[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chwilami nie byłam w stanie określić, co myśli. Teraz właśnie był taki moment. Może miękł
wobec skruchy ojca, a może wręcz przeciwnie, miał ochotę go zamordować. W tej chwili
stawiałabym na to drugie.
 Proszę cię, Tolliverze, daj mi jeszcze jedną szansę  zaklinał Matthew.
Milczenie przedłużało się, aż wreszcie przerwał je Mark.
 Pamiętasz, Tol, jak zachorowała Gracie? Miała wtedy może ze cztery miesiące i tata
zabrał ją do szpitala. To było tak dawno, że prawie zapomniałem. Mogłem mieć, ja wiem, może
z piętnaście lat. Byłem strasznie skrępowany, że mam tak małą siostrzyczkę, bo to oznaczało,
że moi rodzice uprawiają seks.
Zadziwiające, że coś takiego może jeszcze wprawiać w zakłopotanie w tym wieku.
W tamtym czasie wiedziałam już sporo o dzieciach, bo zajmowaliśmy się Mariellą. Pierwszą
naszą siostrzyczką matka nawet starała się opiekować, w każdym razie w podstawowym
zakresie. Dzięki temu byliśmy w stanie chodzić normalnie do szkoły. Gracie urodziła się z
niedowagą, słaba, więc coś takiego nie wchodziło w grę. Nie mam pojęcia, czemu opieka
społeczna nie zabrała jej zaraz po porodzie. W duchu modliliśmy się o to. Liczyliśmy też, że
matka w chwili przebłysku wykaże się rozsądkiem i odda ją do adopcji.
Niestety, ani jedno, ani drugie nie nastąpiło. Musieliśmy więc radzić sobie sami. Cameron i ja
zatrudniałyśmy się na zmianę jako opiekunki, chłopcy dorabiali dorywczo, czasem nawet
Matthew coś dorzucał, dzięki czemu mogliśmy na te parę godzin oddawać dziewczynki do
żłobka.
Po jakimś czasie Gracie, która od początku miała problemy z płucami, zaczęła chorować
jeszcze bardziej. Nie pamiętam dokładnie wszystkich okoliczności prócz tego, że strasznie się
bałam. Matthew zrobił na nas wrażenie, zawożąc ją do szpitala.
 Chcesz powiedzieć  odezwał się wreszcie Tolliver  że mam wybaczyć ojcu wszystko, bo
raz, jeden jedyny raz zachował się tak, jak powinien?
Odetchnęłam z ulgą. Nie dał się zwieść.
 Ech, Tolliverze.  Matthew potrząsnął głową z wypisanym na twarzy wielkimi literami
rozżaleniem.  Staram się wytrwać w trzezwości. Nie odwracaj się ode mnie.
Wiele mnie kosztowało, żeby ugryzć się w język, ale duma z siebie wynagrodziła mi wysiłek.
Na sekundę serce podeszło mi do gardła, bo wydało mi się, że ujrzałam oznaki łagodnienia na
obliczu Tollivera.
 Do widzenia, Mark. Tato, dziękuję, że przyszliście mnie odwiedzić  zakończył rozmowę
Tolliver, a mnie wyrwało się ciche westchnienie ulgi.
Goście popatrzyli po sobie, a potem na mnie. Najwyrazniej oczekiwali, że jednak wyjdę. Ale
trwałam przy swoim. Po chwili zrozumieli, że nic nie wskórają.
 Harper, jeśli będziesz potrzebowała pomocy przy przewożeniu Tollivera do hotelu,
zadzwoń do Marka i zostaw wiadomość. Możesz na nas liczyć.
Skinęłam głową.
 Przykro mi, że nie możemy się razem&  głos Marka załamał się z żalu.  Jezu, żałuję, że
nie jesteście w stanie wybaczyć i zapomnieć.
Niewiarygodne. Zabrakło mi słów, żeby odpowiedzieć bratu, ale znalazłam kilka
przeznaczonych dla Matthew.
 Twoje postępowanie było dla mnie lekcją życia. Nie nienawidzę cię, ale nie zamierzam
niczego zapominać. To byłoby bardzo, bardzo głupie.
Matthew spojrzał mi prosto w oczy i przez moment widziałam na jego twarzy niekłamaną
niechęć. Szybko jednak przybrał na powrót maskę skruchy.
 Bardzo mi przykro, że tak uważasz, Harper  rzekł bez zająknienia.  Będę się za ciebie
modlił, synu.
Tolliver popatrzył na niego w milczeniu. Mark i Matthew odwrócili się i wyszli.
 Nienawidzi mnie  odezwałam się po chwili.
 Nie wiem, czy przypadkiem nie żywi tego samego uczucia wobec mnie  westchnął Tolliver.
 Jeśli spadnę ze schodów, nie dzwoń do nich. Kocham brata, ale jest zupełnie pod wpływem
ojca. Za grosz mu nie ufam.
ROZDZIAA DWUNASTY
Szpital opuściłam po zmroku. Przez jakiś czas jezdziłam w kółko, upewniając się, że nikt
mnie nie śledzi. Sytuacja, że ktoś może to robić, była dla mnie taką nowością, że pewnie nie
zauważyłabym, gdyby nawet siedziało mi na ogonie i pięć samochodów, ale bardzo się starałam.
Zaparkowałam w pobliżu wejścia do hotelu, a drogę do drzwi pokonałam biegiem. Dotarłszy na
piętro, odczekałam z wejściem do pokoju, póki nie nabrałam pewności, że jestem sama na
korytarzu.
Wypakowałam parę rzeczy i zrobiłam niewielkie prasowanie, po czym sięgnęłam do torby
Tollivera, żeby wybrać coś wygodnego na wyjście ze szpitala. Koszulki wkładane przez głowę
odpadały ze względu na ranę ramienia, zdecydowałam się więc na sportową koszulę i dżinsy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •