[ Pobierz całość w formacie PDF ]

masz zupełną rację co do Lorelei. A co do Rebeki zapewne tak samo!
Sir Henry poczuł niewiarygodną wprost ulgę.
- Cieszę się, że tak myślisz, Elizabeth.
- Ale przecież nasza Lorelei miała szansę wyjścia za wicehrabiego!
- Może i tak, lecz zamiast tego poślubi pułkownika i powinniśmy się z tego jeszcze
bardziej cieszyć. I, jak mi się zdaje, bardzo ją ucieszy zmiana twojego stanowiska. Idz do
niej zaraz.
Lady Tremaine delikatnie otarła oczy chusteczką, skinęła głową i ruszyła pospiesznie ku
schodom. Teraz nawet stąpała jakby pogodniej, z nutką zgryzliwości pomyślał sir Henry.
Nic nie mogło bardziej ucieszyć jego żony niż perspektywa weselnych wydatków!
- Słuchaj, Elizabeth... - odezwał się nagle. Lady Tremaine zamarła na schodach.
- Och, słucham?
- Może poprosilibyśmy księcia Dunbrooke o pomoc w odszukaniu Rebeki? Wyraznie ją
przecież lubił, kiedy był u mnie stajennym.
- Doprawdy, Henry, cóż za świetny pomysł przyszedł ci do głowy! - odparła uradowana.
Koń, którego pożyczył mu Raphael na podróż do Londynu, był wprawdzie ładny, ale tak
niemiłosiernie podrzucał, że Connor omal się nie rozchorował. Zwolnił więc tempo i
sięgnął po flaszkę z wodą, żałując, że nie pomyślał o zabraniu ze sobą whisky. Dzięki
niej łatwiej poradziłby sobie ze znużeniem.
Keighley Park, należny mu tytuł księcia Dunbrooke, Cordelia, Edelston, Rebeka -
wszystko mu zobojętniało. Gdyby mógł popłynąć z Londynu do Ameryki, nie dbałby o
nic. Zatraciłby się w dzikich, bezkresnych obszarach tamtego kraju. Tylko coś
potężniejszego od niego mogło złagodzić ból, jaki go trawił.
Obejrzał się za siebie. Pokusa, żeby tak zrobić, była zbyt silna, by mógł się jej oprzeć.
I o mało nie zmienił się w słup soli.
Na drodze coś się szybko poruszało, lecz o wiele za daleko, by mógł stwierdzić, czy to
jezdziec, czy też może po prostu pies albo jakiś piechur. Zawrócił konia, stanął i zaczął
się przyglądać.
Kiedy wreszcie zyskał całkowitą pewność, nie wyruszył jej naprzeciw. Chciał, aby sama
przebyła całą drogę. Zsiadł tylko z wierzchowca i czekał.
A wtedy zeskoczyła na ziemię i puściła się ku niemu pędem, mimo że cała była obolała
od galopu. Zamknął ją w mocnym uścisku, podniósł do góry i całował jej włosy, twarz,
szyję. Wdychał jej zapach, a ona oparła się o niego całym ciałem, zbyt zmęczona, żeby
stanąć prosto.
- Kocham ciÄ™, Connor.
- Ja ciebie także.
- Przepraszam, że cię zraniłam.
- To ci się udało. Ale nic więcej nie mów, bo ja też cię muszę przeprosić.
- Nie chciałam tego wszystkiego. Wcale nie myślę tak, jak mówiłam.
- Wiem, jednak za moje błędy zasłużyłem na nauczkę.
- Kochasz mnie?
- Kocham. I raz jeszcze przepraszam za wszystko. Wiesz chyba, że jesteś dla mnie całym
światem.
- Bądz wreszcie cicho! - zażądała, kładąc mu palec na wargach.
Ucałował ją z całej siły. Z wdzięczności.
- Gdzie teraz pojedziemy? - spytała, kiedy po pocałunku Connor podniósł głowę.
- Wszędzie, gdzie tylko chcesz. Do Ameryki. Do Indii. Do
Brighton.
- W takim razie jedzmy we wszystkie te trzy miejsca!
Całował delikatnie jej brwi, najpierw jedną, potem drugą. Przymknęła oczy. Przez
dłuższą chwilę stali, obejmując się, jakby chcieli się upewnić, że naprawdę są razem.
- Obawiam się, że będziemy musieli wrócić po Edelstona - powiedziała wreszcie Rebeka.
- Dlaczego?! - zdumiał się Connor i odstąpił gwałtownie w tył.
- Na drodze pobito go i obrabowano. Właśnie dlatego leży teraz u Cyganów. Powoli
wraca do zdrowia.
- Dlaczego dał się obrabować i pobić?
- Bez wątpienia dlatego, że jest Edelstonem. Connor westchnął.
24
Na główek głosił:  Droga cioteczko. Mam nadzieję, że ten list zastanie cię w dobrym
zdrowiu i nastroju. Wybacz, że znów ci zakłócam spokojne życie w Szkocji..."
Spokojne! Pomyślała z rozbawieniem lady Montgomery, słuchając, jak panna Honeywell
torturuje kolejny utwór na fortepianie.
 Muszę ci jednak donieść, że radykalnie zmieniłem moje plany i postanowiłem, że to ty
mnie odwiedzisz, a nie ja ciebie. Nie przyjadę do Szkocji, jak początkowo zamierzałem,
natomiast pragnąłbym zaprosić cię na tydzień do Londynu. Jak się zapewne domyślasz,
w ciągu kilku tygodni, jakie upłynęły od mojego listu, wiele się zmieniło. Wszystko
jednak skończyło się dobrze i zapewniam cię, że teraz jestem najszczęśliwszym
człowiekiem w całej Anglii. Z niecierpliwością czekam na twoją odpowiedz i opowiem
ci o wszystkim, gdy tylko siÄ™ zobaczymy.
Twój zawsze ci oddany Roarke Edward Connor Riordan Blackburn,
książę Dunbrooke"
Lady Montgomery przez dłuższą chwilę wpatrywała się w zamaszysty podpis na dole
arkusika, a potem ostrożnie dotknęła papieru. A więc Roarke zgłosił wreszcie pretensje
do tytułu? Skądinąd nie zdobył go przecież bezprawnie! Mimo to nie miała pewności,
czy istotnie jest teraz tak szczęśliwy, jak pisze. Był tylko jeden jedyny sposób, żeby się o
tym przekonać.
- Panno Honeywell...
Panna Honeywell uniosła dłonie znad klawiatury.
- SÅ‚ucham, lady Montgomery.
- Bardzo przepraszam, lecz oczekują mnie w Londynie i muszę się zaraz przygotować do
podróży. Wznowimy lekcje po moim powrocie.
Panna Honeywell, oniemiała ze zdumienia na samą myśl, że znana jej osoba jedzie do
tego wspaniałego miasta, kiwnęła bez słowa głową i potulnie wysunęła się z pokoju.
Któż mógł ją odwiedzić o takiej porze? Był wczesny ranek. Janet Gilhoody przygładziła
włosy i podbiegła do drzwi.
- Paczka dla pani - oznajmił jakiś chłopak.
Paczka? Czyżby od siostry z Irlandii? Mało prawdopodobne. %7ładna z jej krewnych nie
wyszła tak bogato za mąż, by jej starczało pieniędzy na nieoczekiwane prezenty.
- Kto cię wysłał, chłopcze? Nie będę ci miała czym zapłacić za fatygę.
- Proszę się nie martwić, wszystko zostało opłacone z góry. Mam też coś pani powtórzyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •