[ Pobierz całość w formacie PDF ]
narodziło się normalnie. Jednakże po przybyciu lekarza
rozwiązanie nastąpiło szybko. Niezwłocznie przekazano
Wystonowi wieść o przyjściu na świat wnuczki.
Dziewczynka! Och, jakże przypominało mu to Cecylię! Drżał,
czy jego córkę nie spotka ten sam los, co jego żonę, ale lekarz,
stary przyjaciel, zapewnił go o mocnej konstrukcji Ady.
Wystonowi nie sprawiło trudności przyjęcie z otwartym
sercem wnuczki, natomiast Aberdeen okazało się mniej
wielkoduszne, zmuszając Adę do przejścia na prawie
pustelniczy tryb życia. Początkowe parę próbnych wizyt z
dzieckiem w kościele zostało powitane ironicznymi
spojrzeniami i ogólnymi szeptami, tak, że Ada przestała na
dobrą sprawę opuszczać majątek. Pastor oświadczył, że nie
może ochrzcić niemowlęcia, w rezultacie czego McGrathowie
zerwali więzi z parafią. Wystonowi, człowiekowi
konwencjonalnej wiary, przysporzyło to wielkiego bólu, na
Adzie natomiast nie zrobiło to specjalnego wrażenia.
Pochłaniało ją dziecko, śliczne z maciupkimi rączkami i
nóżkami. Leżało w plecionej kołysce pod fortepianem, kiedy
grała, zazwyczaj naciskając pedał jedną nogą, a kołyskę
bujajÄ…c drugÄ….
Zledzenie, jak dziecko rośnie, sprawiało jej wielką radość.
Sama szybko wróciła do sił i nie odczuwała w nowym życiu
pustki. Czasami jednak cierpiała nocami na bezsenność, nie
związaną z potrzebami niemowlęcia. Myślała wówczas o
Delwarze Hausslerze, rozpamiętywała jego pieszczoty.
Ucieczką wykazał, że jest tchórzem. Zastanawiała się, czy
wszyscy mężczyzni w obliczu niepożądanych konsekwencji
zachowują się podobnie. Nie miała mu za złe, że nie poprosił
o jej rękę, nie bolało jej już nawet, że do niej nie napisał czy
choćby nie zostawił liściku z wyjaśnieniem, dlaczego
odchodzi. Nadal tęskniła jednak do jego gry, pragnęła móc
znów siedzieć obok niego i móc go słuchać.
Mijały lata, Flora rosła, Ada osiągnęła pełną dojrzałość.
Wyston ponownie odwlekał z miesiąca na miesiąc
nieuniknioną wizytę swoich niezamężnych sióstr, Patrycji i
Ethel, bojąc się ich dociekań i niechybnego potępienia. W
Aberdeen, jak w każdym mieście, nadal strzępiono sobie
języki. Brak wiarygodnych informacji wzmagał fantastyczne
plotki, jak wiatr podsyca żarłoczny ogień. Pewnego razu, gdy
Flora miała siedem lat, Ada wybrała się z nią do miasta w
poszukiwaniu prezentu urodzinowego dla Wystona. Ni stÄ…d, ni
zowąd zastąpiła im z obłudnym okrzykiem drogę jakaś
jejmość i w chrześcijańskim oburzeniu splunęła przed nie na
trotuar.
Usłyszawszy o tym, Wyston powziął myśl, by umieścić w
prasie kolonialnej inserat matrymonialny dotyczący córki i
wnuczki. Ta właśnie notatka wpadła w oko Alisdairowi
Stewartowi o wiele tysięcy mil od Aberdeen, w Nowej
Zelandii, tropikalnym zwierciadle Wielkiej Brytanii, i
doprowadziła do wyprawienia Ady McGrath w daleką drogę
na spotkanie z nim.
Ada, ubrana do drogi, lecz jakby znowu w lunatycznym
śnie, wyszła z domu Alisdaira Stewarta w świetle poranka. Jej
umysł nie był ciągle w stanie objąć wszystkiego, co się
wydarzyło. Maorysi wynosili jej kufry i walizy. W drzwiach
stały ciotka Morag i Nessie, wzburzone i zgorszone
straszliwym obrotem spraw.
- Boże, mój Boże! - mamrotała pod nosem Morag.
W głębi duszy były w gruncie rzeczy rade, że Ada
odjeżdża. Alisdair nie będzie już nigdy taki jak kiedyś. Ta
kobieta skrzywdziła go i okaleczyła w jakiś sposób - co do
tego nie miały wątpliwości.
Ada nie przejmowała się, co sobie myślą ciotka Morag i
Nessie. Sama została dostatecznie okaleczona. Wyszła
ostrożnie z domu, mrużąc oczy, jakby od tygodni nie oglądała
światła dziennego. Flora czekała z George'em, oboje
odświętnie ubrani. Flora miała zawiązany pod brodą niebieski
czepeczek, George był w granatowym surducie. Obejmował
Florę opiekuńczym ramieniem. Dziewczynka, przejęta
dreszczem na widok ręki matki na temblaku, trzymała się jego
nogawki. Alisdair Stewart gdzieś przepadł. Adzie, ubranej na
czarno, jakby była w żałobie, wymykały się spod czepka
rozpuszczone włosy - nie mogła ich zapleść okaleczoną ręką,
zresztą przestała o to dbać. Maorysi, zerkając na Adę,
wymienili między sobą uwagi, pakeha milczeli.
Na długim szlaku prowadzącym do plaży, przez wysokie
konary drzew kauri prześwitywało słońce. George odciągnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]