[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kontroluje te umysły, które dobrze zna. Najłatwiej, będzie mu zapanować nad An-
gelem. Ale również nad Reck, Ruinem i nade mną. Trzymał nas w garści tyle razy,
że zna ścieżki naszych umysłów równie dobrze, jak geblingi tunele w Spękanej
Skale. Musimy skoncentrować wysiłki, by mu się przeciwstawić. Ale on nie zna
ciebie, Willu, ani ciebie, Sken. Nie w taki sposób jak nas. Will potrafi stawić mu
opór, a Sken  wybacz te słowa  widocznie nie ceni cię wysoko, skoro nie
zawołał cię wcześniej. Więc musisz wejść na końcu i stanąć za nami. Powstrzy-
mać geblingi przed ucieczką, zmusić je, by zmierzyły się z Nieglizdawcem, użyły
całej swej siły i zabiły go. A wreszcie, jeśli im się nie uda, będziesz musiała zabić
mnie, nim wydam na świat dzieci Nieglizdawca.
 Nie jestem taką bohaterką  odparła Sken.
 Nie przybyliśmy tu popisywać się naszą odwagą  stwierdziła Patience.
 Naszym zadaniem jest morderstwo. Zmierć Nieglizdawca, jeśli nam się uda.
Moja, jeśli się nie powiedzie.
 Geblingi, jeśli tylko będą mogły, zaczną od zamordowania ciebie  po-
wiedział Angel.  To najprostszy sposób, by zapobiec narodzeniu się jego dzieci.
Nim postawisz krok w jego pieczarze, otrzymasz od Reck strzałę. Nie możesz im
ufać.
 Jeszcze ty, Angelu, mój nauczycielu, mój przyjacielu, mój ojcze  mówiła
dalej Patience.  Jak mogę cię zostawić za plecami, skoro wystarczy jedna myśl
214
Nieglizdawca, byś go posłuchał.
Zarzuciła mu pętlę na szyję, przesunęła ją szybko i lekko. Delikatnie pocią-
gnęła. Na szyi pojawiła się obręcz z krwi. Twarz Angela przez chwilę wyrażała
zdziwienie, a może również i wdzięczność. Potem runął na krzesło. Patience po-
chyliła się nad nim i precyzyjnym ruchem zdjęła pętlę. Pozostali odwrócili się,
by dać jej chwilę na odreagowanie tej strasznej chwili. Zrobiła to, co konieczne,
nie zepchnęła swego okropnego, straszliwego obowiązku na nikogo innego. Oto
prawdziwa heptarchini, wszyscy to widzieli.
 Tak mi przykro  powiedział Strings.  Tak bardzo przykro. Był dobry.
I chciał zabić Nieglizdawca, naprawdę chciał.
 Wystarczy  skwitował Will.  Już po wszystkim.
 Woła mnie  jęknęła Patience.  To jest ponad moje siły.
 Widzisz, heptarchini  powiedział Ruin  jeśli już o tym mowa, to naj-
mniej możemy polegać na tobie.
 Teraz idę  szepnęła Patience.
 On zna ścieżki jej umysłu nie gorzej niż myśli Angela, lecz ona bardziej go
obchodzi. Może zrobić z nią wszystko, co zechce. A jednak to ona układa nasze
plany.
Patience podeszła do drzwi.
 Teraz  powiedziała. Otworzyła je i wyszła na oświetlony księżycem
śnieg. Wiatr unosił za nią biały obłok, który niczym tchórzliwy cień umykał do
ciepłego pokoju. Will zdjął lampę ze ściany i ruszył za nią, potem szli Ruin i Reck,
a Sken tuż za nimi. Kobieta była pełna entuzjazmu.
 Teraz wreszcie zobaczÄ™, jak wyglÄ…da Nieglizdawiec.
Inni nie zwracali na nią uwagi. Will trzymał Patience za ramię. Wyrywała się
z jego uścisku, próbując biec do swego przeznaczenia.
 Powoli, spokojnie  szeptał Will.  Teraz już cię nie opuszczę, lady Pa-
tience. Pamiętaj, że to, co teraz czujesz, nie pochodzi od ciebie. Stawimy mu czoło
wszyscy razem. Nie jesteÅ› sama.
Zbliżyli się do wejścia do jaskini.
 Idę  powtórzyła Patience.
W Domu MÄ…drych staruszkowie budzili siÄ™, ziewali i przeciÄ…gali. Jeden z nich
pochylił się nad ciałem Angela.
 Co za paskudne cięcie  powiedział i zajął się więzami. Angel otworzył
oczy. Potem usiadł i delikatnie dotknął karku.
 O mało nie przecięła za głęboko. O mały włos.
 Dlaczego spałeś?  zapytał mężczyzna, który go rozwiązał.
 Już czas  mruknął Angel.  I teraz on już ją ma. Podniósł się i gwałtow-
nie rozchylił poły płaszcza, odkrywając trzy noże.
 Co siÄ™ dzieje?
215
 Zobaczycie  odparł Angel.  Zobaczycie. A potem dodał cicho do ko-
goś, kto nie mógł usłyszeć jego słów.  Możesz sobie mnie teraz wzywać. Nad-
chodzÄ™.
Rozdział 18
MIEJSCE NARODZIN
Kiedy weszli do jaskini zaczęło właśnie świtać, na wschodzie pojaśniało nie-
bo. Nie czekali na wzejście słońca. Teraz ich światłem miał być blask latarni.
Patience prowadziła, Will trzymał jej rękę w stalowym uścisku. Szli koryta-
rzem skalnym cały czas w górę, a pod ich nogi spływał lodowaty strumień. Zciany,
podobnie jak podłogę, pokrywała szadz. Coraz trudniej było im iść. Zlizgali się po
skutej lodem ziemi, a stopy kostniały im w strumieniach. Po pół godzinie dotarli
do złotych drzwi. Były to tylko drewniane deski, kiedyś pomalowane na żółto.
Drzwi nie miały zamka. Ani klamki. Zarówno na deskach, jak i na pokrytej lo-
dem skale wyryto kilkanaście imion. Drzwi mogły mieć najwyżej sto lat. Imiona
na skale przetrwały ze trzy tysiące lat.
Patience była teraz spokojniejsza. Idąc w stronę Nieglizdawca odczuwała ulgę
i bardziej panowała nad sobą. Drzwi stanowiły ostatnią barierę pomiędzy nimi.
I chociaż straszliwie pragnęła znalezć się po ich drugiej stronie, czuła jednocze-
śnie cień rozpaczliwego pragnienia, by pozostały zamknięte.
 Opieraj się mu tak mocno, jak tylko możesz  powiedział Ruin.  Idz tak
wolno, jak tylko zdołasz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •