[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W końcu wymamrotał:
Tak. Właśnie to.
Zatem przyjmij jedno do wiadomości odparła z pogardliwym uśmieszkiem, który
czynił ją piękniejszą i bardziej dumną niż jakakolwiek dziewczyna z Gargano. Przyjmij do
wiadomości, że nawet gdybyś miał pałac Cortuno, niczego byś nie dostał. Jestem więcej warta.
Hotel, dom, samochód, zbywam to jednym gestem. Słyszysz? Jestem więcej warta. Potrafisz to
zrozumieć, głupi kmiotku? Znacznie więcej. Ja chcę wszystkiego. I biorę wszystko.
Gdy skończyła mówić, obróciła się na pięcie i znikła, a Eliasz stał w miejscu, nie mogąc
pozbierać myśli. Już w tej chwili wiedział, że Maria Carminella stanie się jego obsesją.
Msza się skończyła i ostatni parafianie wychodzili grupkami. Eliasz czekał na placu
przed kościołem, smutny, przygarbiony. Kiedy proboszcz zagadnął go, czy wszystko
w porządku, a Eliasz nie odpowiedział, don Salvatore zaprosił go do siebie na szklaneczkę. Gdy
usiedli za stołem, ksiądz spytał:
Co siÄ™ dzieje?
I czekał na odpowiedz
Już nie mogę, don Salvatore odpowiedział Eliasz. Chyba oszaleję. Chcę& Sam nie
wiem. Robić coś innego. Zacząć nowe życie. Wyjechać stąd. Pozbyć się tej przeklętej trafiki.
A czy ktoś ci zabrania? zapytał proboszcz.
Wolność, don Salvatore. Trzeba być bogatym, żeby być wolnym odpowiedział
Eliasz, zdumiony, że don Salvatore tego nie rozumie.
Przestań się mazać, Eliaszu. Jeśli chcesz porzucić Montepuccio czy zacząć nie
wiadomo co, wystarczy sprzedać trafikę. Wiesz przecież, że dobrze na niej zarobicie.
To tak, jakbym zabił własną matkę.
Zostaw matkę w spokoju. Jeśli chcesz wyjechać, sprzedaj. A jeśli nie chcesz sprzedać,
przestań się żalić.
Proboszcz powiedział, co myśli, tonem, który podobał się tutejszym. Był bezpośredni,
surowy i nie oszczędzał nikogo.
Eliasz czuł, że nie da się ciągnąć tej rozmowy, jeśli nie wspomni o prawdziwym
problemie, o powodach, dla których przeklina niebo, o Marii Carminelli. Lecz nie chciał o tym
mówić. Zwłaszcza z don Salvatore. Głos proboszcza wyrwał go z zamyślenia.
Dopiero w ostatnim dniu życia człowiek może stwierdzić, czy był szczęśliwy
powiedział. Wcześniej każdy prowadzi swą łódz, najlepiej jak potrafi. Idz swoją drogą, Eliaszu.
To wszystko.
Drogą, która prowadzi donikąd wyszeptał Eliasz, nie przestając myśleć o Marii.
A, to co innego. To całkiem inna sprawa i jeśli temu nie przeciwdziałasz, sam będziesz
sobie winny.
Winny czego? Raczej przeklęty!
Winny, że nie doprowadziłeś swego życia tak daleko, jak mogłeś ciągnął don
Salvatore. Zapomnij o szczęściu. Zapomnij o losie. I przełam się, Eliaszu. Staraj się
z wszystkich sił. Do końca. Bo na razie niczego nie zrobiłeś.
Po tych słowach starzec pomarszczoną dłonią kalabryjskiego chłopa poklepał Eliasza po
ramieniu i oddalił się, zostawiając go samego. Eliasz wciąż rozmyślał nad tym wszystkim.
Proboszcz mówił prawdę. Przecież nic nie zrobił. Nic. Jego pierwszym prawdziwie męskim
czynem była wizyta u Gaetana i prośba o rękę Marii, ale nawet tam poszedł ze spuszczoną głową,
z góry pobity. Ksiądz miał rację. Eliasz niczego nie dokonał. I nadszedł czas, by się wreszcie
przełamać. Siedział sam na tarasie Da Pizzone . Machinalnie obracał łyżeczką w filiżance kawy
i przy każdym obrocie mruczał jak zahipnotyzowany: Maria, Maria, Maria&
Po rozmowie z don Salvatore Eliasz postanowił jeszcze raz spróbować szczęścia. Tak
czy owak, nie miał wyboru. Nie spał. z nikim nie rozmawiał. Wiedział, że jeśli nic się nie zmieni,
wystarczy miesiąc, a oszaleje zupełnie i skoczy z wysokości falezy do morza, które nie oddaje
ciał. Nie miał pojęcia, co zrobić, jak znalezć się z Marią sam na sam. Nie mógł się do niej
zbliżyć, ani na plaży, ani w kawiarni, zawsze była w towarzystwie. Postąpił więc tak, jak
postępują zabójcy czy ludzie zdesperowani, któregoś dnia zaczął ją śledzić, kiedy wracała
z zakupów. A gdy znalazła się w wąskiej uliczce starej części wioski, gdzie tu i ówdzie snuły się
tylko ospałe koty, zbliżył się szybko jak cień, chwycił ją za ramię i powiedział z obłędem w oku,
jakby miał gorączkę:
Mario&
Czego chcesz? ucięła krótko i nawet nie zadrżała, jak gdyby wyczuła jego obecność
za plecami.
Oschły ton jej głosu sprawił, że całkiem stracił głowę. Patrzył w ziemię, potem podniósł na nią
oczy. Była piękna jak na obrazku. Poczuł, że się czerwieni, to go rozwścieczyło. Była tak blisko.
Mógł jej dotknąć. Objąć. Lecz patrzyła tak, że czerwienił się i nie mógł wykrztusić słowa. Muszę
zacząć, powtarzał sobie w duchu. Przełam się. Trzeba wszystko powiedzieć. Jeśli zacznie drwić
ze mnie i przekomarzać się jak kot z myszą, trudno.
Mario. Dzisiaj chcę porozmawiać z tobą, nie z twoim ojcem. Masz rację. Byłem idiotą.
Powiedziałaś mi, że bierzesz wszystko. Pamiętasz? Tak właśnie powiedziałaś. Biorę wszystko.
Cóż, przyszedłem ci powiedzieć, że wszystko należy do ciebie. Daję ci wszystko. Choćby ostatni
grosz. Ale i to za mało. Inni mogą ci oferować więcej, bo nie jestem najbogatszy, ale nikt jak ja
nie da ci wszystkiego, co posiada. Nie chcę niczego dla siebie. Możesz wziąć wszystko.
Mówiąc to, zapalał się, a jego oczy się śmiały, lśniły chorym blaskiem, który czynił go
brzydkim. Maria stała wyprostowana. z niewzruszoną twarzą. Patrzyła na Eliasza, jakby chciała
przejrzeć go na wylot.
Rzeczywiście jesteś synem sklepikarzy powiedziała z pogardliwym uśmiechem.
Pieniądze. To wszystko, co masz do zaoferowania. Czy wyglądam na paczkę papierosów, że
próbujesz mnie kupić? Chcesz sobie kupić żonę. Tylko kurwy i kobiety z Mediolanu kupuje się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]