[ Pobierz całość w formacie PDF ]
międzygwiezdnej przestrzeni; one wciąż pozostają jakoś tymi samymi dziećmi. Dziesięć tysięcy lat,
dziesięć tysięcy planet, kwintyliony dzieci, a wszystkie znają ten wierszyk, wszystkie wykonuj ą
taniec. Opowieść i rytuał... one nie giną ze szczepem, nie zatrzymują się na granicy. Dzieci, które
nigdy nie spotkały się twarzą w twarz, które żyją tak daleko od siebie, że światło jednej gwiazdy
wciąż jeszcze nie dotarło do drugiej, należą do tej samej społeczności. Jesteśmy ludzmi, ponieważ
pokonaliśmy przestrzeń i czas. Pokonaliśmy barierę wiecznej ignorancji pomiędzy jednym
człowiekiem a drugim. Znalezliśmy sposób przelania moich wspomnień do twojego umysłu, a twoich
do mojego.
- Przecież odrzuciłeś już te idee, Leyelu. Język, społeczność i...
- Nie! Nie tylko język, nie tylko stada szympansów popiskujących do siebie. Historie,
definiujące społeczność epickie opowieści, mity uczące nas, jak funkcjonuje świat... Wykorzystujemy
je, by tworzyć siebie nawzajem. Staliśmy się innym gatunkiem, staliśmy się ludzmi, bo znalezliśmy
sposób wydłużenia ciąży poza macicę, sposób obdarowania każdego dziecka dziesiątkami tysięcy
rodziców, którzy nigdy się nie spotkali.
Leyel zamilkł, pochwycony w pułapkę niemożności znalezienia odpowiednich słów. Nie
potrafił przekazać tego, co widział w myślach. Jeśli do tej pory nie zrozumiały, nigdy tego nie pojmą.
- Tak - stwierdziła Zay. - Myślę, że indeksacja twojego tekstu była dobrym pomysłem.
Leyel westchnął i położył się na wznak.
- Nie warto było próbować.
- Wręcz przeciwnie. Udało ci się.
Deet pokręciła głową. Leyel wiedział, dlaczego - próbowała dać Zay znak, że nie powinna
uspokajać Leyela pochwałami.
- Nie uciszaj mnie, Deet. Wiem, co mówię. Może nie znam Leyela tak dobrze, jak ty, ale umiem
rozpoznać prawdę, kiedy ją usłyszę. W pewnym sensie, przypuszczam, Hari rozpoznawał ją
instynktownie. Dlatego upierał się przy tych dziecinnych holonagraniach, zmuszając nieszczęsnych
mieszkańców Terminusa, żeby co kilka lat znosili jego przemowy. W ten sposób nadal ich tworzy,
pozostaje żywy wśród nich. Dzięki temu mają wrażenie, że ich życie ma jakiś cel poza nimi samymi.
Historia mityczna i epicka równocześnie... Wszyscy oni noszą w sobie cząstkę Hariego Seldona, tak
jak dzieci aż do grobu noszą w sobie cząstkę rodziców.
Z początku Leyel zrozumiał tylko, że Hari Seldon pochwaliłby jego przemyślenia o początku
człowieka. Potem uświadomił sobie, że w słowach Zay było coś więcej niż tylko pochwała.
- Znałaś Hariego Seldona?
- Trochę - potwierdziła Zay.
- Albo mu powiesz, albo nic nie mów - wtrąciła Deet. - Nie możesz doprowadzić go tak daleko
i zostawić.
- Znałam Hariego tak, jak ty znasz Deet - powiedziała Zay.
- Nie - zaprotestował Leyel. - Wspomniałby o tobie.
- Doprawdy? Nigdy nie mówił o swoich studentach.
- Miał tysiące studentów.
- Wiem, Leyelu. Widziałam, jak wypełniają sale wykładowe i słuchają drobnych odprysków
psychohistorii, których nauczał. Ale potem odchodził do biblioteki, do pokoju, gdzie bezpieczni
nigdy nie zaglądają, gdzie mógł mówić to, czego bezpieczni nigdy nie usłyszeli. Tam nauczał swoich
prawdziwych studentów. To jedyne miejsce, gdzie nauka psychohistorii wciąż żyje, gdzie pomysły
Deet na temat formowania społeczności znajdują zastosowanie, gdzie twoja wizja początku
człowieczeństwa będzie kształtowała nasze obliczenia przez najbliższy tysiąc lat.
Leyel słuchał w oszołomieniu.
- W Bibliotece Imperialnej? Hari miał swoją uczelnię w bibliotece?
- A gdzie indziej? W końcu musiał nas zostawić, kiedy nadszedł czas, by publicznie ogłosić
przepowiednie upadku Imperium. Wtedy bezpieczni zaczęli obserwować go na poważnie, a że nie
chciał pozwolić, by nas wykryli, nigdy już tu nie powrócił. To najstraszniejsze, co nam się
przydarzyło. Jakby umarł dla nas, długie lata przed śmiercią ciała. Był częścią nas, Leyelu, tak jak ty
i Deet jesteście cząstkami siebie nawzajem. Ona wie. Przyłączyła się do nas przed jego odejściem.
To go zabolało. Tak wielka tajemnica, a on nie został dopuszczony.
- Dlaczego Deet, a nie ja?
- Nie rozumiesz, Leyelu? Najważniejsze było przetrwanie naszej małej społeczności. Dopóki
byłeś Leyelem Forską, władcą jednej z największych fortun Imperium, nie mogłeś do nas należeć.
Sprowokowałbyś zbyt wiele komentarzy, ściągnąłbyś na nas uwagę. Deet mogła przyjść, ponieważ
przewodniczący Chen nie dbał o to, co robi. Nigdy poważnie nie traktował małżonek. To jeden z
dowodów, że jest głupcem.
- Ale Hari zawsze planował, że zostaniesz jednym z nas - wtrąciła Deet. - Najbardziej się
obawiał, że rozgniewasz się i siłą dołączysz do Pierwszej Fundacji. Twoją rolę widział w naszej. W
Drugiej Fundacji.
Leyel przypomniał sobie swoją ostatnią rozmowę z Harim. Nie pamiętał: czy Hari
kiedykolwiek go okłamał? Powiedział, że Deet nie może lecieć na Terminusa, ale teraz słowa te
nabrały całkiem innego znaczenia. Chytry lis! Ani razu nie skłamał, ale też nie powiedział prawdy.
- Nie było to łatwe - podjęła Zay. - Musieliśmy zachęcić cię do sprowokowania Chena. Nie za
bardzo, żeby nie kazał cię uwięzić albo zabić, ale dostatecznie, żeby odebrał ci majątek i zapomniał
o tobie.
- Wy to sprawiliście?
- Nie, nie, Leyelu. To i tak by się stało, ponieważ jesteś, kim jesteś, a Chen też jest tym, kim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]