[ Pobierz całość w formacie PDF ]

idea prądu jest słuszna, bo nie ma wątpliwości, że relaksując się i poddając wibracjom,
podjęłam właściwą decyzję. W przyszłym tygodniu jestem zaproszona na superelegancką
premierę Motocykla Kafki. Postanowiłam, że zamiast się bać, chować po kątach i wrócić do
domu nawalona i przygnębiona, rozwinę swoje talenty towarzyskie i wyciągnę korzyść z
przyjęcia - zgodnie z wytycznymi artykułu, który właśnie przeczytałam. Tina Brown z "New
Yorkera" wspaniale sobie radzi na przyjęciach, sunąc z wdziękiem od grupki do grupki i
wołając: "Martin Amis! Nelson Mandela! Richard Gere!" tonem, który oznacza: "Mój Boże,
w życiu nie byłam tak zachwycona niczyim widokiem! Czy poznaliście już najbardziej
fascynującą osobę na przyjęciu, nie licząc was? Rozmawiajcie! Muszę nawiązywać kontakty!
Paaa!" Chciałabym być taka jak Tina Brown, tylko, oczywiście, mniej zapracowana. Artykuł
zawiera mnóstwo użytecznych wskazówek. Nie wolno z nikim rozmawiać dłużej niż dwie
minuty. Kiedy czas mija, mówisz po prostu: "Chyba powinniśmy krążyć. Miło mi było
pana/panią poznać" i odchodzisz. Jeśli zabraknie ci słów, gdy spytasz kogoś, co robi, a on
odpowie: "Jestem przedsiębiorcą pogrzebowym" albo: "Zajmuję się ściąganiem zaległych
alimentów", możesz spytać: "Lubi pan/pani tę pracę?" Kiedy poznajesz ze sobą dwie osoby,
podaj kilka informacji o każdej z nich, żeby miały konwersacyjny punkt zaczepienia, np.: "To
jest John, pochodzi z Nowej Zelandii i lubi windsurfing" albo: "GinÄ… skacze ze spadochronem
i mieszka na barce". Co najważniejsze, nie wolno iść na przyjęcie bez ściśle określonego celu:
może to być rozszerzenie sieci kontaktów zawodowych, zawarcie bliższej znajomości z
konkretną osobą czy też 76
"zamknięcie" ważnej umowy. Teraz rozumiem, na czym polegał mój błąd. Chodziłam na
przyjęcia uzbrojona tylko w jeden cel: żeby się za bardzo nie upić.
17 kwietnia, poniedziałek
56 kg Jedn. alkoholu O (bdb), papierosy O (bdb), zdrapki 5 (ale wygrałam 2 funty, więc w
sumie wydałam tylko 3). Dobrze. Jutro Motocykl Kafki. Zamierzam ułożyć listę celów. Za
chwilę. Najpierw obejrzę reklamy i zadzwonię do Jude. No dobrze. 1) Za bardzo się nie upić.
2) Rozszerzyć sieć kontaktów zawodowych.
Hmmm. Wymyślę następne pózniej.
11 wieczorem. No dobrze.
3) Rozwinąć talenty towarzyskie wg wskazówek z artykułu.
4) Sprawić, żeby Daniel zauważył, że posiadam równowagę wewnętrzną i zapragnął znów się
ze mną przespać. Nic. Nic. 4)Poderwać boga seksu.
4) Nawiązać interesujące kontakty w środowisku wydawniczym i w miarę możliwości w
innych środowiskach celem zmiany pracy. O Boże, nie chcę iść na to okropne przyjęcie. Chcę
zostać w domu z butelką wina i obejrzeć Eastenders. 18. kwietnia, wtorek
57 kg, jedn. alkoholu 7 (Boże!), papierosy 30, kalorie (wolę nie myśleć), zdrapki l
(wspaniale). Przyjęcie zaczęto się zle, bo nie widziałam żadnych osób, które mogłabym ze
sobą poznać. Znalazłam jakiegoś drinka, 77
a potem wypatrzyłam Perpetuę rozmawiającą z Jamesem z "Telegraphu". Odważnie do nich
podeszłam, gotowa wkroczyć do akcji, ale Perpetua mnie zignorowała. Zamiast powiedzieć:
"James, Bridget pochodzi z Northamptonshire i lubi gimnastykę" (zamierzam znów zacząć
chodzić na siłownię), po prostu nawijała dalej, grubo ponad przepisowe dwie minuty.
Postałam chwilę obok, czując się jak kompletna kretynka, aż nagle dojrzałam Simona z
marketingu. Sprytnie udając, że wcale nie chciałam się włączyć do rozmowy Perpetuy,
ruszyłam w kierunku Simona, przygotowując się, by zawołać: "Simon Bamett!" w stylu Tiny
Brown. Ale gdy znalazłam się parę kroków od niego, spostrzegłam, niestety, że rozmawia z
Julianem Bamesem. Podejrzewając, że nie zdołam wykrzyknąć: ,,Simon Bamett! Julian
Bames!" odpowiednio radośnie i głośno, przystanęłam niepewnie, po czym zaczęłam się
wycofywać, a wtedy Simon zapytał protekcjonalnym i podszytym irytacją tonem (jakiego, co
ciekawe, nigdy nie używa, kiedy próbuje mnie obłapić przy kserokopiarce): - Chciałaś coś,
Bridget?
- A! Tak! - odparłam, zastanawiając się gorączkowo, czego mogłabym chcieć. - Yyy... -
Taaak?
Simon i Julian Bames patrzyli na mnie wyczekujÄ…co.
- Wiecie, gdzie są toalety? - wypaliłam.
Cholera! Dlaczego? Dlaczego to powiedziałam? Zobaczyłam, że na wąskie, ale zmysłowe
usta Juliana Bamesa wypływa lekki uśmiech. - Ach, chyba są tam. Bomba. Dzięki -
wybąkałam i rzuciłam się do wyjścia. Za wahadłowymi drzwiami oparłam się o ścianę, łapiąc
oddech i powtarzając w myślach: "równowaga wewnętrzna, równowaga wewnętrzna". Nie
dało się ukryć, jak dotąd nie szło mi najlepiej. Spojrzałam tęsknie na schody. Perspektywa
powrotu do domu, włożenia koszuli nocnej i włączenia telewizora wydała mi się nagle
nieodparcie pociągająca. Przypomniałam sobie jednak o li-78 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •