[ Pobierz całość w formacie PDF ]
osobistym żołnierskim raportem z mojego życia dla przyszłego prezydenta
Rzeczypospolitej i miałem ją zamiar zdeponować w polskim kościele w Silver
Spring koło Waszyngtonu.
Nie wyjechałem, byli tacy, co ostudzili mi głowę. Po wyborze Wałęsy na
prezydenta i po tym, jak mnie potraktował, kasetę zniszczyłem.
Masz rację, że w Polsce po osiemdziesiątym dziewiątym roku w policji i siłach
bezpieczeństwa pozostali w większości ci sami ludzi, a wielu z tych, którzy
przejęli władzę, okazało się ignorantami i nieudacznikami. Ale dla mnie
odzyskanie niepodległości przez moją ojczyznę to było jak najpiękniejszy sen,
który się nagle zmaterializował. To było zadośćuczynienie za te wszystkie lata
mojego trudu, zwątpień i rozpaczy. Uważałem, że przydam się Polsce, że będę tam
potrzebny, dlatego zrezygnowałem z dobrej posady w Waszyngtonie. W tamtym
czasie mogłem być bardzo pomocny nowym władzom w Warszawie, bo miałem tutaj
wielu znajomych - w wojsku, w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa, wśród polityków.
Ale zamiast zaproszenia do Polski czy wezwania do służby zaczęło się...
Wszystkie niepodległościowe rządy odmawiały po kolei zajęcia się moją sprawą.
Oczyszczenie mnie z zarzutów o zdradę ojczyzny nastąpiło jesienią
dziewięćdziesiątego siódmego roku, w osiem lat po odzyskaniu przez Polskę
niepodległości, i to pod naciskiem Amerykanów.
Wojskowym prokuratorom, którzy się wreszcie zjawili u mnie w Waszyngtonie,
powiedziałem:
- Panowie, kiedy nastała wolna Polska, spodziewałem się, że ktoś do mnie
przyjedzie, może prokurator, może attache wojskowy, może jakiś polityk, i spyta:
Jak się panu żyje, panie Kukliński?". Ale nie pojawił się nikt.
Prokuratorzy wiele razy wypowiadali siÄ™ publicznie w mojej sprawie, ale w
zupełnie innym tonie. Pułkownik Przyjemski powiedział w polskim programie
telewizyjnym: Jeśli Kukliński nie zdradził ojczyzny,
to powinien tutaj przyjechać i to udowodnić". To ja miałem dowodzić swojej
niewinności, a nie prokurator! Nie chciałem też prosić o akt łaski, bo to by
oznaczało przyznanie się do winy, a ja się winny nie czułem. Tego chciał
prezydent Wałęsa, żeby mnie upokorzyć. I tego właśnie się nie doczekał.
Ale od jakiegoś czasu zacząłem dostrzegać oznaki politycznej dobrej woli.
Początkowo prokuratura chciała, żeby przesłuchiwał mnie major Gorzkiewicz,
wiesz, ten od sprawy Oleksego. Nie zgodziłem się. I ostatecznie przyjechało
dwóch innych, major Bogdan Włodarczyk, który wcześniej prowadził moją sprawę, i
jakiś kapitan. Nie mogliśmy się spotkać w polskiej ambasadzie, bo prasa by to
zaraz nagłośniła, więc do spotkania doszło w biurze Zbigniewa Brzezińskiego.
Oni przyjechali z zarzutami z aktu oskarżenia, na podstawie których zostałem
skazany na śmierć. To były dezercja i szpiegostwo. Musiałem złożyć swój podpis,
że przyjmuję te zarzuty do wiadomości, aby móc się do nich ustosunkować. Wiesz,
wahałem się... Gdybym tego nie zrobił, rozstalibyśmy się z niczym. To był dla
mnie trudny moment.
Zaraz na początku przesłuchania oświadczyłem przybyszom z Polski:
- Panowie oficerowie, jakakolwiek będzie wasza decyzja, nie zmieni ona biegu
mojego życia. Wasze postanowienie będzie miało jedynie wymiar symboliczny. Ale
będę mówił tylko prawdę i całą prawdę, nie po to, by oczyścić swoje imię, bo to
dla mnie sprawa drugorzędna, ale dla historii, dla następnych pokoleń.
Wszyscy obecni w pokoju, prokuratorzy, Zbigniew Brzeziński i ambasador Jerzy
Kozmiński - zażądałem ich obecności, aby żadne moje słowo wypowiedziane tutaj
nie zostało przekręcone, miałem już bardzo złe doświadczenia z jednym z
ministrów Wałęsy, który po spotkaniu ze mną opowiadał rzeczy niezgodne z prawdą
- patrzyli na mnie w napięciu. Wziąłem pióro do ręki...
Pozwolę sobie na dygresję i opowiem ci pewną historię, która właśnie mi się
przypomniała. Ciekawe, jak to ocenisz. Wyobraz sobie, że na początku
dziewięćdziesiątego siódmego roku ktoś z CIA zwrócił się do mnie z pytaniem, czy
nie zechciałbym się zobaczyć z moim rodakiem, który, jak i ja, jest wojskowym w
randze pułkownika.
- A co on robi w Ameryce? - pytam.
- A, chwilowo musiał wyjechać z Polski.
Co się okazuje, ten cały pułkownik, który służył, jak ja, w Sztabie Generalnym
Wojska Polskiego, tyle że to już było inne wojsko, od kilku dobrych lat był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]