[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jedno zostało już zdradzone, więc mogę powiedzieć i drugie. Nazywam się Pablo
Kortejo.
O Boże! krzyknął Gasparino. Czyżby to było możliwe? Powiedziałeś przedtem, że
jest tu także twoja córka?
Bo jest.
Czy jej imię to Józefa?
Co? Znasz nas?
Gasparino natężył muskuły, łańcuchy zadzwięczały i zawołał:
O Boże! Do wszystkich diabłów! Czyli, że to prawda! Ten łotr zakonnik oszukał mnie i
uwięził tutaj! Potrzebuję siły, aby móc wyrwać te łańcuchy.
85
Na nowo zaczął się mocować, wszystko jednak daremnie.
Nie wysilaj się zabrzmiał ten sarn głuchy głos. To daremne. Powiedz nam lepiej skąd
nas znasz.
Skąd znam? Chciałbym aby całe to sklepienie razem z klasztorem zapadło się i razem
nas pogrzebało. Wiesz może kim jest mój towarzysz, który niedawno się obudził i wymienił
twoje nazwisko?
Skąd mam wiedzieć?
To Henryk Landola.
Po przeciwnej stronie zadzwięczały łańcuchy.
Henryk Landola? zawołał ponury głos,
Tak jest.
Kapitan okrętu?
Tak odparł Gasparino.
Tak jest, ja jestem Henryk Landola, kapitan dodał zagadnięty.
Czy to możliwe, a więc na dodatek i on złością zawołał Pablo ze złością. A ty kim
jesteÅ›?
Ja? Posłuchaj i przeklnij tę ziemię i wszystko co na niej żyje! Moje nazwisko jest twoim.
Moim?
Tak, bo ja jestem Gasparino Kortejo, twój brat.
Dwa równoczesne jęki przeszyły powietrze, męski i kobiecy. Po chwili zapadła cisza.
Pablo i jego córka usłyszawszy tę wiadomość stracili przytomność.
* * *
Czasem człowiek ma wrażenie, że niebo samo sprzyja opryszkom a wszystkie dobre
uczynki i plany sprawiedliwych obraca w niwecz. Ale boskie drogi nie sÄ… drogami ludzkimi.
Rober Helmer załatwiwszy swoje interesy w stolicy, udał się razem z majtkiem Petersem,
Sępim Dziobem i Grandeprisem w dalszą drogę.
Zaopatrzony w odpowiednie pisma od władz, które mogły mu otworzyć wszelkie drzwi, a
na dodatek posiadając tak znakomitych przewodników jak Sępiego Dzioba i Grandeprise'a,
mógł się spodziewać, że dogoni Korteja z Landola, a może nawet uda mu się przed nim
dotrzeć do Santa Jaga.
Niestety los nie był tak łaskawy. Drugiego dnia wieczorem przybyli do miasteczka
Zimpam. Wszystkie uliczki i place pełne były żołnierzy francuskich, którzy w prowincji
Queretaro rozpoczynali koncentracjÄ™.
Wszystkie gospody były tak przepełni one, że nie mogli otrzymać ani jednego łóżka. Nie
namyślali się wiele i pojechali poza mury miasta, w stronę niewielkiego strumyka, tam
postanawiając spędzić noc, lecz i tam zastali całą rzeszę żołnierzy, że z dala, na małym
kawałku trawy usiedli by odpocząć.
Ale to także nie podobało się to Francuzom. Po długich naradach postanowili wysłać
jednego ze swych podoficerów, aby tych meksykańskich cywilów nauczył rozumu.
Razem z nim podążył jeden ze starszych żołnierzy, który wsławił się w walkach w
północnym Meksyku. Na widok obcych, żołnierz ten przybrał ogromnie zdziwioną minę.
Odprowadził podoficera na stronę i powiedział cichu:
Jednego z nich już gdzieś widziałem. Jeżeli się nie mylę to walczył po stronie Juareza,
przeciw naszym wojskom. Tak, to rzeczywiście on, przypomina sobie, nazywa się Sępi
Dziób.
Nie mylisz siÄ™?
Nie, zresztą jest tu jeszcze dwóch, którzy byli wtedy ze mną, mogą więc potwierdzić
moje słowa.
86
Podoficer kazał ich przywołać, jak tylko zobaczyli Sępiego Dzioba, natychmiast
potwierdzili słowa swego kamrata. Oficer kazał im bacznie obserwować nieznajomych, sam
zaś udał się do generała i zameldował o zaistniałej sytuacji.
Nasi znajomi zostali jako podejrzani zaprowadzeni do komendy. Po długich badawczych
rozmowach generał rozkazał zatrzymać ich tak długo, dopóki ostatni żołnierz nie opuści
Zimapam.
Udało im się to dopiero po paru dniach. Można sobie wyobrazić, co Robert i jego
towarzysze przeżywali przez ten czas. Co prawda postanowili wnieść skargę na takie
samowolne postępowanie generała i jego podwładnych, lecz straconego czasu nikt im nie
mógł zwrócić.
Musieli przyznać, że Kortejo i Landola zdołali uciec i kto wie, czy uda się ich na nowo
odnalezć.
Na nowych koniach pognali w kierunku Santa Jaga.
87
WYMARZONY ZI
Kto wierzy w Boga i Jego opatrzność, ten wie, że właśnie w chwili, kiedy wszystkie nici
się rwą i kiedy wedle rozumu ludzkiego nadzieja całkiem znika, wszechmocna Jego ręka tak
układa zdarzenia, że ów tak długo upragniony cel jednym zamachem przyprowadza do
skutku.
W forcie Guadaloupe panował smutek. Komancze po tylu nieudanych napadach cofnęli się
i nie nękali więcej mieszkańców miasteczka. Paru myśliwych, którzy mieli za zadanie strzec
fortecy rozlokowali się w pobliżu pastwisk Apaczów. Nikt obcy nie przybywał w te strony,
nic więc dziwnego, że całe miasteczko osamotniało i nie było w nim widać żądnego życia.
Pewnego dnia venta starego Pirnero była całkowicie pusta. Resedilla siedziała przy jednym
oknie, a jej ojciec przy drugim. Na twarzy młodej dziewczyny, która była zajęta jakąś robótką
widać było spokój i rezygnację, natomiast jej ojciec patrzył ponurym wzrokiem w dal. Wkoło
panowała cisza.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]