[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A słuchałeś kiedyś muzyki z gramofonu na takim
sprzęcie? - zapytał młody Skubiszowski kierując swe pytanie
w stronÄ™ WÅ‚odarczyka.
- Nie, no i co z tego? - odparł Włodarczyk.
- A no właśnie. I tak nie usłyszałbyś różnicy bo za dużo
czasu spędzałeś na strzelnicy... - To miał być żart, lecz nikt się
nie zaśmiał. Od dawna było wiadomo, że między tymi dwoma
niebezpiecznie iskrzyło, więc lepiej było się nie wtrącać.
Włodarczyk zacisnął tylko wargi i udał, że nic nie usłyszał,
jakby rzeczywiście w swej przeszłości zbyt często posługiwał
siÄ™ bronÄ… palnÄ… i to wcale nie koniecznie na strzelnicy.
- Musimy coś z tym zrobić. Za dużo jest tego rodzaju
wpadek. Nie możemy przecież zabronić spotykać się dorosłym
facetom w prywatnych mieszkaniach i powiedzieć, że nam
system głupieje. Co najwyżej możemy im powiedzieć, że
sąsiedzi się skarżą i mają ich za homolubów. A jak tam
rzeczywiście będzie jakiś lewy facet i się jeszcze obrazi?
- Wiecie sami, że wielokrotnie pisaliśmy raporty w tej
sprawie. Z informatycznego punktu widzenia sprawa nie jest
taka prosta. Tych ludzi nic w ich profilach nie Å‚Ä…czy. I nagle -
bach. Trzeba byłoby rozbudować profile o nowe zmienne.
Tylko jakie? Bazy generują chyba wszystkie możliwe.
Pamiętacie pewnie sprawę dziewczyny podejrzanej
o prostytucję? Okazało się, że to wolontariuszka, która chodziła
po domach i zbierała datki na dom starców. Była w wielu
bogatych domach, więc kursowała nieregularnie i w co drugim
odnotowywała wpłaty na elektroniczne konto. Datki były
niemałe, domy bogate, a ona urodziwa - 21 lat. Znalazła się
więc na liście wyznaczonych do rutynowych badań lekarskich
prostytutek. Wierzcie mi, jej baza danych nie różniła się niczym
od co najmniej tuzina etatowych luksusowych prostytutek. Sam
widziałem. Problem nie tkwi w systemie, bo komputer nigdy
nie będzie wiedział wszystkiego, bo to tylko maszyna. Problem
tkwi w ludziach. Ktoś powinien te dane oceniać, brać je na
34
zdrowy rozsądek, a nie od razu wysyłać patrol czy przydzielić
zawodową klasyfikację. Za mało jest operacyjnej roboty
w starym stylu, a za dużo komputerów.
Tu Jan zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo, a jego
słowa mogą być odebrane jako krytyka polityki resortu. Musiał
więc pośpiesznie złagodzić swoją wypowiedz.
- Oczywiście bez technologii nie osiągnęlibyśmy
niczego, ale za bardzo jej ufamy. - ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej Jan - Gdyby
system był doskonały, my pewnie bylibyśmy już do niczego nie
potrzebni. A mam nadzieję, że tak nigdy się nie stanie. Poza
tym nie wiadomo, kiedy spotkanie paru świrów przerodzi się w
jakiś niezależny ruch społeczny. Nie wiadomo też, kiedy staną
się niebezpieczni. To w końcu my jesteśmy od tego, aby bunt
stłumić w zarodku lub pozwolić mu wzrosnąć, gdy nadejdzie
taka potrzeba. - po tych słowach był pewien, że nikt nie
odbierze jego monologu jako krytykÄ™ czegoÅ› lub kogokolwiek.
- Pawle, czy mamy jeszcze coś na tapecie? - zwrócił się
Jan stojącego obok podwładnego.
- Tak. Jeszcze trzy pudełka w przyszłym tygodniu.
Po tych słowach zapanowała cisza, a Jan zdał sobie
sprawę, że jego podnosząca morale przemowa była
niepotrzebna. Nikt nie lubił roboty z pudełkami. Gdyby nie ta
czynność, ich praca byłaby całkiem przyjemna i można byłoby
spijać bez problemu uroki władzy. Ale widzieli doskonale, że
bez tej roboty nigdy nie mogliby liczyć w Firmie na specjalne
przywileje i dodatki. Wyrwanie z odrętwienia przyniósł
dzwonek telefonu stojącego na biurku w głębi pokoju. Była to
wewnętrzna linia. Jeden ze stojących w pobliżu towarzyszy
Jana podniósł słuchawkę. Posłuchał chwilę i powiedział, że
przekaże wiadomość.
- Masz iść natychmiast na odprawę do  szefa
wszystkich szefów . Jest jakaś grubsza sprawa. Spotkanie jest
w dużej sali narad.
 Szefem wszystkich szefów nazywano prawdziwego
szefa instytucji, żartobliwie porównując go w ten sposób do
mafijnego bossa. Naprawdę nazywał się Czerwieniecki. Ale czy
w tej branży o kimś można powiedzieć, że nazywa się jakoś
35
naprawdę? Wielu z pracowników resortu zapomniało już dawno
swe prawdziwe nazwiska. W owym żartobliwym określeniu
było trochę prawdy. Prawdziwy szef nie miał nic wspólnego
z tym nominalnym. Prawdziwy szef działał z ukrycia, trochę jak
oni wszyscy i jak siedziba Firmy wolał być w cieniu, ukryty za
całym szpalerem puszących się figurantów. Gdy wzywał
kierowników niższych działów, zrywając w ten sposób na
chwilę kamuflaż pozorów, znaczyło to, że dzieje się coś
naprawdę poważnego. Jan błyskawicznie wstał z krzesła i bez
słowa udał się do łazienki, gdzie opłukiwał usta usiłując zabić
zapach alkoholu. Wiedział doskonale, że i tak nic to nie da. I tak
nikt nie wyczuje od niego alkoholu. Ludzie pod wpływem
gołdy tracą taką zdolność, a poranny drink to obyczaj nie tylko
w jego dziale.
Seria
 Do sklepu zoologicznego wchodzi gość i ogląda
siedzące w trzech klatkach papugi. Pierwsze dwie były piękne,
trzecia stara, brzydka i prawie łysa. Gdy zapytał sprzedawcę
o cenę, ten powiedział, że pierwsza kosztuje 100 dolarów, druga
200 a trzecia 500.
- Dlaczego? - Zdziwił się potencjalny klient.
- Pierwsza mówi po angielsku, a druga po angielsku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •