[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głupotą. Lecz czy w tej sytuacji mogłem nadal zachować niezależną postawę? Nie
ulegało wątpliwości, że muszę jak najszybciej porozmawiać z Katarzyną.
Zszedłem już na poziom hallu. Dolores i Katarzyna siedziały nadal przy stoliku.
Odwrócone
do mnie plecami i zajęte rozmową nie zauważyły mojej obecności.
W tej chwili przypomniało mi się to, co mówił przed paru godzinami Ignacio. Schody
biegły dalej w dół do podziemi. Może tędy właśnie prowadziła droga do tajemniczych
urządzeń, w których ponoć wegetowała osobowość Bragi. Bonnard widocznie nie miał
zamiaru pokazywać mi tych aparatów. Nawet nie wspominał o takiej możliwości. Czyżby
się mnie obawiał?
Pomyślałem, że w tej chwili mam może jedyną okazję sprawdzenia tego, co
usłyszeliśmy
od wiejskiego chłopca. Począłem schodzić wolno w dół, starając się stąpać jak najciszej
.
Zwiatła w podziemiu były przyćmione, ale mimo półmroku mogłem dostrzec wiele
szczegółów otoczenia. Kondygnację poniżej poziomu hallu, przeznaczoną kiedyś na
oddział
zabiegowy sanatorium, o czym świadczyły ślady napisów na ścianach, adaptowano
na laboratorium Instytutu. Od schodów biegł dość długi korytarz, a raczej hall, z
szeregiem
drzwi po obu stronach. W głębi majaczyła metalowa krata, odcinająca od korytarza
obszernÄ…
czworokątną salę. Podszedłem bliżej i ujrzałem w mroku jakiś obły kształt
przypominajÄ…cy
ogromną szklaną gruszkę połączoną rurami czy też może kablami z szeregiem
walców i kul. Powierzchnia gruszki była częściowo pokryta jakimś błyszczącym,
srebrzystym
tworzywem, być może w celu izolacji termicznej. Machina nie wydawała żadnego
dzwięku, żaden też ruch czy choćby tylko migotanie lampek kontrolnych nie
sygnalizowało
jej działania. Może to nie był ów układ neurodynowy, lecz jakaś inna aparatura,
nieczynna od dawna. A jednak Ignacio wspominał o podobnym urządzeniu. Może
właśnie
w tym gruszkowatym tworze zamknięta została dusza Josego Bragi?...
Nagle wstrząsnął mną dreszcz. Czyjaś ręka dotknęła mego ramienia. Odwróciłem się
gwałtownie. Za mną stał Mario. Musiał wejść tu przed chwilą bardzo cicho, bo przecież
żaden szmer nie zwrócił mojej uwagi.
Niech się pan nie boi powiedział przyciszonym głosem.
Zaskoczyłeś mnie tak nagle... próbowałem się tłumaczyć. Czy to właśnie to?
wskazałem na urządzenie.
Chłopiec skinął głową twierdząco.
Pan przyjechał z mamą i wujem po mnie?...
Niezupełnie. Przyjechałem przede wszystkim po to, aby porozmawiać z profesorem
Bonnardem.
Niech pan coś zrobi, aby mnie mama stąd nie zabierała powiedział błagalnie.
To nie takie proste. Ma prawo żądać, abyś wrócił do domu.
Muszę tu zostać! On mnie potrzebuje. Niech pan coś zrobi...
Czułem, iż nie mogę odmówić spełnienia jego prośby. Przyszedł mi zresztą do głowy
nowy pomysł taktyczny.
Zrobię, co tylko będę mógł zapewniłem szczerze. Ostrzegam jednak, że musisz
siÄ™
liczyć z możliwością, iż na jeden lub dwa dni wrócisz do domu. Przede wszystkim trzeba
mamę przekonać, aby pozostała tu w Instytucie do rana.
Wiem.
W tym moja głowa, ale możesz mi dużo dopomóc.
Jak?
Na razie zgódz się na wszystko i daj mi mówić. Pójdziemy teraz na górę obaj.
Obaj?... Mario spojrzał na mnie z lękiem.
Gdy mama cię zobaczy, będzie uradowana i łatwiej przeprowadzimy to, czego
chcemy.
No co, zgoda?
Mario miał jednak nadal wątpliwości.
A jeśli będzie chciała, abym zaraz z nią jechał?
Ja zostaję, a panna Dali również chyba nie zechce was odwiezć.
I opony poprzecinane...
Jakie opony?
To pan nie wie? Zostawiła wóz na podjezdzie i ktoś poprzecinał opony.
To i mnie gotowi poprzecinać.
Panu nic nie zrobią. Oni myślą, że pan pracuje dla da Silvy... Więc sądzi pan, że
mama
zostanie?
Musielibyście iść piechotą do casa grande albo na plebanię. Telefony nie działają,
więc wozu od da Silvy ściągnąć się nie da. Wątpię, aby mama ryzykowała wędrówkę w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]