[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z złotowłosą kobietą. Nie wiedział skąd, ale pewny był że imię jej to Aina. Usłyszał, że
chciano ją zabić co bardzo go zaniepokoiło.  A może ona chciała zabić mnie? 
pomyślał. Znów postać zrobiła ruch ręka i zobaczył siebie, lecz w zupełnie innym
miejscu. Widział, jak poszedł do Magaty, całując ją namiętnie w jej rozpalone czerwone
usta.
Poczuł się dziwnie, lecz jakby to było wspomnienie. Potem on odszedł i powiedziała
cicho do siebie:  Przepraszam... Musze to zrobić... . Rozpłakała się chowając twarz
w dłoniach.
Chwilę pózniej podbiegła do niej Aina pocieszając ją. Magata dała jej znak mówiąc:
 Rób co trzeba... . Sześciooki Thrill znów zmienił scenerie tego snu na jawie. Pojawił się
na jakieś planecie niedaleko jakiejś góry. Ze środka wychodziły istoty o trzech rogach
i trzech żółtych ślepiach. Posiadały dwie pary rąk, cztery odnóża i trzy niby macki, które
nie wiadomo było do czego służą. W dłoniach trzymały broń, dziwnego nieznanego mu
kształtu ani pochodzenia, ale był pewien, że na pewno była śmiercionośna. Spojrzał
w górę... Dostrzegł statki które pamiętał z poprzedniego snu... Dostrzegł napis:
 Norcoloh Idej, Norcoloh Htis .
Znów sceneria się zmieniła i ponownie ujrzał kobietę tym razem leżącą na ziemi bez
życia.
 Po co mi to pokazujesz?? po co?!  krzyknÄ…Å‚.
Nagle ocknął się w porcie przed statkiem Akinomy. Nie wiedział, jak ani dlaczego
się tu właśnie znalazł. Zdecydował się pózniej przejść do miejsca, które zwróci mu jego
przeszłość.
Wszedł do środka, lecz kobiety nie było co go zdziwiło, wiec od razu zawrócił.
Pewnie poszła się spotkać z tym biznesmenem, o którym mówił mu Pollus. Nie wiedział
jednak gdzie mógł ją znalezć. Zdecydował się poszukać jakiś wskazówek wewnątrz
statku. Przeszukał cały statek i potem usiadł cały zrezygnowany.  Jaka ona jest dziwna...
Mogła zostawić jakąś wiadomość  pomyślał. Nagle coś przykuło jego uwagę,
a mianowicie komputer po jego lewej stronie. Chciał go uruchomić, lecz poczuł nagły ból
głowy i ogarnęła go ciemność...
Senator Haln będący także generałem przechadzał się po statku rozmyślając nad tym
co tu się działo. Doszły go już pierwsze raporty, że cała planeta była zrównana z ziemią
i nie znaleziono śladu żadnej żywej istoty. Nagle wbiegł jeden z jego oficerów wyraznie
podniecony.
 Co się stało?  spytał zaciekawiony Generał.
 Panie Generale... Znalezliśmy ocalałego na planecie... Jednego człowieka...
a ściślej mówiąc młodego chłopca. Dostałem przed chwilą wiadomość właśnie z planety,
jest on jak na razie strasznie przerażony i w wielkim szoku, ale wiozą go tutaj.
 Znakomita nowina. Może dowiemy się co tu tak naprawdę się stało!  krzyknął
entuzjastycznie.
 Całkiem możliwe. Jednak sądzimy ze już nikogo żywego nie odnajdziemy.
Niestety Panie Generale... Pełno martwych ciał, lecz nikogo żywego.
 Możesz odejść! Powiadom mnie jak tylko chłopiec zostanie przywieziony na
statek.
 Tak jest.
Mężczyzna wyszedł zostawiając Generała.  Ciekawe... Bardzo ciekawe  pomyślał.
Po jakiejś godzinie oficer powrócił z wiadomością, że chłopak znajduje się
w ambulatorium.
Czym prędzej wręcz tam pobiegli, targani wielką ciekawością. W końcu dotarli do
ambulatorium, gdzie droidy medyczne już udzielały pomocy chłopcu który był strasznie
pokaleczony.
 Witaj chłopcze, powiesz nam co się stało na tej planecie?  rzekł najmilej jak
potrafił senator Haln.
 Ja... to... te potwory... zabiły...
 Jakie potwory??
 Trzy żółte oczy... broń... huczące słowa w głowie każdego mieszkańca który za
chwile miał umrzeć...  chłopak rozpłakał się.
 Spokojnie dzieciaku...  pocieszał Haln.
 Czy wiesz kim oni byli, albo skÄ…d pochodzili, cokolwiek??
 Nie wiem... Oni... Mówili ze chcą:  Norcloh Idej, Norcoloh Htis ... Nie rozumiem
co to oznacza...
 Dobrze odpoczywaj pózniej jeszcze porozmawiamy...
Zostawili chłopca i udali się na naradę najwyższych oficerów i dowódców innych
okrętów.
Sytuacja była poważniejsza niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Z jednej strony
groził Republice rozłam ze strony separatystów, a tu teraz takie zdarzenie... Stare
Koreliańskie powiedzenie mówiło:  Jak coś już zaczyna upadać to pociąga za sobą
wszystko inne ...
Szunaj szczerze się bał, wiedział, że zaraz się spotka z jedną z istot, która wzbudza
lęk wielu innych w galaktyce. Praktycznie nie wiedział, kim jest i jak się nazywał jednak
znał tylko nazwę organizacji jaką prowadził. Otóż nazywała się ona  Czarne Słońce
i nie wchodziła jak na razie tylko w konflikty z Huttami. Miał za chwilę się spotkać z jej
przywódcą na jego statku. Szedł w towarzystwie wielu ochroniarzy, którzy nie wyglądali
na ugodowych ani zdatnych na przekupstwo. Stanęli przed wejściem do pomieszczeniu,
a jeden z nich zapukał do środka i po tym od razu weszli do środka. Zobaczył wysoką
postać o zielonkawym kolorze skóry i oszczędnej fryzurze w formie czarnej kity z tyłu
głowy. Spojrzał na niego posępnie i wskazał miejsca przed nim, żeby usiadł.
 Chciałeś się ze mną widzieć Książe?  spytał drżącym głosem Szunaj  Tak...
 Czym sobie zasłużyłem na taki zaszczyt?
 Wtrąciłeś się do moich interesów...
 Ja?? Nie... to jakieś nieporozumienie... ja... nic...to... znaczy... to kłamstwo...
 Zmiesz nazywać mnie kłamcą?  zaczął spokojnie i pewnie.
 Jakże bym śmiał... ja...
 Belkadan... może to ci odświeży pamięć?
 Ja... nadal nie wiem... jak?  Szunaj nie wiedział co powiedzieć.
 Trudno...  rozpoczął wstając i okrążając stół w kierunku Szunaja  nie powinieneś
mieszać się w nie swoje sprawy... to popsuło moje plany...
 Ja naprawdę nie chciałem... Przepraszam... tłumaczył się.
 Mój drogi Szunaju... Chce żebyś wiedział ze jestem łaskawy... przeprosiny
przyjęte...
 rzekł i było słychać odgłos łamanego karku. Szunaj nie żywy legł na fotelu.
 Straże zabrać go... wyrzućcie go gdzieś  rozkazał.
Straże weszły, sprawnie i szybko zabrały trupa Zanieśli go do śluzy i wyrzucili
w nicość kosmos...
Kreth Malwil dolatywał do Revost powoli i pewnie. Miał za zadanie dowiedzieć się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •