[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Bo przekroczyliśmy trzydziestkę? Może doszedł do wniosku,
że w tym okresie naszego życia coś jest nam potrzebne?
Oparła obie dłonie nad jego sercem i popatrzyła mu w twarz.
- No i? Tobie coś było potrzebne?
-Tak - odpowiedział bezwiednie. - Potrzebowałem ciebie.
105
RS
To nie były przemyślane słowa. Tylko po prostu prawda.
Cholera.
Nadszedł świt, a Luke nie mógł zasnąć. Zupełnie jak dawniej,
zanim przyjechał nad jezioro Tahoe, kiedy cały czas żył na
najwyższych obrotach. Wtedy ciągle napędzała go praca, zarabianie
pieniędzy i udowadnianie sobie, że potrafi osiągnąć sukces, nie
potrzebując wsparcia od nikogo ani od niczego. Teraz, przez całą tę
długą noc, rozmyślał o swoim bracie Matcie i o swojej kochance
Lauren.
Zostawił ją śpiącą w łóżku i przeniósł pudło ze zdjęciami z
piwniczki do kuchni. Włączył górne światło, nastawił kawę i otworzył
kartonowe wieczko. Popatrzyła na niego jego własna twarz.
Podwójna. Kiedy powiedział Lauren o sytuacji panującej pomiędzy
nim i bratem, zdjęła kolaż z korkowej tablicy.
Wyciągnął garść fotografii i rozłożył je na kuchennym blacie jak
wielką talię kart. Kiedy współpracowali z Mattem, zawsze zwyciężali.
Zobaczył to na zdjęciach zachowanych na kliszy Huntera. Blizniacy,
wystarczająco jednakowi, by na większości z nich nie potrafił
odnalezć siebie. Każda z twarzy uśmiechnięta, triumfująca, w
świetnym zdrowiu, pełna pogody ducha, przepełniona... braterstwem?
Czy to magia Huntera zbliżyła ich do siebie przez te lata, czy
prawdziwe poczucie więzi rodzinnej? Jeśli było to prawdziwe
uczucie, jak ich ojciec mógł pragnąć je zniszczyć? Lecz wymagania
testamentu ojca nie zniszczyły go. To Matt. Oszukał Luke'a, żeby jako
pierwszy zdobyć ten milion.
106
RS
 Wasz ojciec wychował was obu tak, żebyście wygrywali, więc
żaden z was nie byłby usatysfakcjonowany zwycięstwem uzyskanym
nieczystymi metodami".
SÅ‚owa Lauren.
Patrzył na zdjęcia na stole, nie widząc ich. Jego myśli biegły do
kobiety śpiącej w łóżku na górze. Gdyby nie wymóg testamentu
Huntera, nigdy nie wziÄ…Å‚by sobie tygodnia, a co dopiero miesiÄ…ca
wolnego od pracy. Owszem, miewał randki, kiedy ktoś zwracający
uwagę pojawiał się w jego świecie. Potrafił też w razie potrzeby
znalezć chętne partnerki do łóżka, lecz nigdy nie poświęcił dość czasu
na to, by dobrze poznać kobietę. Dowiedzieć się, jaki jest jej ulubiony
film, jaką poranną kawę lubi i czym się różni od tej, którą lubi
wieczorem, i jak wygląda głupawy uśmieszek, który ma na twarzy,
gdy ją przyłapie na gapieniu się na niego.
Opadł na oparcie, przemyśliwując wszystko jeszcze raz i
próbując zrozumieć, jak te elementy układanki do siebie pasują.
Pukanie do kuchennych drzwi wyrwało go z zadumy. Podniósł
wzrok znad zdjęć i wyjrzał przez złożone z wielu szybek okienko w
drzwiach. Zobaczył samego siebie. Zaskoczony Luke zerwał się.
Ochłonął ze zdumienia, gdy gałka drzwi się obróciła i zdał sobie
sprawę, że do kuchni wchodzi Matt, a nie jego własny duch.
- Bracie - odezwał się gość. - Dawnośmy się nie widzieli.
Luke stanął, opierając się o stół i wykorzystując swoje ciało jako
parawan zasłaniający zdjęcia przed wzrokiem swego blizniaka.
Ostatnia rzecz, jakiej potrzebował, to żeby Matt uznał go za
107
RS
sentymentalnego idiotę. Przed bratem nie zamierzał ujawniać żadnej
słabości.
