała Regan. Ponieważ
pytanie Daphne było retoryczne, nikt jej nie odpowiedział, choć Maldwin najwyrazniej
odczuwał potrzebę mówienia.
 Może zaparzę dla wszystkich herbaty?
92
 Ale nie tutaj  uprzedził go jeden z policjantów.  To miejsce przestępstwa.
 Wcale nie miałem takiego zamiaru  odparł sztywno kamerdyner.  Moja kuch-
nia i czajniki znajdujÄ… siÄ™ po drugiej stronie holu.
 To wspaniały pomysł  uznała Lydia.  Chcesz, żebym ci pomogła?
 Nie. Jak będziecie po wszystkim, to przyjdzcie.
Na widok Maldwina, który, ubrany w szlafrok, kłaniał się w progu, Regan o mało nie
wybuchnęła śmiechem.
 Daphne, przyniosÅ‚aÅ› owce?  odezwaÅ‚ siÄ™ do niej àomas szorstko.
 Nigdy byś nie zgadł...  zaczęła Daphne.
 Jak przypuszczam, oznacza to odpowiedz przeczÄ…cÄ….
 Moja kariera aktorska nabrała nowego impetu.
 A Bah-Bah to twój nowy agent?  zapytał.
 To mi się nie podoba. Owce też grają w filmie. Jutro kręcimy kilka dodatkowych
scen, więc nocują u reżysera.
 ChcÄ™ je tu mieć na przyjÄ™cie  oÅ›wiadczyÅ‚ stanowczo àomas.
 Na pewno będą.
 Obiecujesz?
 ObiecujÄ™.
 Może pójdziecie do Lydii?  zaproponowała Regan.  Ja zaraz do was przyjdę.
Chcę zamienić kilka słów z policjantami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •