[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie bójcie się - usłyszeli smardza, który czytał w ich myślach. - Istnieją jeszcze inne
plemiona! Co z tymi Rybiarzami, o których nam mówiono? Sprawiają wrażenie plemienia bardziej
uległego od Pasterzy Poproś Yattmur, by nas tam zaprowadziła.
- Daleko stąd do Rybiarzy? - zagadnął Gren dziewczynę Pasterzy
Uśmiechnąwszy się do niego, ścisnęła mu dłoń.
- Z przyjemnością cię do nich zaprowadzę. Stąd widać ich siedziby. - Yattmur wskazała w
kierunku podnóża wulkanu. Po drugiej stronie góry widniała szczelina u podstawy Czarnej Gardzieli.
Ze szczeliny wypływał szeroki, rwący potok. - Tam płynie Długa Woda - powiedziała. - Czy widzisz
cudaczne brzuchate drzewa? Jest ich trzy, rosną na brzegu. Tam właśnie mieszkają Rybiarze.
Uśmiechała się, patrząc Grenowi prosto w oczy. Jej uroda zawładnęła jego zmysłami jak coś
namacalnego.
- Wynośmy się z tego krateru, Poyly - powiedział.
- To straszliwe śpiewające monstrum...
- Wyciągnęła dłoń.
Gren uchwyciwszy ją, postawił Poyly na nogi.
- Ruszajmy więc - powiedział ostro.
Objęła prowadzenie i zaczęli schodzić w kierunku wody, zerkając za siebie bojazliwie, czy nic
nie wylazło z wulkanu i nie człapie za nimi.
Dotarli do Długiej Wody u stóp Czarnej Gardzieli. Gdy tylko wymknęli się z cienia wulkanu,
legli w słońcu nad brzegiem rzeki. Wody toczyła ciemne, bystre, gładkie. Na przeciwległym brzegu
zaczynała się znowu dżungla, roztaczając przed ich wzrokiem kolumnadę pni. Po ich stronie lawa
odparła ten wybujały gąszcz na kilka metrów.
Poyly zanurzyła dłoń w wodzie. Płynęła tak wartko, że przy jej dłoni utworzyła się kolista fala.
Skropiła czoło i przetarła twarz mokrą ręką.
- Jestem ogromnie zmęczona - powiedziała. - Zmęczona i jest mi niedobrze. Nie chcę iść dalej.
Cała ta okolica jest tak obca, niepodobna do przyjemnych środkowych pięter dżungli, gdzie
mieszkaliśmy z Lily - yo. Co się tutaj dzieje ze światem? Wścieka się czy rozpada? Czy się tutaj
kończy?
- Zwiat się musi gdzieś kończyć - zauważyła Yattmur. - Koniec świata może się okazać dobrym
początkiem naszej dalszej drogi - zabrzęczał smardz.
- Poczujemy się lepiej, kiedy wypoczniemy - odparł Gren. - I wtedy będziesz musiała wrócić
do swych Pasterzy, Yattmur.
Spoglądając na nią, uchwycił kątem oka ruch za plecami. Odwrócił się i ze sztyletem w ręku
zerwał na widok trzech owłosionych mężczyzn, którzy wyrośli nagle jak spod ziemi. Dziewczyny
również się zerwały.
- Nie rób im krzywdy, Gren! - zawołała Yattmur. - To są Rybiarze, zupełnie nieszkodliwi.
I rzeczywiście przybysze nie wyglądali groznie. Po bliższym przyjrzeniu się Gren nabrał
wątpliwości, czy to w ogóle ludzie. Wszyscy trzej byli pulchni, pod obfitym owłosieniem ciało mieli
gąbczaste, przypominające zbutwiałą tkankę roślinną. Wprawdzie za ich pasami tkwiły noże, ale w
dłoniach nie mieli żadnej broni, a ramiona zwisały im bezczynnie po bokach. Pasy plecione z leśnych
pnączy stanowiły ich jedyny strój. Ten sam wyraz umiarkowanego idiotyzmu na twarzach upodabniał
ich wszystkich do siebie. Nim przemówili, Gren odnotował jeszcze jeden godny uwagi szczegół:
każdy z nich miał długi, zielony ogon, dokładnie taki, o jakim opowiadali Pasterze.
- Czy przynosicie nam coś do zjedzenia? - zapytał pierwszy.
- Czy przynieśliście coś dla naszych brzuszków? - zapytał drugi.
- Czy możemy zjeść coś z tego, co przynieśliście? - zapytał trzeci.
- Oni myślą, że jesteście z mojego plemienia, jedynego, jakie znają - wyjaśniła Yattmur. Ona
też udzieliła Rybiarzom odpowiedzi: - Nie mamy nic dla waszych brzuchów, o Rybiarze. Nie
przyszliśmy do was w odwiedziny, jesteśmy w podróży.
- Nie mamy dla was ryby - odparł pierwszy Rybiarz, a cała trójka dodała niemal chórem:
- Już niebawem będziemy tu mieli porę połowu.
- Nie mamy nic do wymiany na jedzenie, ale z przyjemnością zjedlibyśmy kawałek ryby -
odezwał się Gren.
- Nie mamy ryby dla was. Nie mamy ryby dla nas. Pora połowu będzie już niebawem -
odpowiedzieli Rybiarze.
- Wiem. Już to słyszałem - powiedział Gren. - Chodzi mi o to, czy dacie nam rybę, kiedy ją
będziecie mieli?
- Ryba to smaczna rzecz. Dla każdego jest ryba, kiedy przychodzi.
- Dobrze - powiedział Gren, dodając na użytek Poyly, Yattmur i smardza: - Ci tutaj wyglądają
na niezłych prostaków.
- Prostacy czy nieprostacy, nie wzięli udziału w wyścigu po własną śmierć do Czarnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl