[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siebie za tę nie chcianą troskę. Następnie obszedł dom dookoła.
Janey posłała Clarence'owi słaby uśmiech. Wolałaby, aby przestał już
poklepywać ją po ramieniu, ale nie miała serca odrzucać jego troskliwego po-
cieszenia. Kiedy Blaze zszedł z podłogi, nie spojrzała na niego. Po chwili
słyszeli go buszującego po zwaliskach w wykopie.
- 39 -
S
R
Była wciąż w szoku. Ale nie tyle z powodu samego wypadku, co z
powodu poczucia ciepła i bezpieczeństwa, jakiego doznała w ramionach Blaze'a
Hamiltona. Z powodu sposobu, w jaki działał na nią jego silny, naturalny, męski
zapach oraz wyrównany rytm jego serca, napełniając ją usypiającym wręcz
zadowoleniem. Siła, z jaką ją trzymał, niweczyła lęk i koiła ból związany z
upadkiem.
- Jeleń, Tuffy, chodzcie tutaj! Zaraz!
Wymienili spojrzenia. Janey skoczyła na równe nogi.
- Ty nie musisz - powiedział Jeleń stanowczo.
- Nic mi nie jest.
Mówiąc szczerze czuła się, jakby przejechał ją szesnastotonowy walec.
Ostrożnie sprawdziła swe kończyny, Nie miała złamań, była tylko poobijana, a
jej siła fizyczna doskonale korespondowała z emocjonalną.
- Nie powinnaś być w pobliżu Blaze'a, gdy jest w takim stanie.
- Poradzę sobie - odparła z dumą.
Musi sobie poradzić. I tak już wystarczyło, że płakała, co zapewne po raz
pierwszy zdarzyło się na budowie u Hamiltona. Nie mogła teraz okazać
nadmiernej wrażliwości na jego nastrój, choć spodziewała się najgorszego.
Jeleń, najwyrazniej nie przekonany, wzruszył ramionami. Zeszła za nim
po drabinie do poziomu piwnic.
- Zacznijcie to sprzątać - warknął Blaze nie patrząc na nich.
Widziała szerokie mięśnie jego pleców, gdy wyciągał z wykopu połamane
części. Jeśli uda mu się w ten sposób wyładować wściekłość, powinien zdobyć
medal olimpijski.
- I szukajcie wspornika. Niech no tylko znajdę ten bubel, już ja...
Stanął, odwrócił się i popatrzył na nią. Był tak pochłonięty
poszukiwaniami, że zdziwiła się, iż w ogóle zauważył jej obecność.
- Nic ci nie jest?
- 40 -
S
R
Oschłość jego tonu sprawiła, że poczuła się dotknięta. Zatęskniła za
delikatną troską, którą czuła, gdy usadowił ją sobie na kolanach i otoczył
opiekuńczymi ramionami.
Ale to była wyjątkowa sytuacja. Wszystko było takie nierealne, a teraz
gwałtownie powrócili do rzeczywistości.
- Tak sÄ…dzÄ™.
- Jeśli nie wiesz, każę komuś odwiezć cię do szpitala, żeby się upewnić.
A więc to nie on ją odwiezie i chyba także nie przestanie ciskać w nią
tych zimnych wściekłych słów. Dlaczego był zły? Dlatego, że przyłapano go na
chwili nie kontrolowanej czułości? Z jednym z członków swej ekipy.
- Dlaczego jesteś zły? - spytała, krzyżując ramiona na piersi.
- Mój dom właśnie się zawalił - odparł, kładąc tyle nacisku na słowa
 mój" oraz  dom", że mógłby zrobić wrażenie na całym pułku marynarzy. -
Mam skakać z radości?
Była pewna, że ten gniew ma głębsze przyczyny, ale nie chciała naciskać.
- Nie potrzebuję jechać do szpitala. Nic mi nie jest.
- Nie wyglądasz, jakby nic ci nie było. Jesteś mniej więcej koloru włosów
mojej ciotki Matyldy: cała sina z niebieskimi obwódkami. Na dziś dosyć
wypadków. Jeśli zamierzasz zemdleć, zrób to gdzieś indziej.
- Jestem po prostu wstrząśnięta - powiedziała uparcie. - A poza tym nigdy
nie mdlejÄ™.
- A mnie nigdy nie zawalajÄ… siÄ™ domy. Jest to pierwszy i jedyny raz.
- Nie zemdleję - powtórzyła stanowczo.
- To dobrze, bo zwykle, kiedy trzymam kobietÄ™ w ramionach, to nie po to,
żeby stosować sztuczne oddychanie, i chciałbym, żeby tak już zostało. - Po-
wiedział to z głębokim przekonaniem mężczyzny, który postanowił nigdy
więcej jej nie dotykać.
- Gdybym nawet zemdlała, wolałabym upaść na podłogę, niż być
ratowana przez ciebie - odparła zirytowana jego męską arogancją.
- 41 -
S
R
- No to ruszaj do roboty. Myślisz, że płacę ci dziesięć dolców za godzinę
stania i litowania siÄ™ nad sobÄ…?
- Nie lituję się nad sobą! - wypaliła z godnością.
- Ale też nie pracujesz, prawda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •