[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zamieszkiwane przez bestie miasta otaczały ogromne cmentarzyska.Na nich
nie budzące juz strachu mnogie kadłuby rozpadały sie w rdzawy pył, w
nedzne mogiły.
Podczas gdy saczyliśmy wino i zajadaliśmy cukierki, karły i chłopcy tańczyli
na murawie.Część mlodzieży dosiadła swoich gęsiolotów i popedałowała nad
naszymi głowami na powietrzne zapasy.Przez cały ten czas czarno odziany
tłusty chłopiec stal samotnie, pogrążony w rozmyślaniach.
Portinari, Clyton i ja śmieliśmy, gawedziliśmy i flirtowaliśmy z
przechodzącymi mimo wiejskimi dziewczynami.Było mi bardzo miło gdy
Portinari wytłumaczył im mój paradoks niedokładności.
Kiedy dziewczeta odeszły, Clayton wstawszy owinął sie płaszczem i
zaproponował, abyśmy ruszali z powrotem do promu.
- Słońce kłoni się ku zachodowi, przyjaciele, a wzgórza lśńią mosiądzem od
jego blasku - uroczyście wskazał ręką na słońce.
- Jestem pewien, że cała jego trajektoria poświęcona jest potwierdzeniu
owego aforyzmu Bryana, wedle którego jedynie trwałe szczęscie kryje się w
rzeczach przemijalnych.To nam przypomina, ż e rozzłocone popołudnie jest
tylkosztuczna pozłota, ktora teraz staje sie coraz cieńsza.
-To mi przypomina, że staje sie coraz grubszy - Portinari dzwignął się z
ziemi, bekając i gładząc się po brzuchu.
Podniosłem rzezbiony okruch nagrobka i podałem go Clytonowi.
- Tak, chyba zatrzymam teń cień z parasolem, aż znajdę kogoś kto rzuci nań
trochę światła
- Czy on cię błaga o to ? - spytałem.
- Albo zaprasza ? - dodał Portinari.
- Sprawdza czy pada - powiedział Clyton.Roześmieliśy się znowu.
Przesłonięte niemal odrażającymi wyziewami własnej produkcji stado
maszyn zaleglo na poboczu drogi, żerując.
Droga przypominała twór natury.Ogromny busz pokrywający niemal całą
Strona 63
Brian W. Aldiss - Krążenie Krwi
planetę, tu wreszcie sie konczył, jak gdyby bez powodu ; równie
niewytłumaczalnie wyrastały tu gory, wznoszące się z ziemi jak góry lodowe,
ze skamienialego morza.Były wciąż jeszce młode i niespokojne.Droga biegła
wzdłuż ich podnóży, rąbek na skraji rozległych równin.
Była to dwudziestopasmowa autostrada, przystosowana zarówno do pod-,
jak i naddzwiękowego ruchu.Stado zapadlo na jednym z nielicznych
parkingów, obżerając się jeżdżącymi w maszynach miękkimi stworzeniami o
czerwonych wnętrzach.W stadzie bylo pięć maszyn, które ustawicznie cofały
się i wyły silnikami na wysokich obrotach, przepychając sie na lepsze miejsca
Sok tryskał z krat ich chłodnic, ściekal po maskach, osiadał mgłą na
szybach.Nad nimi wisiała błękitna chmurka ich skażonych
oddechów.Maszyny pożerały swoje mlode.
- A więc czas kończyć nasz wywczas !! - rzekł Clyton, biorąc na ramię swój
kamień.Tłum wciąż weselił się wzdłuż drzew.
Gdyśmy odchodzili, zdarzało się, że pozostałem z tyłu za mymi
przyjaciółmi.Wiedziony odruchem, złapałem za rękaw tłustego chłopca w
czerni i powiedziałem :
- Czy pozwolisz, że obcy człowiek zapyta, co też zaprzątało twoje myśli przez
całe to wspaniałe popołudnie?
Gdy zwrócil twarz ku mnie i zdjął maskę, ujrzałem jak był blady ; Obfitość
ciała niczym nie zaznaczała się na jego twarzy, która przypominała czaszkę.
Patrzył na mnie długo, zanim powiedział powoli :
- Być może prawda jest przypadkiem - i spuścił wzrok ku ziemi.
Te słowa zaskoczyły mnie.Nie potrafiłem znalezć żadnej repliki, być może
dlatego, że jego poważne zachowanie nie licowałoby z ciętą odpowiedzią.
Dopiero kiedy odwrócilem się, aby odejść, dodał :
- Mogło tak być,że ty i twoi przyjaciele całe to popołudnie mówiliście prawdę
przez przypadek.
Może w istocie nasze poczucie czasu jest opaczne.Może wino nigdy nie jest
nalewane lub też nalewane zawsze.Być może jesteśmy sprzecznościami ,
każdy sam w sobie.Być może ...być może jesteśmy zbyt niedokładni , aby
przetrwać... .
Jakże melancholijna myśl na taki dzień jak dziś !
A oto i prom , unoszący się na ciemnej powierzchni jeziora, osłoniętego
cyprysami i przez to nieco ponurego - ale już latarnie zamigotały wzdłuż
brzegu i posłyszałem dzwięki muzyki , śpiew i śmiechy z pokładu . Tam w
gospodzie nasze ukochane będą na nas czekać i nowa sztuka rozpocznie się o
północy . Umiałem swoją rolęna pamięć , znałem każde słowo, marzyłem ,
aby wyjść zza kulis w blask świateł, być celem wszystkich oczu ...
- Chodzże, mój przyjacielu! - zawołał serdecznie Portinari, odwracając się od
Strona 64
Brian W. Aldiss - Krążenie Krwi
tłumu i biorąc mnie za ramię. - Spójrz, na pokładzie są moi kuzyni -
będziemy mieli wesołą podróż do domu.Zamierzasz tak trwać?
Przetrwać ?
Przetrwać ?
Przetrwać ?
Strona 65
[ Pobierz całość w formacie PDF ]