[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozwag¹ stara³em siê sprowadziæ prawos³awn¹ wersjê Pu-
szkina do swego w³asnego nonsensu: nie wystarcza, by hi-
storyczny zbrodniarz siê pokaja³, by uznaæ go za Swiêtego,
wiêc nakrêci³em film odwrotny do rozkochania siê Rosjan
w rosyjskiej straszliwoSci, i nie dziwiê siê, ¿e siê o to ze
mn¹ procesowali: s¹ tacy tak samo) i po raz pierwszy
chcia³em, by ten ktoS na Obczyxnie mnie zrozumia³.
Paradoksalnie: nie ja Szopena, ale on mnie, bySmy siê po-
lubili. To oznacza³o koniec: niekomercjê, nieigranie, nie-
kaprySnoSæ wyboru (polskiego) McGuffina. Staniêcie po
stronie polskiej muzyki przeciwko francuskiej osch³oSci.
Antypatyczna ich widowni wolnoSæ surrealistycznych ko-
la¿y. Opona siê usuwa³a, by³em sob¹, literatura wkrada³a
siê na miejsce obrazów, by³em na obczyxnie, a nie chcia-
³em tam byæ. Dopiero teraz zacz¹³em patrzeæ wstecz i ro-
zumieæ, co kiedy siê sta³o. Nawa³a tego i przelotnoSæ. Po-
cz¹³em sporz¹dzaæ katalog. Mój raport siê zaczyna³:
cienkie, kruche, przejrzyste macki meduzy obmacywa³y
w g³êbi morza szar¹ per³ê, utoczon¹ przez kino. Pierwsz¹
doros³¹ ksi¹¿kê napisa³em z opowieSci, jak¹ us³ysza³em
przy filmie: by³a o inteligentnym i wykszta³conym, boga-
tym w³aScicielu ziemskim, który podczas okupacji odma-
wia delikatnemu swemu synowi o¿enku z przypadkow¹
dziewczyn¹, sponiewieran¹ na Wschodzie. Syn wstêpuje
do seminarium, dziewczyna zamyka siê w klasztorze
i Slepnie. M³ody ksi¹dz okazuje siê gnostykiem, a reforma
161
Rwiêty Andrzej Sztuczny
rolna sprowadza pana na w³oSciach do roli dró¿nika na ko-
lei. I tyle.
Mia³em dom na wsi pod Pary¿em, i coraz czêSciej sa-
motnie w nim przesiadywa³em, ¿yj¹c z zaoszczêdzonych
pieniêdzy, i pisz¹c po polsku. O, scenariusze pisa³em od
kilkunastu lat w obcych jêzykach, po polsku pisa³em li-
teraturê. Pisarstwo, mySlê, jest najtrudniejsz¹ ze sztuk,
ale jedyn¹, któr¹ nawet Slepy (opuszkami palców) czy
g³uchy (wzrokiem) mo¿e posmakowaæ. Literatura jest
miêdzy Jednym a Jednym, zapisanym a przeczytanym,
pisz¹cym a czytaj¹cym. Jest Eros w literaturze, pchaj¹cy
najzdolniejszych (a najzdolniejszy wSród nich by³ Gom-
browicz) do monotematycznoSci: tak, tak, wszyscy pisa-
rze s¹ w zasadzie zapêtleni na sobie, skoncentrowani,
w szponach w³asnej jaxni, w³asnej egomanii i w³asnej
zdolnoSci obserwowania, ale rzadko który z tej autoob-
sesji czyni cnotê literack¹: Joyce, Céline, Kafka, ze swe-
go autoSwiata czyni¹c temat, dla blasku którego trzeba
autostylu. To bardzo wywy¿szone, i wielu szampañsko
wykszta³conych egotyków zatonê³o w tym, jak w manie-
rze: ratowali siê tylko ci, którzy pracowali: na sucho ,
tint¹ czy mezzotint¹, rylcem bez rozmazywania. Skoro
literatura najtrudniejsz¹ jest ze sztuk, trzeba dotrzeæ do
niej. Jeszcze technologia jej nie zdominowa³a, jeszcze
pisanie jest idiosynkratyzmem, tym, czego szukali w ki-
nie tylko re¿yserzy najinteligentniejsi, najbardziej ska-
zani na pora¿ki: Eisenstein, Murnau, von Stroheim, Fel-
lini, Welles. Przypominam: ja nic nie mam przeciwko
technologii, przeciwnie. Z trzech jej celów g³Ã³wnych
162
Zau³ek pokory
(zdrowie i mutanty; gwiezdne wojny i zag³ada; rozryw-
ka, czyli pêd do l¿ejszego), wszystkie trzy wygra³y
w ma³piej bitwie o Swiat, czyli o jego przysz³oSæ. Samo-
napêdzaj¹ca siê, samozap³adniaj¹ca siê, niemal samo-
czynna technologia sta³a siê, z czasem i przestrzeni¹,
trzecim wymiarem naszego ¿ycia. Ale który to z filozo-
fów zapytywa³: raz, dwa, trzy, lecz gdzie, mój drogi Ty-
meuszu, jest ten Czwarty?
Tego Czwartego zwyk³o siê, od bardzo dawna, nazywaæ
z³ym imieniem Diab³a. Mrocznie, z wielkim powa¿a-
niem, z zabobonem, i ostro¿nie u¿ywamy jego Imienia.
Bowiem ciê¿ka czêSæ naszego mySlenia, gros naszego
zdumienia i szukania i pytania jest o Niego. Jego zasadê
jego istnienie?, jego oczywistoSci. Unde malum? Po co?
Dlaczego? Za czyim powodem? Gnostycy w ka¿dym
wierzeniu i ka¿dym sceptycyzmie ocieraj¹ siê o próg,
o wrota, granicê, pobrze¿e przepaSci, któr¹ On jest,
gdzie On siê w nas znajduje. Bo nie jest On zamkniê-
ty, zatrzaSniêty w ¿ywocie, wspó³twórca czy przeszka-
dzacz, po¿erca dusz, pan tajemnych zaSwiatów. Tama,
która ka¿e mi siê cofn¹æ przed upadkiem w jego prze-
paSæ, jest wol¹ zachowania Dobroci, czyli pozostania
w niezrozumieniu i niedoSwietleniu siebie Jego ciem-
nym blaskiem. Pisarz chce byæ Dobrym, i st¹d tyle ksi¹-
¿ek jest o dzieciñstwie, jakby na dowód, ¿e mo¿na.
7
£eb meduzy
dzieciñstwie ³eb meduzy ow³osiony by³ gêstym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]