- Co tu, u diabła, robisz?
Gość podszedł do blatu i nalał sobie kubek kawy.
- Pomyślałem, że zajrzę. Zobaczę, czy ci czego nie potrzeba. -
Rozejrzał się po pomieszczeniu, prześlizgując się wzrokiem po
granitowych blatach i lśniących, nierdzewnych przyborach. - Hunter
odwalił kawał dobrej roboty, jeżeli sądzić po wyglądzie domu z
zewnÄ…trz i tego pomieszczenia.
Luke skrzyżował ręce na piersi.
- Będzie ci wystarczająco wygodnie, kiedy nadejdzie twój
miesiÄ…c. A teraz idz i poczekaj na swojÄ… kolej.
Matt oparł się o blat, naśladując pozę Luke'a przy stole.
Przechylił głowę.
- Ty też świetnie wyglądasz. Wypoczęty.
- Nie ma tu wiele do roboty poza odpoczywaniem.
- Jest w tym coś więcej - rzekł Matt. - Nie bardzo wiem, na czym
to polega, ale...
- Ale uważam, że twoją ocenę mojego wyglądu można
wytłumaczyć faktem, że nie widzieliśmy się... jak długo?
- No, w zeszłym roku wpadliśmy na siebie na tym parkingu koło
opery. Obaj mieliśmy bilety na...
- Wagnera - powiedzieli jednocześnie.
- Boże, ratuj! - znów w tandemie.
108
RS
Uśmiechnęli się na to równocześnie. I obydwa uśmiechy znikły
w tej samej chwili, jakby w jednym momencie przypomnieli sobie o
długotrwałej wrogości.
- Twoja towarzyszka była olśniewająca - oznajmił Matt.
- Twoja też - odparł Luke. - Kobieta, z którą byłem... Przerwał,
jakby nagle pomyślał o kobiecie, z którą jest teraz. Zpiącej na górze,
w jego łóżku. Zacisnął zęby, oderwał się od stołu i skierował do
kuchennych drzwi.
- Choć odwiedziny były miłe, najwyższa pora, żebyś sobie
poszedł.
Lecz wzrok jego brata padł na zdjęcia, które chciał ukryć. Nie
wypuszczając kubka z dłoni, Matt podszedł do stołu, zamiast do
drzwi, które Luke trzymał znacząco otwarte. Podniósł fotografię i
przyjrzał się jej.
- Gdzie się to wszystko podziało? - powiedział cicho,
odwracając zdjęcie w stronę Luke'a. - Ty i ja, zaśmiewający się razem.
- Poszło do diabła, dokładnie tam, gdzie chciałbym cię odesłać
teraz - odparł Luke, przymrużonymi oczami obserwując mężczyznę,
który przyrzekł poślubić jego Lauren.
Nie mógł się pozbyć z myśli tego obrazu: jej idącej nawą prosto
w ramiona człowieka, który zawsze zabierał to, czego Luke pragnął.
Uznanie ich ojca. Rodzinny majątek. Kobietę śpiącą na górze.
- Czas na ciebie, Matt.
- Cymbale, powtarzam po raz ostatni, nigdy nic ci nie zrobiłem,
rozumiesz? Wiem, że nie wiadomo dlaczego, jesteś przekonany, że w
jakiś sposób pozbawiłem cię szansy na zdobycie majątku Bartonów,
109
RS
ale nie zrobiłem tego. I to ty odmówiłeś pózniej przyjęcia swojej
połowy.
Luke nie miał czasu na roztrząsanie tego wszystkiego. Lada
moment Lauren się obudzi, poczuje zapach kawy i zejdzie na dół,
gdzie znajdzie jego i... jego. W dwóch egzemplarzach.
- Wyjdz, Matt.
Ani myślał się ruszyć.
- Nie, dopóki się nie rozmówimy na ten temat. Chory już jestem
od tych twoich fałszywych oskarżeń i pełnych goryczy aktów zemsty
ciągle wiszących mi nad głową.
Ze złości Luke'owi aż zabrakło tchu. Fałszywe? Pełne goryczy?
Jak brat mógł tak zlekceważyć jego krzywdy? Wciąż jednak to nie był
właściwy czas - a ściślej mówiąc, w ogóle nie było czasu - na
wyjaśnianie sobie tego. Gwałtownym ruchem głowy wskazał otwarte
drzwi.
- Mówię ci, żebyś wyszedł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •