[ Pobierz całość w formacie PDF ]

porządku. Czasami tylko siedzi i płacze, nie chce nawet dotykać dziecka. Albo po prostu patrzy przed
siebie. Mało je, cały czas ją zmuszam, żeby cokolwiek zjadła. Są takie dni, że
63
w ogóle się do mnie nie odzywa. Nie odpowiada nawet na moje pytania.
Elizabeth spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie, takie zachowanie zupełnie nie pasowało do
znanej jej Liny, która zawsze tryskała życiem. Do niezłomnej, roześmianej dziewczyny. Czemu nie
dostrzegła tego wcześniej? Czyżby Lina naprawdę tak doskonale się maskowała?
- Czuję się, jakbym się dusił - ciągnął Jens. - Wprost nie mogę już żyć w Linastua. Dzięki Bogu, że dla
was pracuję, bo nie wiedziałbym, co ze sobą zrobić.
- A co mówi Lina, gdy wychodzisz rano do pracy? Nie martwi się, że nie będzie cię cały dzień?
Zaśmiał się ponuro.
- Słyszałaś, co mówi. Chce zostać sama! Nawet od chrzcin chce się wykręcić, żeby nie musieć oglądać
ludzi. Znajomi walili do nas drzwiami i oknami. Chcieli nam pogratulować i obejrzeć małą, ale ona
wymawiała się złym samopoczuciem i ich wyrzucała. Teraz nikt już nas nie odwiedza. Tylko wy.
Elizabeth chciała wierzyć, że Jens przesadza, ale wiedziała przecież, że nie miał w zwyczaju
koloryzować. Wręcz przeciwnie.
- Wygadałam się przed Liną o pożarze w Storli -przyznała.
- I co ona na to? - spytał spokojnie, niemal obojętnie.
- Przestraszyła się, ale uspokoiłam ją, że lensman na pewno znajdzie winnego, a podpalacz nie zapuści
siÄ™ do Linastua.
Skinął głową i westchnął.
- Staram się być cierpliwy, ale sam już nie wiem.
- Czego nie wiesz? - zapytała Elizabeth nieco ostrzej, niż zamierzała. - Nie możesz się poddawać,
Jensie. Przysięgałeś przed Bogiem i ludzmi, że będziesz z Liną na dobre i na złe. Przypomnij sobie.
Otarł twarz dłońmi.
- Myślisz, że o tym nie pamiętam? - Odwrócił się do
61
niej, położył dłoń na jej policzku i mówił gorączkowo: -To ty mi wszystko utrudniasz, Elizabeth.
Każdego dnia. Ty i moja córka. Wy obie.
Poczuła ucisk w gardle. A więc on wciąż uważa Ane za swoje dziecko, pomyślała. Uznała, że powinna
mu przypomnieć, kto faktycznie jest jej ojcem, i że gdy Ane przystąpi do konfirmacji, trzeba będzie
wyjawić jej prawdę.
Jens odgadł jej myśli.
- Tak czy inaczej, zawsze będę jej ojcem. I w sercu, i w kościelnych księgach - powiedział.
Elizabeth skinęła głową.
- Tak bardzo chciałbym spędzić z tobą noc. Móc znów tulić cię w ramionach.
- Nie mów tak. - Odsunęła się nieznacznie. - Oboje mamy rodziny.
Uczucia, które w niej budził, napawały ją przerażeniem.
- Myślisz, że o tym nie wiem? Jak sądzisz, ile razy byłem z Liną od czasu naszego ślubu? Mógłbym
policzyć na palcach. I za każdym razem myślałem o tobie, już o tym mówiłem. Myślisz, że mi nie
wstyd? Ale nic na to nie poradzę. Tak już musi być. Będę musiał ponieść za to karę. Ale nie zmienię
tego, co czuję. Przecież byliśmy kiedyś małżeństwem, Elizabeth.
- Nie mówmy o tym więcej. - Cofnęła się o kilka kroków. - Jestem pewna, że wszystko się jakoś ułoży.
Lina dojdzie do siebie, a Signe niedługo zacznie przesypiać noce. Daj im tylko trochę czasu.
- Przecież to robię. - Zbliżył się do niej i pogładził ją delikatnie po policzku.
Elizabeth poczuła się zagubiona. Sama nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć.
65
Rozdział 7
- Porozmawiałaś z Ane? - spytała Lina, gdy Elizabeth wróciła do domu.
Gospodyni poczuła, że się czerwieni. Pochyliła się nad blachą z ciastkami.
-Nie, nie znalazłam jej. Ale to właściwie nic ważnego - odparła.
Kłamstwo przyszło jej łatwo. Na wszelki wypadek zerknęła jeszcze w stronę spiżarni. Nie, nikt nie
mógł widzieć, jak rozmawiała z Jensem.
- Zrobiłaś coś na drutach z wełny, którą ci przyniosłam? - zapytała, chociaż dobrze wiedziała, jakiej
odpowiedzi może się spodziewać.
Lina zesztywniała i przestała wycierać stół. -Nie, nie miałam kiedy - bąknęła. - Signe zabiera mi cały
czas.
Jej słowa potwierdziły tylko to, co mówił Jenś.
Gdy nakrywali do obiadu, Lina zaczęła wyraznie się niecierpliwić. Elizabeth znów domyśliła się, co
zaraz powie.
- Nie czuję się najlepiej. Chyba pójdę do domu. Przyjdę jutro.
- Mogłabyś położyć się na chwilę u nas - zaproponowała Helenę.
- Nie, muszę już iść.
Elizabeth milczała. Wiedziała, że nie ma sensu jej zatrzymywać. Służąca ruszyła do drzwi. Rudawy,
zmierzwiony warkocz opadał smętnie na jej plecy. W chudych ramionach niosła owinięte w kocyki
dziecko.
63
- Odprowadzić cię? - spytała Maria.
- Nie, dziękuję, poradzę sobie. Jeszcze raz bardzo dziękuję wam wszystkim.
Wymknęła się z kuchni.
Elizabeth patrzyła za nią przez okno. Kiedy się odwróciła, Maria i Helenę wróciły już do pracy, nie
mogła więc nic wyczytać z ich twarzy. Może i lepiej, pomyślała.
Do izby weszli mężczyzni, tupiąc ciężkimi butami. Rzucili kurtki na skrzynkę od torfu i zasiedli
dokoła stołu.
- Coś tu dobrze pachnie - zauważył Lars i klepnął przechodzącą Helenę po pośladkach.
- A gdzie Ane? - Elizabeth spojrzała na Kristiana.
- Myślałem, że już przyszła. Elizabeth poczuła, że robi jej się zimno.
- Kiedy ją ostatnio widzieliście? Mężczyzni wymienili spojrzenia.
- Pomagałem jej płukać chodniki, a potem musiałem iść do domu się przebrać - powiedział Jens.
- A ja widziałem ją z Mikkelem - dodał Lars. - Chyba wracała znad rzeki.
- Z Mikkelem? - powtórzyła Elizabeth ochrypłym głosem. - A co niby Ane miałaby robić z tym
odmieńcem?
Kristian wzruszył ramionami.
- Przyszedł do mnie zapytać o pracę. Kazałem mu przebrać wełnę. Potem go już nie widziałem. Może
siedzi jeszcze w szopie na Å‚odzie.
Elizabeth wymamrotała coś pod nosem i ruszyła do drzwi. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej, że
Ane jest w niebezpieczeństwie. Włoski zjeżyły się jej na ramionach, a serce łomotało w piersi.
Popędziła w kierunku przystani. Na ścieżce leżał wilgotny śnieg i chodaki, które Elizabeth miała na
nogach, ślizgały się na nim. Wiele razy o mąły włos nie upadła, ale zawsze udawało jej się w ostatniej
chwili odzyskać równowagę.
To tylko moja wyobraznia, myślała. Oby tylko Ane była cała i zdrowa. Dobry Boże, błagam...
67
Zdyszana otworzyła wrota szopy na łodzie. W środku unosił się ciężki zapach smoły, wodorostów, ryb
i wilgotnych lin. Pod sufitem wisiała dopiero co wyczyszczona sieć i szmatki uprane przez Ane. Ani
śladu Mikkela. Ani dziewczyny.
Elizabeth poczuła, że nogi się pod nią uginają. Musiała oprzeć się o drzwi, żeby nie upaść. Coś ty
zrobił z moim dzieckiem? - miała ochotę krzyczeć.
Zebrała w dłoni spódnice i pobiegła z powrotem do domu. Kristian czekał na nią na schodach.
- Nie mogę jej znalezć! - krzyknęła zdyszana. Głos miała zduszony, słychać w nim było przerażenie.
- Na pewno niedługo wróci. Uspokój się.
- Mam się uspokoić?! - Czuła, jak wzbiera w niej rozpacz i wściekłość. - Ane i Mikkel gdzieś zniknęli,
a ty mi mówisz, że mam się nie przejmować?!
Kristian westchnÄ…Å‚ zrezygnowany.
- Może siedzi w wychodku? - zasugerował. Elizabeth chciała zaprotestować, ale na wszelki wypadek
poszła sprawdzić. Wróciła po chwili.
- Nie, tam też jej nie ma - oświadczyła ze złością. -Wierzysz mi już?
Z domu wyszła Helenę i stanęła obok Kristiana.
- Co się tu dzieje? - spytała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •