[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwisał drewniany model szkunera, długi na jakieś dwa metry. Domyśliłem się, że to kaplica
żeglarzy  widziałem podobne drewniane łodzie w wiejskich kościołach na normandzkim
wybrzeżu.
Podczas gdy ksiądz odprawiał nabożeństwo, mój wzrok wędrował wśród ludzi siedzących
z przodu. Jedynymi dziećmi była dwójka nastolatków i mniej więcej dwuletnia dziewczynka ssąca
kciuk. Nie było małego chłopca.
Siedziałem tam tylko kilka minut, kiedy drzwi za mną zaskrzypiały i na moją ławkę padł
wąski snop światła dziennego. Obejrzałem się przez ramię. W drzwiach stała jakaś postać. Kobieta
z urwiska. Wsunęła się na miejsce po drugiej stronie nawy. Jej twarz opromieniało światło
z wysokiego okna, ale kiedy na mnie spojrzała, jej oczy były ciemne jak atrament. Było to jedno
z tych dziwnych spojrzeń, które czasem wymienia dwoje nieznajomych, na ulicy czy w autobusie,
takie, które wyraża pewne porozumienie; to spojrzenie nie mówi, że się znają, ale że coś mogłoby
ich połączyć. Przypomniałem sobie, jak pochylała się nade mną na ścieżce niczym zjawa.
Wpatrywałem się w nią, myśląc o tym, że jest uderzająco piękna. Na głowie miała cienką
przezroczystą chustkę, związaną pod brodą i nasuniętą trochę na jeden policzek. Kiedy się
odwróciła i spojrzała przed siebie, przypomniałem sobie o siniaku.
Przed ołtarzem p%0ńre Caron wypowiedział ostatnie błogosławieństwo i wyszedł przez niskie
drzwi do zakrystii. Wierni wypowiedzieli ciche  amen , a szuranie towarzyszÄ…ce wstawaniu
z ławek było znakiem, że msza dobiegła końca. Rozległ się szept rozmów. Ktoś otworzył szeroko
drzwi, żeby wpuścić światło, i oślepiła mnie fala jasności. Siedziałem dalej, wystawiony na
zaciekawione spojrzenia wiernych, którzy kierowali się gęsiego do wyjścia. Minęli mnie Victor
i Linda z hotelu i skinęli mi z uśmiechem. Spuściłem wzrok, unikając obcych spojrzeń. Co oni
o mnie wiedzą? P%0ńre Caron pewnie odgadł, co się wydarzyło na urwisku, ale wątpię, żeby
plotkował. Z drugiej strony wcale go nie znam, a to w końcu mała wyspa. Moją obecność
z pewnością zauważono i komentowano.
Kiedy po chwili rozejrzałem się, byłem sam. Wstałem i skierowałem się do wyjścia.
Dopiero teraz zauważyłem obraz wiszący nad drzwiami. Zaciekawiony, podszedłem bliżej
i przyjrzałem mu się. Choć płótno nie było w dobrym stanie i wyraznie wymagało czyszczenia, dało
się dojrzeć, co przedstawia.
Dwie postacie w klasycznych strojach z bliżej nieokreślonej epoki przemierzały krajobraz.
Pierwsza szła kobieta, w jednej ręce trzymała lirę, drugą wyciągała do mężczyzny z tyłu, niemal
dotykając palcami jego również wyciągniętej dłoni. Za mężczyzną niewyrazna ciemna plama mogła
być gąszczem ciernistych krzewów lub wejściem do jaskini, albo po prostu fragmentem, który uległ
przebarwieniu.
Moją uwagę przykuł budynek w tle  ta sama kaplica, w której teraz stałem. Zdałem sobie
sprawę, że płótno przedstawia tę wyspę. Znakomity obraz stylem przypominał mi nieco Poussina,
ale był bardziej zamglony, bardziej atmosferyczny.
 To dzieło Davide a Asmodeusa.
P%0ńre Caron zbliżał się nawą, znów ubrany tak jak wtedy, gdy widziałem go pierwszy raz,
w granatową marynarkę, białą koszulę i miękki beret. W ręku trzymał tytoń i bibułki.
 Asmodeusa? Naprawdę?  Podszedłem jeszcze bliżej, żeby się przyjrzeć.
Ksiądz wskazał niewyrazny podpis w dolnym prawym rogu.
 Zna pan jego twórczość?
 Widziałem ten słynny obraz w Luwrze, Obrzędy wiosenne. Zdaje się, że Asmodeus umarł
młodo. Zostawił po sobie niewiele prac.  Cofnąłem się, żeby lepiej widzieć.  Jak ta się tutaj
znalazła?
 W tysiąc osiemset pięćdziesiątym ósmym roku Asmodeus został wygnany z Francji przez
Ludwika Napoleona za tak zwaną działalność wywrotową i wypłynął do Hiszpanii. Burza rzuciła
statek na La Mouche. Asmodeus spędził tu trzy miesiące, malując. Jedni mówią, że zakochał się
w tutejszym krajobrazie, inni, że pokochał kobietę. Bez względu na to, jaka była prawda, pozostał
tu ten obraz.
 Fascynujące. Czy to naprawdę może być oryginalny Asmodeus?
 Przed wojną przyjechał tu znawca, żeby zbadać dzieło. Nie doszedł do żadnych
ostatecznych wniosków, choć raczej powątpiewał w oryginalność podpisu. Ja lubię myśleć, że
obraz jest autentyczny.
 A jego temat?
 Znawca powiedział, że powinien nosić tytuł  Miłość i pielgrzym . Zdaje się, że na innym
płótnie o tej samej tematyce są podobne postacie.
 Trochę żal tych kwiatów  powiedziałem, wskazując odbarwione miejsce, w którym
werniks się zniszczył.  I tego fragmentu twarzy mężczyzny, gdzie spod pigmentu ukazywał się
gips. Przypuszczam, że to od morskiego powietrza. Kościół nie jest ogrzewany, prawda? To
tłumaczy, czemu płótno jest tak zniszczone. Przy nakładaniu werniksu musiała się dostać wilgoć.
Możliwe, że w tej części wokół twarzy nie było dość spoiwa. Artyście pewnie nigdy nie przyszło do
głowy, że obraz będzie wisiał w nieogrzewanym budynku tak blisko morza.
 Oczywiście, pan się zna na tych rzeczach, jest pan malarzem.  Ksiądz wskazał pudełko
z farbami, które trzymałem pod pachą.
 Właściwie nie. Już nie.
 Och. Nie przyjechał pan tu, żeby malować?
 Nie... czujÄ™ w tej chwili natchnienia.
Ksiądz milczał, skręcając papierosa.
 Jak się pan dziś miewa?  spytał, zapaliwszy go zapałką i zaciągnąwszy się.
 Znacznie lepiej, dziękuję. Niestety nie udało mi się znalezć swoich butów.
 To nic takiego. Proszę zatrzymać te.  Przyglądał mi się, zaciągając się papierosem. 
Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, pytał mnie pan o chłopca.
 Byłem oszołomiony  powiedziałem szybko.  Proszę zapomnieć o moich pytaniach.
Zdawało się, że chce pociągnąć temat, ale potem wzruszył lekko ramionami i powiedział:
 Nie da się na to nic poradzić?
Spojrzałem na niego ostro.
 Mówię o obrazie.
 Nie, zapewne nie. Ale degradacja będzie postępować. Naprawdę należałoby go odnowić.
 Może pan by to zrobił?
 Ja?
 Wygląda na to, że rozumie pan, w czym tkwi problem, i zna rozwiązanie.
Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową.
 Tu jest potrzebny zawodowy konserwator. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •