[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zawodzi, gdy w grę wchodzą kobiety. Ja jednak myślę, że to nie jest kwestia szczęścia.
Mężczyzni z rodu Stockbridge'ów, podobnie jak Ballardowie, nie są w stanie kochać nikogo
ani niczego oprócz swojej ziemi".
Rebeka podniosła wzrok znad zeszytu i zadumała się nad losem młodej, nieśmiałej
kobiety, która była matką Kyle'a. Po chwili znów zagłębiła się w lekturze.
"Chłopiec ma dopiero dwa latka. Nie będzie pamiętał matki. Szkoda, bo to oznacza, że nie
zazna ani delikatności, ani czułości. Niczego, co mogłoby zrównoważyć wpływ Cale'a. Ale
nikt nie może winić Marthy za to, co zrobiła. Która kobieta byłaby w stanie znosić
gwałtowny charakter i brutalność Stockbridge'a? Wyrasta następne pokolenie bezwzględnych
arogantów. Widziałam kiedyś małego Kyle'a z ojcem w mieście. Wygląda dokładnie takjak
Cale, ma nawet takie same przerażające, zielone oczy. Nie ma w sobie nic z Marthy.
Mężczyzni Stockbridge'ów to' dynastia smoków, a ich dzieci to krew z ich krwi".
88 " MAGIA KOBIECOZCI
Dynastia smoków. Rebeka omal się nie roześmiała, przypomniawszy sobie, jak pracownicy
Kyle'a często nazywali go smokiem. Alice jednak myliła się co do jednego. Ani smoki, ani
ktokolwiek inny nie płodzi własnych wiernych kopii.
N ie wiedziała, jaki był Cale, z całą pewnością jednak nie był to facet, który dał się
kochać. Ale Kyle nie był dokładną kopią ojca. Znała go dostatecznie dobrze, by o tym
wiedzieć. A poza tym zakochała się w nim. I już samo to czyniło go człowiekiem, który daje
się kochać.
Oczywiście, to także może stawiać pod znakiem zapytania jej inteligencję, zreflektowała
siÄ™.
Nagle usłyszała stukot końskich kopyt. Przestraszona zamknęła dziennik i podeszła do
okna. Otworzyła je i wydało jej się, że cofnęła się w przeszłość, jak gdyby w Dolinie
Harmonii czas zatrzymał się raz na zawsze.
Zauważyła nadjeżdżającego na czarnym ogierze Kyle'a. Koń szedł krótkim galopem, miało
się wrażenie, że zwierzę i siedzący na nim mężczyzna są ze sobą zrośnięci. Obok biegła
młoda klaczka. Była już osiodłana i Kyle trzymał ją za cugle.
Obserwowała Kyle'a i oba konie. 'Kyle jest wręcz stworzony do tego krajobrazu,
pomyślała. Tutaj dopiero jest naprawdę u siebie.
- Dzień dobry, Becky - powiedział, podjeżdżając pod sam ganek. Ogier lekko potrząsnął
grzywÄ…· Kyle pochyliÅ‚ siÄ™ i poklepaÅ‚ go po pysku. Oczy mu bÅ‚yszczaÅ‚y. - Nie odbieraÅ‚aÅ›
telefonu w motelu, więc pomyślałem, że znajdę cię tutaj. Przyjechałem, żeby cię zabrać na
śniadanie.
- Pojedziemy do miasta? - spytała.
- Nie - pot~ząsnął głową. - Pojedziemy w góry.
- Wskazał przytroczoną do siodła torbę. - Mam tutaj
herbatniki i kawÄ™.
MAGIA KOBIECOZCI " 89
- Skąd wiesz, że umiem jezdzić konno?
- Instynkt mi podpowiada - uśmiechnął się. - Ale
nawet jeśli nie umiesz, to nie powód do zmartwienia. Atheny mógłby dosiąść każdy. Jest
Å‚agodna jak baranek.
- A twój koń? - spytała z ciekawością.
Kyle poklepał ogiera po karku. Koń uderzył kopytem o ziemię.
- Oto Tulip - przedstawił żartobliwie ulubionego konia.
- Tulip* - roześmiała się. - Nie przypomina tulipana.
. - Nie nazwano go tak dla jego wyglÄ…du, tylko cha-
rakteru. .
- Ach tak. Przypuszczam, że jest przemiły i delikatny.
- Szczerze mówiąc, niezły z niego gagatek - powiedział Kyle. - Zwłaszcza gdy przez jakiś
czas siÄ™ go nie dosiada.
- Wyglądacie na zżytych ze sobą.
- Rozumiemy siÄ™.
- Pokrewieństwo dusz, co? - uśmiechnęła się.
Kyle wyprostował się w siodle. - Jedzmy - rzucił.
Rebeka milczała przez chwilę, zastanawiając się, co zrobić. Mogła tu zostać i umierać z
głodu. Albo też mogła wsiąść na konia i w brzasku rannego słońca zjeść z Kyle'em śniadanie.
Nie warto się spierać.
Włożyła do kieszeni klucze do domu, bez słowa zeszła z ganku i zbliżyła się do Atheny.
Włożyła nogę w strzemię i wskoczyła na siodło.
- Umiesz jezdzić konno, prawda? - spytał Kyle.
- JakoÅ› sobie poradzÄ™.
" tulip - (ang.) tulipan
90 " MAGIA KOBIECOZCI
Tak myślałem. Zawsze sobie radzisz. Jesteś kobietą, dla której nie ma przeszkód. - Trącił
piętami Tulipa i ogier wyskoczył do przodu.
Athena ruszyła za nim. Rebeka głęboko wciągnęła powietrze i usadowiła się wygodnie w
siodle. Góry wyglądały jak w bajce. Promienie słońca tańczyły na dalekich szczytach i
iskrzyły się w wodach zatoki. Pąki dzikich kwiatów otwierały się pod wpływem ciepła z
zapałem godnym młodych kochanków.
Kyle jechał w milczeniu, od czasu do czasu zerkając przez ramię, czy Rebeka dotrzymuje
mu kroku. Z uznaniem patrzył, jak pewnie trzyma się w siodle.
Gdy wreszcie dal znak, by się zatrzymać, znajdowali się już wysoko na przełęczy, skąd
rozciągał się wspaniały widok na dolinę. Zatrzymali konie. Rebeka skrzywiła się, zsiadając.
- Będę jutro czuła wszystkie kości - jęknęła. - Od lat nie siedziałam na koniu.
- Mam coś, co ci poprawi nastrój - roześmiał się Kyle, wyjmując z torby termos. - Kawę.
- Dobrze mi zrobi - odparła, podchodząc nieco wyżej, by mieć lepszy widok. Dolina
Harmonii rozciągała się przed nią w całej okazałości.
- Pięknie tu, prawda? - Kyle stanął obok. Podałjej herbatniki i kawę.
- Pięknie - przyznała.
- Przyjeżdżałem tu czasem, gdy byłem chłopcem.
Stawałem na skale i powtarzałem sobie, że pewnego dnia to wszystko w dole będzie należało
do mnie. Postanowiłem, że to ja będę tym Stockbridge'em, któremu w końcu uda się zdobyć
tÄ™ dolinÄ™.
~ Nie brakowało ci pewności siebie.
- Wiedziałem, czego chcę. T o wszystko.
MAGIA KOBIECOZCI. 91
- A dlaczego to dla ciebie takie ważne?
- Dlatego - odparł, ogarniając wzrokiem dolinę.
- No tak, to jest powód - przyznała sarkastycznie.
- Gdy mężczyzna czegoś pragnie, gdy czuje całym
sobą, że coś do niego należy, to wystarczający powód, by do tego dążyć. Tylko kobiety mają
zwyczaj drobiazgowego analizowania normalnych ludzkich pragnień, starając się dociec ich
zródeł.
Rebeka usiadła na chłodnym granitowym głazie.
Kubek z kawą przyjemnie grzał jej dłonie.
- Myślę, że można by się spierać co do tego, ale jakoś nie mam ochoty. Czy przywiozłeś tu
kiedyś żonę? Albo Darlę?
Kyle znieruchomiał na chwilę, po czym usiadł
obok niej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]