[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przystosowawcze umożliwiające im życie na Ziemi i zginęliby jak ryby wyrzucone na brzeg.
Szymek oczywiście rozumiał to wszystko, ale wcale nie cierpiał mniej z tego powodu.
We czwartek ojciec przyniósł straszną wiadomość. Profesor jest chory, nic poważnego, zwykłe
przeziębienie, ma jednak wysoką gorączkę i nie ma mowy o wyjezdzie na weekend. Piotrek zbladł.
Ojciec widząc rozpacz w jego oczach pocieszał go, że za tydzień profesor wydobrzeje i wtedy
będzie można pomyśleć o wspólnym wyjezdzie.
Ponurą wieść zakomunikował chłopiec kosmitom grobowym głosem. Zaległa długa, ciążąca jak
ołów cisza.
 Jest tylko jedno wyjście  powiedział Piotrek, gdy odrzucili już wszystkie szaleńcze warianty
podróży.
 Jakie?  ożywił się Ote.
 ZawiozÄ™ was autobusem.
 Rodzice nie pozwolą ci jechać samemu  wtrącił Szymek.
 PojadÄ™ bez pozwolenia.
 Wiesz, co robi mama, jak się ktoś spóznia  przypomniał Szymek.  Jesteś jeszcze za mały,
żeby jezdzić tak daleko autobusem.  Oni są jeszcze mniejsi i jeśli ich tam nie dostarczę, to w ogóle
ich nie będzie. Masz lepszy pomysł?
 Nie, nie mam, ale ty nie masz nawet pieniędzy na bilet  rozsądnie zauważył malec.
 Racja  przyznał Piotrek  o tym jeszcze nie pomyślałem.
94
 A ja pomyślałem. Rozwalimy glinianą świnię. Mama mówi, że w środku jest z pięćset złotych.
 Ja mam sto. Powinno wystarczyć na podróż w obie strony.
Szymek przyniósł z kuchni młotek i zdjął z półki glinianą skarbonkę. Drobniejsze sumy
wyciągał ze świni za pomocą noża. W środku było jednak kilka banknotów. Trochę mu jej było
szkoda. Miała więcej lat niż on i Piotrek razem wzięci. Westchnął i rąbnął młotkiem w środek
grzbietu. Skorupa dzwięknęła głucho i rozprysła się na kawałki.
Piotrek zacisnął kciuki. Kiedyś składano ofiary, żeby pozyskać bogów. Wyobraził sobie, że
gliniana świnia jest taką symboliczną ofiarą.
Uzbierali w sumie sześćset czterdzieści trzy złote. Piotrek wymienił w kiosku bilon na banknoty.
Obawiał się, że płacenie drobnymi może wzbudzić w kasie autobusowej podejrzenia. Był przecież
nieletni.
Planował, że pojedzie najwcześniejszym autobusem w sobotę, żeby nie tracić lekcji w piątek, ale
los sprzysiągł się, żeby podróż opóznić. Wszystkie bilety w kierunku Mrągowa na sobotę były już
wyprzedane.
 W takim razie proszÄ™ na piÄ…tek.
 Na piątek już nie sprzedajemy  kasjerka wskazała wywieszkę.  Może dostaniesz na dworcu,
ale raczej wątpię. Ludzie zaczynają jezdzić na grzyby.
 A czy sÄ… bilety na niedzielÄ™?
Długo szukała w wykazach.
 Mam jeszcze kilka miejsc na szóstą rano.
Z takiego obrotu sprawy zadowolony był tylko Szymek.
 Nie przejmujcie się. W domu będzie wam weselej niż w lesie  stwierdził beztrosko.
Kosmici rzeczywiście wyglądali na zmartwionych. Obawiali się, że przypadek może
pokrzyżować ich plany. Nie mieli jednak wyboru. Dwa dni poświęcili na staranne przygotowania
do podróży. Piotrek kupił dokładną mapę i wyrysował na niej trasę. Nie było to konieczne, wolał
być jednak przygotowany na każdą ewentualność. Kosmici uzupełniali zapasy energii.
Szymek zachęcony przez Nija zasiadł do pisania listu z pozdrowieniami dla dzieci z planety
Dalek. Językoznawca obiecał solennie, że list zostanie odczytany publicznie przed kamerami
trójwymiarowej telewizji i rozsławi Szymka na całą galaktykę. Chłopiec sapał i kręcił się w
krześle. Nie miał jeszcze dużej wprawy w samodzielnym formułowaniu zdań  nie chodził przecież
do szkoły, a zależało mu bardzo, żeby nie był to zwykły, zdawkowy list, lecz coś niezwykłego.
Bądz co bądz adresowany był do wielu milionów i miał być czytany w telewizji. Pisanie
pochłonęło go do tego stopnia, że przestał się martwić.
Problemy zaczęły się na samym wstępie. Nie miał pojęcia, na jaki zdecydować się nagłówek.
Najlepiej byłoby napisać:  Chłopaki , ale dziewczyny mogą się poczuć urażone.  Dzieci 
brzmiało nie tak, jak trzeba. Tymczasem napisał:  Dziewczyny i chłopaki , bo Piotrek poradził mu,
żeby dziewczyny umieścić na pierwszym miejscu.
 Jestem jeszcze mały . To było pierwsze zdanie, które zostało po namyśle skreślone. Szymek
nie wiedział, jak się pisze  jeszcze , a poza tym w porównaniu z tamtejszymi dziećmi był
ogromny.  Jestem duży , początkowo zdanie to miało brzmieć:  Jestem już duży , ale Szymek nie
wiedział, jak się pisze  już , więc wolał je opuścić, bo Piotrka nie było w pobliżu.  Mam 6 lat .
Skończone. Wymówił to słowo na głos, zanim je zapisał, a ponieważ nabawił się kataru,
zabrzmiało to:  skojczone i tak zostało zanotowane.  W polsce zimoł lepi się bauwany . [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •